29. Connor

230 13 0
                                    

- Kim pani jest? - pyta niepewnie Alice, widzę jak z każdą chwilą blednie coraz bardziej.

- Mogłabym zadać pani to samo pytanie. 

- Mieszka tu pani? - mówi.

- Tak.

- Z Drew? - dodaje drżącym głosem.

- Kim? Wprowadziliśmy się tu z mężem i córką, nie mam pojęcia kim jest mężczyzna, którego imię pani przywołała.

- Wszystko w porządku, kochanie? - pyta prawdopodobnie jej mąż.

- Tak, państwo chyba pomylili mieszkania.

- To mieszkanie należało do Drew Tinsona.

- Nie, kupiliśmy je od Roberta Torresa. - małżeństwo zaraz potem zamyka drzwi. 

Alice zaczyna płakać, choć chce to ukryć za wszelką cenę. Przyciągam ją do siebie i przytulam. Prosi bym odwiózł ją do domu. Jest załamana. Gdy tylko wchodzimy do środka, Jordan zaczyna na nią wrzeszczeć, że nie odbierała telefonu, ale gdy tylko widzi jej opuchnięte oczy milknie. 

- Jordan zejdź z niej. Byliśmy u Drew. Zniknął.

- Al, jesteś zmęczona, połóż się.

Bez słowa wychodzi z kuchni i słychać tylko trzask zamykanych drzwi.

- Co za dupek! - rzuca Dan. - Palisz? - wychodzimy na werandę.

- Nie, dzięki.

- Dzięki, że ją wczoraj do siebie zgarnąłeś. Musiałem załatwić jedną sprawę.

- Nie ma sprawy. Będę już leciał. Gdyby coś się działo, to po prostu do mnie zadzwoń.

- Jasne, jeszcze raz dzięki stary.

Kiwam głową i odchodzę. Wsiadam do auta i jadę do mamy po dziewczynki. Okazuje się, że jest tam też moja siostra, która opowiada mamie o tym jakie życie jest ciężkie będąc matką. Mała daje jej w kość. Wiedziałem, że tak będzie w końcu Stella też nie była najgrzeczniejsza. Zostaję z nimi jeszcze trochę dopóki nie dzwoni mój telefon. Alice. Odbieram pospiesznie.

ROZMOWA

- Alice gdzieś zniknęła. Wiesz może gdzie może być? - rzuca Jordan. 

- Zniknęła?! Cholera! Emmm... Pojeżdżę po centrum. Ty zostań w domu, może wróci do domu.

- Dobra. Dam znać jak wróci.

- Też się będę odzywał. 

Rozłączam się.

- Dziewczyny do auta, Kelly pomóż Jane zapiąć fotelik. Ruchy, ruchy. - pospiesznie wkładam swoje rzeczy do kieszeni, córki wybiegają z domu. - Najpierw spieprzył ten cały Drew, a teraz Alice zniknęła.- mówię do siostry.

- Pomogę Ci jej szukać, pojeżdżę z małą po mieście.

- Dobra, dzięki.

Nigdzie jej nie ma. Sprawdzam wszystko. Minęło ponad pół godziny, gdy nagle dostaję wiadomość od Jordana, że wróciła. Jadę do nich i informuję Stellę. Idę w stronę Jordana i Alice, z oddali słychać jak jej brat podnosi głos.

- Jordan, przestań panikować! Poszłam tylko pobiegać.

- Nie było cię trzy godziny! Martwiłem się o ciebie!

- Hej. - przerywam im.

Jane od razu biegnie do przyjaciółki. Ta podnosi ją wysoko, a Kelly przytula. Rozpromienia się na ich widok. Jest blada, smutna, ale widzę, że ich obecność poprawiła jej humor. 

- Weź go uspokój, Connor, błagam. Poszłam chwile pobiegać. 

- Chwilę?!

Po około godzinie Alice siada naprzeciw mnie. Wygląda na wyczerpaną, ale uśmiecha się. Pierwszy raz tego dnia widzę u niej ten piękny uśmiech. 

- Dzięki, że je przywiozłeś. - uśmiecha się delikatnie.

- Jak Jordan zadzwonił wiedziałem co trzeba zrobić. - śmieję się. - Wymęczyłaś je i aż zasnęły. 

- Dobra, kurwa, Alice muszę Ci coś powiedzieć. - rzuca nagle jej brat. - Możemy pogadać na osobności?

- Niby czemu? Mów.

- Cholera... - drapie się po karku, denerwuje się. - Drew tak naprawdę... Wyjechał... Musiałem mu w tym pomóc.

- Co? - kobieta mówi cicho.

- Porozmawiajcie sobie, my już pojedziemy.

- Nie, Connor... proszę zostań jeszcze chwilę. - siadam z powrotem na swoje miejsce.

- Cholera dobra, powiem ci prawdę. Nie potrafię tego przed tobą ukrywać. Nie znałaś Drew, Alice. Dobra od początku. Zaczęło się od tego, że potrzebowałem kasy. Straciłem robotę, zostałem bez hajsu. Ciebie nie mogłem poprosić o pomoc, bo wiele razy już mi pomagałaś. Drew handlował narkotykami. Poznał nas kolega, z którym pracowałem. Moim zadaniem było dostarczenie małej ilości narkotyków do odpowiedniego klienta. Nigdy nim nie handlowałem. Była to moja pierwsza akcja w New Jersey, wszystko poszło zgodnie z planem. Dostałem wystarczająco dużo hajsu, by to zakończyć, ale Drew nie chciał kończyć ze mną współpracy. Gdy było dużo towaru do przewiezienia dzwonił po mnie i nie było mowy o odmowie. Dlatego tyle razy znikałem, przez jakiś czas potem musiałem się ukrywać, żeby nic ci się nie stało. Kiedyś powiedziałem, że ostatni raz to robię, wyśmiał mnie i kazał wykonać zlecenie inaczej mogłoby zagrażać ci niebezpieczeństwo. Drew to tak naprawdę Robert, Robert Torres. Faktem jest praca w firmie. Zjawił się tu by dokonać transakcji z jakimś bogatym gościem. Przyjechał tu też po to by w jakiś sposób się na mnie zemścić . Chciał, bym pożałował tego, że kiedykolwiek mu się sprzeciwiłem. By zadać mi największy ból chciał uderzyć w to co jest dla mnie najważniejsze. Ciebie. Zostałaś mi jedynie ty i Max. Wiedział, że jeśli coś ci zrobi, będę go nienawidził. Chciał bym stracił osobę, którą kocham. Miał najpierw owinąć sobie wokół palca, sprawić, że się w nim zakochasz, a potem by cię zostawił. Nie wziął tylko pod uwagę jednego... Tego, że on może zakochać się w tobie.  Alice on cię kochał.

- Co?! Kochał mnie?! To czemu... w ogóle nie znam człowieka, o którym mówisz. – płacze. – Może i mnie kochał, ale był dupkiem. Nie miał za grosz odwagi by przyznać się do prawdy o sobie.

- Naprawdę w tobie zakochał, a miał się tylko tobą pobawić i zostawić. Miałaś cierpieć za moje błędy. Nie przemyślał tego, że jesteś cudowną kobietą, która ma ogromnie dobre serce i  która potrafi rozkochać w sobie każdego faceta. On na pewno nie miał tego w planie. Kiedy zawoziłem go na lotnisko, prosił bym z tobą porozmawiał. Miałem dać ci też to. - podaje kobiecie kopertę. Oczy ma pełne łez. 

- Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? - mówi zachrypniętym głosem.

- Bo wiem ile razy cię skrzywdziłem. Nie chciałem tego robić po raz kolejny, ale musiałem. - chce dotknąć jej dłoni, ale ona ją odsuwa. - Byłaś z nim szczęśliwa. Widziałem to.

Wstaje i znika w domu. Wraca kilka minut później z walizką. Jordan i ja chcemy ją zatrzymać, ale ona nie chce z nim gadać. Pomagam jej włożyć walizkę do bagażnika. Płacze, więc przybliżam się do niej, przytulam i pytam co zamierza.

- Pojadę do mojego brata. Na tydzień, dwa, może na dłużej. Nie wierzę, że mógł mnie tak okłamywać. Przepraszam Connor, muszę już jechać. Będę się odzywać.

- Dobrze, ale jedź powoli.

- Będę. - uśmiecha się delikatnie.

Potem odjeżdża. Znika. Nie wiem kiedy wróci. Nie wiem nic. Może powinienem był ją zatrzymać? Może powinienem ją teraz wspierać? A może po prostu dać jej czas?

Nie mogę uwierzyć w to co się właśnie stało. Drew to tak naprawdę Robert. Kurde przeczuwałem, że jest coś nie tak z tym gościem. Wracam do środka. Jordan nie ruszył się z miejsca. Gadamy chwilę, jest na siebie bardzo zły, że nie powiedział prawdy wcześniej, ale bał się o to, że będzie coś zagrażać Alice. Razem z dziewczynkami wsiadamy do auta i jedziemy do domu. Cały czas jednak myślę o Alice.

Jestem przy tobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz