CISZA

27 0 0
                                    


Czym jest przeznaczenie? Wśród ludzkich nieidealności, wszechpanującego grzechu i pozornych zwycięstw tym światem rządzi pewien los, fatum zabierając mu przy tym jego całkowitą autonomię. Jednakże, czyż ono naprawdę istnieje? Czy każda nasza czynność,  pozorny ruch, działanie jest zapisane w dawno już wyrytych, jeszcze przed naszym narodzeniem, tablicach naszego życia? Czyż nie ma innego sposobu aby odmienić nasz los? A gdyby tak wykroczyć poza ten rygorystyczny, szaleńczy system i zacząć żyć prawdziwą wolnością, nie będąc pod wpływem żadnego losu? Jak ona by wyglądała? Tyle pytań, każde z nich retoryczne. Odpowiedzi nie dostaniemy nigdy, przynajmniej nie w tym świecie. Jednakże w moim dziele pragnę wziąć pod uwagę jeden warunek, jedną możliwość poprzez epikę. Powieść. Załóżmy, że owe przeznaczenie istnieje. Jednak pojawia się człowiek - w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Nie wpasowuje się on w system, pragnie zniszczyć tą klatkę fatum, w której zamknięta jest każda pojedyncza jednostka. Daje ona fałszywe złudzenie wolności ludziom, których napotyka na swojej drodze. Chce dobrze, działa w imię swoich moralistycznych wierzeń i zasad. Staje się bohaterem, przyjacielem - wzorem. Jednakże, próbując zniszczyć wspomnianą klatkę niszczy on coś kompletnie innego...

2 ROK WIELKIEJ WOJNY - WYSPA LOGUS

Zardzewiały, strawiony przez nieubłagalny czas statek po swej długiej podróży w końcu przybił do brzegu. Pogoda była całkiem zjadliwa, promienie słoneczne hojnie oświetlały pierwszoplanowy wulkan zabierający przed potencjalnymi przybyszami cały widnokrąg  wyłącznie dla siebie. Owa pyszna figura otoczona jest przez gruboziarnisty, szarozłoty piasek, a on zaś przez lodowate, niezbadane przez człowieka wody, które już od wielu lat starają się pokonać granicę do swojej ukochanej rzeźby natury. Roślinność całkiem uboga - subtelna flora stanowi ledwie zauważalny element tajemniczego krajobrazu wyspy. Gdzieniegdzie rosną wysokie palmy o rozległych liściach w skromnym towarzystwie uschniętych, małych krzewów. Otaczają one brązową, skalną figurę ze wszystkich stron nie odstając jej ani na krok. Jednakże, najistotniejszym i najbardziej dostrzegalnym elementem danego nam krajobrazu jest bez dwóch zdań nieopisana pustka, spokój będący dominującym elementem wśród innych mieszkańców tej małej krainy. Ukryty zabójca, przyjaciel który jeszcze nie zdążył cię zdradzić. Nawet natura ustąpiła mu swojego miejsca oddając swoją zazwyczaj nieokiełznaną pieśń ptaków na potrzebę ciszy. Ona zaś wzbudzała podejrzenia, doprowadzała do szaleństwa. Tylko głupiec nie zachowałby ostrożności w spotkaniu z nią.

-Nasz podróż dobiegła końca - stwierdził zastępca Wielkiego Mistrza, Greg.

Jego mentor najwyraźniej zaprzyjaźnił się z wszechobecną pustką (lub równie dobrze dał się jej opętać), ponieważ nie odpowiedział na zbędne stwierdzenie swojego towarzysza. Na pierwszy rzut oka przypatrywał się uważnie krajobrazowi rozprzestrzeniającemu się przed nimi. Jednakże, przy uważniejszej obserwacji można było zauważyć, że jego oczy były zamknięte. Patrzył przez swoją duszę, nasłuchiwał nie słysząc, obserwował nie widząc. Niczym prawdziwy grzesznik. 

Jednakże bohater. Maksymilian Ottoh, Wielki Mistrz, głównodowodzący kompanii i zarazem całym wojskiem Wyzwolenia, nieformalnie namiestnik ludzkości, formalnie nadzieja ludzkich serc. Starszawy mężczyzna w czarnym jak noc, znacznie wyróżniającym się od jego towarzyszy stroju. W przeciwieństwie do zgniłozielonych ubrań swoich kompanów był on odziany w pół zbroję - pół mundur. Wyblakły materiał schludnie komponował się z żelaznymi płytami zakrywającymi najważniejsze części ciała. Czarne jak smoła włosy z dnia na dzień przeistaczające się w popiół współgrały się z resztą elementów jego odzienia. Niechlujnie ogolona broda maskowała blizny w okolicach bladych policzków. Jednakże jedna blizna, którą nie potrafiło zamaskować ani ubranie ani zarost, była ta w jego sercu. Było ją słychać, widać, czuć - mimo tego, że była tak głęboko ukryta. Nikt nie wiedział jaki przeciwnik był w stanie mu ją zadać. Otóż nasz bohater był niezwyciężonym mistrzem szermierki. Nikt go jeszcze nie był w stanie pokonać, ponieważ dotychczas żaden ochotnik nie zdołał się go wyzwać na pojedynek. Po części z szacunku, po części jednak ze strachu. Świadczy o tym długi na jeden metr, cienki, zdobiony miecz zawieszony na jego plecach. Jego drugi syn - Damnum. Nikomu on nie pozwalał siebie dotknąć. Miecz, nie Maks. Podobno jedna, niefortunna osoba dostała oparzenia trzeciego stopnia kiedy próbowała wsiąść go w swe dłonie. Plotka, czy nie - od tego czasu nie było więcej śmiałków na tak zuchwały czyn. Poważny wyraz twarzy mentora Grega zazwyczaj nie zwiastował problemów - ,,ten człowiek zawsze jest poważny, nawet gdy się śmieje'' raz stwierdził jeden z dowódców. Jednakże, dzisiaj było na niej coś dziwnego, wręcz niewytłumaczalnego. Coś, co tylko człowiek, który spędza z nim dosłownie każdą chwilę dnia i nocy, nie odstępuje go ani na krok mógł zauważyć. Był to smutek.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 31, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Bisumtem - Prolog - cz. 1 CISZAWhere stories live. Discover now