Rozdział II

791 10 1
                                    


Cześć wszystkim! Publikuję drugi rozdział swojego opowiadania. Jest to oczywiście ciąg dalszy, nasi bohaterowie wciąż są obecni w domu Andromedy, jednakże w tym rozdziale przenosimy się do myśli Narcyzy. Przedstawiam zatem pierwszą retrospekcję w moim fanfiction. Zapraszam do czytania i komentowania!

***

Ciąg dalszy:

Był początek lipca. Poprzedniego dnia Narcyza wraz z Andromedą wróciły ze szkoły do rodzinnego domu. Andromeda uzyskała prawie wszystkie owutemy, a Narcyza mogła się pochwalić, aż ośmioma Wybitnymi z sumów. Rodzice rzadko kiedy okazywali radość, ale tego dnia byli w nadzwyczaj dobrym humorze. Po godzinie osiemnastej rozległ się dzwonek u drzwi. Przyszła Bella razem ze swoim mężem Rudolfem - pobrali się dwa lata temu. Narcyza potajemnie wiedziała, że Bella nie czuje nic wielkiego do Rudolfa. Odkąd ukończyła szkołę pozbyła się chyba wszystkich uczuć. Stała się zimna, nawet oschła. Kiedyś taka nie była. Oczywiście, zawsze kłębiła się w niej wyższość, jednak nieraz jej uśmiech potrafił uszczęśliwić każdego. Tego dnia Bella wyglądała wyjątkowo groźnie. Miała na sobie długą, czarną szatę, a na tym pelerynę. Rudolf też wyglądał inaczej, niż młodsze siostry Belli go zapamiętały. Miał brodę, długie, pomierzwione włosy i nieobecny wyraz twarzy. Trochę tak, jakby przyszedł tu za karę. Usiedli przy stole, a rodzice rozkoszowali się widokiem swojej najstarszej córki z tak cudownym mężczyzną. No tak... może kiedyś Rudolf był cudowny. Spokojny, wiecznie pogrążony w lekturach, nie lubił naginać zasad i zawsze był czysty i schludny. To niewiarygodne, że tak krótki czas tak na niego podziałał. Z przystojnego, dobrego chłopca stał się bezwzględnym śmierciożercą. Zresztą, tak samo jak jego żona. Gdy wszyscy usiedli do stołu mama zaczęła snuć opowieści na temat czystości krwi, wspomniała o naszym kuzynie Syriuszu, dlaczego nie został jeszcze wydziedziczony i jak można trzymać coś takiego w domu. Takie tematy były na porządku dziennym, jednak rzadko się zdarzało, by towarzyszył temu uśmiech na twarzach rodziców. Andromeda pierwsza skończyła jeść. Narcyza obserwowała ją uważnie. I już wiedziała, ze jest coś nie tak. Z Andromedą miała zawsze dobry kontakt, nawet lepszy niż z Bellą. Bella za bardzo się zawsze puszyła i często traktowała Narcyzę jak dziecko. Andromeda natomiast zawsze widziała w niej młodą dorosłą, nigdy jej nie wyśmiała, zawsze pomogła. Różniła się od Belli, ale obie zawsze wyznawały te same zasady: z daleka od szlam i mugoli. Tego wieczoru Andromeda jednak zmieniła zdanie.

- Tato... mamo... - spojrzała na rodziców - nie wiem czy to najlepsza pora, ale... jestem zaręczona.

Druella upuściła widelec wpatrując się w swoją córkę. Cygnus natomiast nadal jadł ze stoickim spokojem. Zapytał:

- O! Widzę, ze podążasz śladami Belli, bardzo dobrze, trzeba wyjść za mąż jak najwcześniej, reputacja jest najważniejsza. 

-  A czy nie uważasz, że to za wcześnie? - Druella podniosła widelec i wróciła do posiłku. Nie wiadomo do kogo zadała to pytanie, bo patrzyła wprost na swojego steka - no wiesz... może jeszcze trochę czasu dla siebie, myślę, że za rok czy za dwa na pewno również będzie dobrze.

- Chcemy to zrobić już - skwitowała krótko Andromeda, bez wyjaśnień. Narcyza wpatrywała się w nią z lekkim smutkiem... Andromeda wychodzi za mąż... Andromeda się wyprowadzi! Natomiast Bella zdawała się całkowicie ignorować temat rozmowy. 

-  Świetnie! - rzekł Cygnus wciąż patrząc się na swój talerz. A kiedy poznam mężczyznę, który skradł serce mojej córki? - zapytał, po czym wziął chusteczkę i zaczął nią wycierać usta. Kolejne słowa wypowiadał już patrząc się na córkę. - Czy to ktoś od Traversów? Albo Rosierów... rzecz jasna tych dalszych? 

Siostry Black [1]Where stories live. Discover now