Epilog.

345 44 13
                                    

Seasons may change, winter to spring;
But I love you until the end of time.

Co ja jeszcze mogę dodać? Że wszystko ułożyło się pięknie, doskonale, bez żadnych komplikacji, błędów i żyliśmy razem długo i szczęśliwie? Otóż nie, bo oszukiwałbym wtedy wszystkich dookoła. Nie ułożyło się tak.

No może oprócz tego ostatniego.

Bo zdarzały się różne dni. Takie, podczas których zapominaliśmy o bożym świecie, o wszystkich problemach, gdy wszystko wyglądało jak z cukierkowych komedii romantycznych. A zdarzały się też takie dni, lub nawet cykle dni, kiedy każdy z nich był przetrwaniem. Dla ciebie i dla mnie. Były spokojnie przespane nocy, na których podstawie zastanawiałem się czy trochę nie podkoloryzowałeś swoich opowieści. A były też te, podczas których rzeczywiście nie spaliśmy oboje, ty niekiedy nawet nie mogąc położyć głowy na poduszce, a ja próbując cię jakoś uspokoić moimi marnymi siłami. Wtedy to ja czułem się tak cholernie beznadziejnie, bo nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko być przy tobie i starać się dać ci tyle, ile jestem w stanie. Co moim zdaniem nie do końca mi się udawało, a przynajmniej nie zawsze. Czasem po prostu tuliłem cię w ramionach, a czasem gadałem co tylko ślina mi na język przyniosła, abyś skupił się na moich słowach, na moim głosie, a nie na uczuciu paniki i braku oddechu.

Wiem jak cholernie ciężko jest ci przyznać, że coś jest nie tak. Jak za każdym razem wstydzisz się, że niby jestem zmuszony na to patrzeć, mimo że wielokrotnie tłumaczyłem ci, że nie masz czego i to nie twoja wina. I miałeś trochę racji mówiąc, że będę się martwił i może być ciężko, bo czasami rzeczywiście nie śpię, nawet wtedy kiedy ty już zaśniesz, bo po prostu się o ciebie boję. Ale nigdy, za nic na świecie nie zamieniłbym tego na jakiekolwiek inne rzeczy. Bo nic tak nie wynagradza mi tego wszystkiego jak twój uśmiech, skierowany do mnie przez większość dni, jak twoja obecność i wszystkie, dosłownie wszystkie chwile spędzone z tobą. I nie chciałbym być nigdzie indziej, z nikim innym. I owszem, nie układa się tak jak w książkach. Głównie chyba dlatego, że nikt jeszcze nie napisał tak dobrej książki.

I niekoniecznie jest doskonale. Ale jest doskonale na swój własny sposób, na n a s z własny sposób. Albo jest nawet lepiej. Bo w końcu nie muszę żyć tylko wspomnieniami. Żyjemy momentami, które za jakiś długi czas nimi będą. A teraz po prostu trwają.

A my wykorzystujemy je w stu procentach, żyjąc tak, by kiedyś można było o tym sobie na nowo opowiadać.

Chociaż... to nie prawda, że nie żyjemy przeszłością. Nie, kiedy właśnie teraz, w ładny i spokojny wieczór, przychodzisz do mnie z tajemniczą miną. Nie pytam o co chodzi, unoszę tylko brwi w celu zachęcenia cię do wyjawienia pytania.

- Zastanawiałem się Kamil, nad jedną rzeczą. – zaczynasz. – Pamiętasz o tych kartkach, które dałeś mi wtedy tutaj, kiedy przyjechałeś do mnie?

Kiwam głową. W sumie ciekawe czy dalej je masz. Coś mi mówi, że tak.

- Opisałeś tam tyle rzeczy, ale na końcu... na końcu napisałeś, że jeśli będę chciał to resztę przypomnisz mi osobiście. Chcesz coś może mi opowiedzieć?

Uśmiecham się kiedy przygryzasz wargę i wyciągasz z kredensu butelkę wina. Jaki mam wybór? Biorę jeden z naszych ulubionych koców i idę za tobą na taras, gdzie czekam aż usiądziesz koło mnie.

I nie będę mówił nic o życiu długo i szczęśliwie. Zamiast tego po paru kieliszkach wina będę recytował ci cały tekst Come what may z „Moulin Rouge". Bo jest dokładnie tak samo. Bo niech się dzieje co chcę, będę cię kochał do samego końca.

_________________________

Tak, to już definitywny koniec bez historii. I co ja mam tu powiedzieć? Przede wszystkim chcę Wam podziękować. Za każdy pozytywny odzew, każdą gwiazdkę i komentarz. Za Wasze opinie, teorie, za wyświetlenia.

Ta historia jest w sumie dla mnie dosyć osobista i "oddałam" tutaj Peterowi dużą część siebie. Po części jest on mną, a po części moją wyobraźnią. Jest to jedna z tych książek, których pisanie jest przyjemnością i chyba w jakiejś formie, psychoterapią. Ciężko mi się z nią żegnać, bo nieskromnie mówiąc, podoba mi się i naprawdę lubię tę historię. No ale cóż...

Pozostaje mi tylko liczyć, że Wam również się podobała i że zostaniecie ze mną na następne książki na tym profilu.

Jeśli przeczytałeś - zostaw coś od siebie!

Do zobaczenia,

Ola

Come what may | p.prevc x k.stochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz