Rozdział 1

19 2 0
                                    

Stoję na skraju lasu pełna obaw, ale i determinacji i czekam, aż się pojawią. Słońce chyli się ku zachodowi. Najpierw zmieniając swoją barwę na ostry pomarańczowy, a teraz znika za koronami drzew. Widok ten przypomina mi niejedną scenę z romantycznego filmu. W dzień podziwiałam tu piękne, góry widoki zapierające dech w piersiach. Nie na darmo nazwano to miejsce „Złotym Widokiem". Przyprawia ono o szybsze bicie serca, używane zbocze opada tu gwałtownie ku dolinie Kamiennej, stosuje malowniczy punkt widokowy. Ale nie tym razem. Dziś czuję się jakbym szła na skazanie. Moje życie zależy od ich decyzji. W ich rękach leży moje szczęście.

Pojawiają się, gdy tylko ściemni się do tego stopnia, aby w razie nieprzewidzianych gości mogli szybko schować się za jakimkolwiek drzewem lub głazem, ewentualnie usunąć do swojego świata. Wielka Trójca władców ziemi i naszych nauczycieli. Naszych, czyli wybranych przez los Dobrych Duchów Ziemi. Tak właśnie siebie nazywamy. Zawsze gotowi do pomocy, każdy z innym darem. Nie praktykujemy czarnej magii, nie nazywam się czarownikami, czarownicami czy wiedźmami, chociaż tak naprawdę po części są razem, jesteśmy w stanie stworzyć mikstury do ratowania życia lub poskramiania „tych złych". To jest ich wielu, i gdyby ludzie o tym wiedzieli, nie wiem czy żyli przez beztrosko i spokojnie. Prawda jest całkowicie prosta. My pomagamy, leczymy i wspieramy na duchu. Wszystko inne to pomówienia.

Zaraz powinni tu być. Zaczęłam rozglądać się wokoło, czy przypadkiem czegoś nie przegapiłam. To na pewno to miejsce - miejsce spotkań.

Nagle drzewa po prawej stronie zaczęły szeleścić. Pogoda była bezwietrzna, więc zwiastowało to tylko jedno. Wysłuchali mnie i przybyli. Teraz tylko muszę stanowczo obejmować im swoje argumenty i po sprawie. Eh, żeby to było takie proste jak się wydaje.

- Podejrzewamy po co Nas wezwałaś drogie dziecko -rozpoczął Liczyrzepa bez zbędnych ceregieli.

Tak, Liczyrzepa, czy jak kto woli Karkonosz, król gór, a raczej ich Dobry Duch, pilnujący flory i fauny w swoim królestwie. Jest władcą Karkonoszy, strzeże tu swoich podziemnych skarbów. Wielu myśli, że to tylko legenda, ludzie uważali go początkowo za złego ducha. Nic bardziej mylnego.

- Dawno cię nie widzieliśmy kochana, rzadko kiedy ktoś wzywa Nas wszystkich, a poza corocznymi obchodami świątecznych równonocy nie ukazujemy się bez potrzeby czy wezwania - zacząć Świętowit i zacząć mi się bacznie obserwować.

Za nimi stał Filip ze swoją nieprzeniknioną miną. Czułam, że wie o co mi chodzi. Wystarczyło  jedno moje spojrzenie na niego, a jego wzrok przenikał wszystkie myśli. Był najstarszym i najmądrzejszym naszym opiekunem, zajmował się nami i analizował wszystkie możliwe dary jakie posiadaliśmy.

Gdyby ktoś z normalnych, prostych ludzi usłyszał, że spotkałam się z dwoma władcami, którzy dla większości ludzi istnieli tylko w legendach, uznałby mnie za wariatkę, którą należy  zamknąć w zakładzie dla obłąkanych i nafaszerować lekami na wyprostowanie mózgu. Ale prawda była taka, że ​​oto właśnie stali przede mną, wraz z najlepszymi i najmądrzejszym specem od białej magii.

- Cieszę się, że Was widzę i chcę żebyście pomogli mi pozbyć się moich zdolności - powiedziałam, czym wywołałam ich poruszenie. Zaczęli mnie okrążać i energicznie kręcić głowami.

- To niemożliwe i dobrze o tym wiesz. Z tym trzeba się urodzić, nie da się tego nauczyć. Nie wyrzekniesz się swojego przeznaczenia. - Wzrok Liczyrzepy przeszył mnie na wylot.

- Nic nie rozumiecie! - krzyknęłam - Dlaczego nikt wcześniej nie powiedział mi o konsekwencjach? Dlaczego nikt nie pytał mnie o to, czy chcę być tą pieprzoną czarownicą ?!

Trzy pary oczu spojrzały na mnie jeszcze szerzej niż w czasie, gdy oznajmiłam im po co ich wezwałam. Nie lubili krzyków ani ludzi, którzy się im przeciwstawiają, ale na mnie patrzeli przychylniej. Dlaczego, nie wiem. Kiedyś się nad tym zastanawiałam, nigdzie jednak nie znalazłem odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Wiem tylko, że potrafię więcej niż inni tacy jak ja. Każdy z nas miał po jednym darze - w większości była to umiejętność mieszania leczniczych mikstur z ziół. Tych nazwano znachorami. Ja natomiast potrafię więcej, o wiele więcej. Odczytuję aurę człowieka i potrafię stwierdzić czy na coś choruje, czy też dolega mu coś innego. Z dużym wyprzedzeniem wyczuwam, zarówno niebezpieczeństwa jak i istoty nadprzyrodzone. O tak, w tym jestem najlepsza z nich wszystkich. Nie potrafiłam czytać w myślach, objęte instynktownie znajdowałam odpowiedź na nurtujące pytania, gdzieś między jawą a snem. No i te moje prorocze sny! Czasem męczące, jednak w większości przypadków z dobrym przekazem.

Na krawędzi. Pocałunek ciemności / WYDANA 17.04.2019R.Where stories live. Discover now