Rozdział 3

5 1 0
                                    


Pani Detektyw zaparkowała w garażu, zamknęła samochód, wyszła z garażu, zamknęła garaż, po czym udała się do drzwi frontowych, wyjęła z torebki klucze i włożyła je do zamka w drzwiach, a następnie je przekręciła. Wyjęła klucze z zamka, otworzyła drzwi, weszła do środka, zamknęła je na zamek, a klucze schowała z powrotem do torebki. Powiesiła po cichu kurtkę na wieszaku i ruszyła korytarzem w stronę sypialni. Właśnie stamtąd dobiegł go odgłos kroków. Wyjęła z torebki Sig-Sauera, piętnastonabojowy pistolet produkcji niemiecko – szwajcarskiej, wzięła go w dwie ręce i przyspieszyła, starając się jednak zachować w miarę cicho, co było dość łatwe z nogami w butach sportowych marki Nike.

Dźwięk, choć cichy, narastał. Pani Detektyw słyszała, że ten, kto znajduje się w sypialni, zbliża się do drzwi. Była już bardziej ufna w stosunku do ludzi, ale nie pozbyła się instynktu. Choć kochała Deana i swoją córeczkę całym sercem, cząstka tego, jaka kiedyś była, wciąż tliła się w jej wnętrzu. On zaś z miłości do niej zgodził się nawet przyjąć jej nazwisko, choć pewnie nawet sam by to zaproponował, ponieważ jego własne nie brzmiało zachęcająco.

Krok za krokiem, Pani Detektyw zbliżała się do sypialni. Gdy była już dwa metry od drzwi, te się otworzyły. Zdecydowała się na ryzykowny krok. Mimo swojego wzrostu, czyli mniej niż metr siedemdziesiąt, przeskoczyła tę odległość, odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni w lewo i podniosła pistolet. Zrobiło jej się natychmiast okropnie głupio, gdy zobaczyła, iż celuje Deanowi między oczy. Wypuściła powietrze i schowała pistolet do torebki.

- Wojownicza jak zawsze – skomentował jej mąż i wyciągnął w jej stronę ramiona, by ją przytulić. Odwzajemniła uścisk. Trwali tak kilkanaście sekund. „Jaka byłam głupa" – pomyślała. Zamiast się tłumaczyć, zapytała:

- Śpi?

- Jak aniołek – odpowiedział Dean. – Choć, na stole w salonie czeka kolacja. Myślałem, że zostaniesz dłużej w pracy, więc właśnie miałem się kłaść, ale i tak zrobiłem porcję dla nas obojga.

W tym domu to Dean zajmował się przygotowywaniem posiłków. I był świetnym kucharzem. We wszystkich sprawach dotyczących domu i ich wspólnego życia decydowali wspólnie, ale w kuchni Dean rządził niepodzielnie. Przyjmował słowa krytyki, ale zdarzało się to niezwykle rzadko, a i wtedy jego żona nie mówiła całkiem serio. Po prostu droczyła się z nim, grała mu na ambicji. A teraz jeszcze to właśnie on spędzał więcej czasu z ich córeczką, gdyż ona była ciągle w biegu. Dlatego tez odszedł z pracy w korporacji i zatrudnił się w mniejszej firmie, dla której mógł pracować nie wychodząc z domu. Oboje jednak wciąż siebie nawzajem zaskakiwali.

- Miałam ciężki dzień – wyznała Pani Detektyw. – Została porwana dziewczyna i według Chrisa mamy niecałą dobę na to, aby odnaleźć ją żywą.

- Współczuję jej rodzicom, muszą przeżywać koszmar – powiedział Dean. – Nie wyobrażam sobie, co zrobiłbym, gdyby porwano naszą córeczkę.

- Nic by nie było – odpowiedziała Pani Detektyw. – Odstrzeliłabym draniowi łeb, zanim dotarłby do drzwi.

- I dlatego cię kocham.

...

Thomson gnał na złamanie karku. Postanowił pojechać nieco krótszą trasą i do granicy z Idaho zbliżał się szybciej, niż planował. Nie mógł sobie pozwolić na spóźnienie. Reacher wciąż spał. Pułkownika naszła przy tym myśl, jaka była największa prędkość pojazdu, jakim poruszał się kiedyś były major.

Pędził. Ścigał wschód słońca. Czuł się jak rewolwerowiec w westernie. Nie miał czasu do stracenia. Od tego, jak szybko przyjedzie do Las Vegas, zależy ludzkie życie. Dawno temu obiecał coś przyjacielowi i właśnie nadszedł czas, by dotrzymać obietnicy.

...

Ucałowawszy męża, Pani Detektyw szybkim krokiem wyszła z domu, udała się do garażu, wsiadła do auta, wycofała je na podjazd, zawróciła i ruszyła w stronę centrum miasta. Szanse na odnalezienie dziewczyny znacznie zmalały. Co prawda Chris i jego kontakt działali cały czas, ale ostatecznie to ona będzie musiała wkroczyć do akcji. Nie zamierzała jechać jednak do biura. Czekała na telefon od Chrisa. Spodziewała się nowych informacji. Życie wiele ją nauczyło, wciąż nabywała nowych doświadczeń. Świadczenie wielu rodzaju usług w ramach zawodu prywatnego detektywa było jak mało co źródłem takich właśnie rzeczy.

Mknęła przez miasto, nie licząc się z tym, że może zatrzymać ją jakiś policjant.

Zadzwonił telefon. Chris.

...

Thomson zwolnił tylko na chwilę, by nie dać się zatrzymać przy granicy stanu. Gdy tylko nieco się oddalił, znów przyspieszył. I właśnie w tym momencie Reacher zaczął się budzić. Zamrugał kilka razy. Zaniepokojony, spojrzał na kierowcę.

- Czemu tak pędzimy?

- Moja córka zaczęła rodzić przed czasem – wyjaśnił Pułkownik. – Nie chcę nawet myśleć, że jej albo dziecku stanie się krzywda. Muszę być przy niej.

Reacher nie skomentował tego. Co miałby powiedzieć? Że mu przykro? Że współczuje? Poprosić, aby Pułkownik go wysadził i pojechał dalej bez niego? Każda z tych rzeczy wydała mu się równie głupia. Ot, wysiądzie pod szpitalem i pójdzie w swoją stronę. Zamierzał trzymać się od Las Vegas z daleka. Złapie tam okazję i pojedzie gdzie indziej, najlepiej poza granice stanu. Po co w ogóle wsiadał, skoro wiedział, że Thomson jedzie do Nevady? Odpowiedź była jedna: nie chciał się spalić. A teraz zaczynał żałować, że jednak wsiadł. Może następny kierowca zabrałby go. W końcu parę minut więcej nie zrobiłoby wielkiej różnicy. Na razie jednak postanowił po prostu pomilczeć.

...

Pani Detektyw pędziła na spotkanie z Chrisem. Wpadł na znaczący trop. Umówili się na spotkanie. Kontakt Chrisa chciał się z nią widzieć. Nie zwykła praktykować takich rzeczy, jednak ze względu na to, iż czas uciekał nieubłaganie, postanowiła zrobić wyjątek. Prawdopodobnie mężczyzna, który jak dotąd nie ujawnił swojej tożsamości spodziewał się, iż wejdą do akcji odbicia we trójkę. Czas upływał, ale czuła, że i tak musi mu to wyperswadować.

...

Tymczasem pewien mężczyzna stał w wielkim, pustym hangarze, dwa metry od przyspawanego do podłogi metalowego krzesła, na którym siedziała przykuta kajdankami za wszystkie kończyny Natalie. Na jej twarzy malował się strach, jednak jak dotąd nie odezwała się ani słowem, co było dość niepokojące. Oboje milczeli, ale mężczyzna czuł, że w każdej chwili może stracić nad sobą panowanie i uderzyć dziewczynę. W prawej ręce trzymał łom. Był gorącokrwisty i już nieraz zdarzyło mu się kogoś pobić lub zabić, jednak jego ofiarami zawsze były osoby, których nikt nie szukał, i za którymi nikt nie tęsknił. On zaś nie miał wyrzutów sumienia. Tym razem jednak było inaczej. Ta dziewczyna była wiele warta. Jej ojciec był dziany, ale jemu nie chodziło o pieniądze. Dziewczyna miała być pułapką. Nie miał wątpliwości, że jej ojciec nie pójdzie na policję, lecz zwróci się do prywatnego detektywa. A jeśli prywatny detektyw, ten, o którym myślał, uruchomi swoje kontakty, będzie mógł zrobić to, co planował od dawna. Gdy już to zrobi, życie dziewczyny straci na znaczeniu. On zaś zniknie i nigdy go nie znajdą.

Natalie niespokojnie poruszyła się na krześle. Mężczyzna z Łomem pomyślał, że źle to wygląda. Jeszcze chwila i dziewczyna się odezwie. A wtedy nie wie, co zrobi. Nie wie, czy zdoła utrzymać ręce z dala od niej. Mimo wszystko wolał do czasu nie czynić jej większej krzywdy.

Opuściła głowę, po chwili zaś podniosła ją znowu i spojrzała mu prosto w oczy. Niedobrze.

- Wypuść mnie, a nikomu nic nie powiem.

Nie zamierzał tego robić. Nie był głupi, był za to pewny siebie. Nie zasłonił twarzy. Zamierzał zniknąć. A wcześniej ją zabić. Zabije ją, jak tylko jego plan zadziała. Zrobi to, co planował od dawna i zniknie. Prosta sprawa.

Natalie, widząc że porywacz nie reaguje, zamilkła. Dalsze prośby czy cokolwiek, co chciała powiedzieć, nie odniosłoby skutku, a przynajmniej nie taki, jakiego by chciała. Nie zamierzała się jednak poddawać. Zaczynała się też zastanawiać, czy ten mężczyzna zażądał okupu. Jeśli tak, to jej słowa nie miały żadnego znaczenia. Może wymiana miała nastąpić już wkrótce. A może nie.

Tydzień późniejWhere stories live. Discover now