🌻Rozdział Pierwszy🌻

22 4 9
                                    

Stary dom stojący na obrzeżach miasta. Wybite szyby zasłonięte dyktą, rozwalające się ogrodzenie z siatki, na podwórzu chaszcze i martwe kwiaty po pas. Zdaje się, że jest przeznaczony do rozbiórki, ale obecnie nikt się nim nie interesuje. Bezdomni wolą koczować na działkach, a bezdomne koty prędzej wybiorą śmietniki. Nikt tutaj nie przychodzi, nawet dzieciaki omijają to miejsce z daleka, prawie wpadając na na inne domy. I bardzo dobrze.
   Odkąd mama zmarła, mieszkam tutaj sama. Jakoś sobie radzę choć jest ciężko, a gdy przyjdzie zima, będzie jeszcze ciężej. Ale na razie nie ma sensu myśleć o tej mroźnej porze roku. Girdów* przybywa z każdym dniem i tylko patrzeć, aż się zorientują, że w tym domu mieszka ich wróg.
   Na razie nikt mnie tu nie niepokoi.
   Może sprawiła to moja matka, która za każdym razem kiedy wychodziłam szeptała mi coś na ucho; słowa w ośmiu językach, sypiące się jak piasek z rozbitej na ziemi klepsydry. A może letni talizman, który noszę na zabandażowanej szyji.
   Pamiętam, do czego służy, choć nie potrafię powiedzieć, kim jestem. Wiem na pewno, że tak naprawdę nie nazywam się Karolina. W Yellowgard znałam kogoś o podobnym imieniu, a ten letni talizman należał wcześniej właśnie do niej. Wiem też, że w Yellowgard byłam zupełnie kimś innym. Podobnie jak moja towarzyszka, lecz wygnano ją tutaj, a mnie zakazano jej szukać dopiero wtedy, kiedy byłam daleko od portalu. Przechodząc przez granicę niestety utraciliśmy pamięć. I nic więcej. Niestety na mnie to nie zadziałało w stu procentach.
   To matka zawsze zwracała sie do mnie po nieprawdziwym imieniu. Przypuszczam, że miała ku temu ważny powód, choć nigdy go nie poznałam. Nie mam jednak nic przeciwko, żeby być Karoliną. To ładne imię. Dobre jak każde inne.
   Letni talizman też dostałam od mamy.
   Żyję tu teraz jak rozbitek na wyspie, całkiem sama, nie licząc szczurów, a nawet one naprzykrzają mi się zanadto. Niestety jestem na nie skazana jak jakiś więzień. Ale mówi się trudno.
   Wstałam ledwo i spojrzałam ku wyjściu. Nie byłam pewna, czy w pobliżu nie ma Girdów, ale postanowiłam jednak pójść na dwór. Na drogach pusto, tak jak na chodnikach. Myślałam, że jestem bezpieczna. Oh jak bardzo musiałam się pomylić. Spojrzałam na niebo. Słońce już dawno zaszło, więc byłam mało widoczna dla innych. Spokojnie poszłam za dom biorąc po drodze wiadro z wodą i stanęłam na wystającym z ziemi głazie. Moje słoneczniki już umierały, bo je mocno zaniedbałam. Wzięłam głęboki wdech. Byle nikt mnie nie usłyszał proszę.
   Wzięłam mocny zamach i rozlałam hałaśliwie wodę po wszystkich kwiatach. Przymknęłam jedno oko i zerknęłam na ulice. Jednak z tym bezpieczeństwem rzeczywiście sie pomyliłam.
   Bardzo pomyliłam..

Girdowie - Czarno niebieskie istoty o białych oczach. Demony

——————————————————
🌻 Witam serdecznie 🌻
Z tej strony Doragon_Koen
Chciałam tylko was poinformować o nowej książce i pierwszej, która sie tu pojawiła.
Wiem nie mam talentu do pisania ale hehe.
Warto próbować
🌻 Do widzenia 🌻

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 17, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

🌻I'm a Sunflower🌻Where stories live. Discover now