Wspomnienie Czwarte

111 7 0
                                    


Stałam ledwo przytomna przed bramą parku, żałując że w ogóle dałam się namówić na to szaleństwo. Wciąż walczyłam ze swoją bezsennością, dlatego też udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Co miało fatalne skutki. Wyglądałam okropnie, niczym jakieś zombie wyjęte z horroru.

Nie miałam pojęcia, dlaczego dałam ci się namówić na poranny jogging. W dodatku jeszcze bladym świtem. Przecież to był kompletny absurd, a moja kondycja znajdowała się w fatalnym stanie. Mimo tego po twoich nieustannych namowach uległam. Byłeś jedną z niewielu osób, którym nie potrafiłam odmawiać, a jeśli już musiałam, to z ogromnymi trudnościami.

- Jeśli to ma mnie przekonać, że życie jest wspaniałe. To wyjątkowo marnie ci idzie - zaczęłam marudzić, gdy tylko się pojawiłeś.
- Minie trochę czasu i zmienisz zdanie. Poza tym lekki rozruch, to świetny sposób na rozpoczęcie dnia - usłyszałam po tym, jak rozpocząłeś lekki trucht w miejscu. 
- Chyba dla ciebie. Ja nie jestem sportowcem. Więc może ty sobie pobiegaj, a ja w tym czasie na ciebie poczekam na jednej z tych na pewno wygodnych ławek i porozmyślam - próbowałam cię przekonać do swojego pomysłu. Odniosło to jednak marny skutek.
- Mowy nie ma. Na rozmyślanie miałaś już wystarczająco dużo czasu. Idziemy - niecierpliwiąc się złapałeś swoją dłonią za mój nadgarstek. Ciągnąc za sobą. Nie dając mi tym samym szansy na dłuższe protesty.

Następną godzinę spędziliśmy na przemierzaniu nie mających końca krętych alejek parku. Doskonale wiedziałam, że z dużą trudnością dostosowałeś się do mojego żółwiego tempa. Jednak dzielnie trwałeś przy mnie i znosiłeś nieustanne narzekania.
- Mówiłam ci, że to fatalny pomysł, abym ci tutaj towarzyszyła - odzezwałam się zniechęconym tonem głosu, kiedy udało się nam w końcu okrążyć park.
- Wcale tak nie uważam. Zazwyczaj biegam sam, więc miło było dla odmiany mieć kogoś obok do towarzystwa - mówiłeś z przesadnym entuzjazmem, którego w żadnym stopniu nie podzielałam.
- To coś sprzed chwili nazywasz bieganiem? Chyba w wykonaniu ślimaka. Przyznaj, że jestem po prostu beznadziejna. Sama mam tego pełną świadomość - wywołałam u ciebie sprzeciw tymi słowami.
- Nie jesteś beznadziejna. Każdy kiedyś zaczynał. I tak poradziłaś sobie lepiej niż myślałem - choć starałam się uwierzyć w twoje zapewnienia. Nie wychodziło mi to najlepiej.
- Wracamy? - spytałam, licząc na twoją twierdzącą odpowiedź. Na szczęście kiwnąłeś głową, ruszając w drogę powrotną. Kończąc tym samym moje dalsze męki.

Podczas pokonywania kolejnych ulic, opowiadałeś mi o tym jak spędziłeś ostanie dni. Słuchałam o twoich treningach, kolegach z drużyny i ich zwariowanych pomysłach. Dzięki temu nawet nie zauważyłam, iż znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem. Uparłeś się, że mnie odprowadzisz mimo sporego nadłożenia drogi. Byłam pod wrażeniem twojej troski o mnie, przecież wcale nie musiałeś robić tego wszystkiego.
- Może wejdziesz na górę? Zapraszam - zaskoczyłam cię swoją propozycją. Czułam jednak, że nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać.
- Czyżbyś coraz bardziej się do mnie przekonywała? Oczywiście, że nie odmówię sobie skorzystania z takiego zaproszenia - z zadowoleniem podążyłeś za mną po schodach.

Rozglądałeś się z ciekawością po moim małym mieszkaniu, chcąc zapewne na podstawie tego dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Wciąż byłam bardzo skryta i niewiele zdradzałam informacji  o sobie. Dlatego szukałeś innych sposób na poznanie mojej osobowości czy charakteru.
- Napijesz się kawy? Herbaty? - zaproponowałam, odrywając cię od oglądania zdjęć, znajdujących się na komodzie.
- Kawa będzie idealna. Masz naprawdę piękny uśmiech, chciałbym go kiedyś zobaczyć na żywo - wskazałeś na ramkę z fotografią, na której szeroko się uśmiechałam, a wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Doskonale pamiętałam ten dzień sprzed dwóch lat, kiedy zostało zrobione. Było to podczas pamiętnych wakacji z Christianem. Ostatnimi wspólnymi, kiedy towarzyszyła mi jeszcze beztroskość i poczucie wolności. Wspomnienia z tamtego okresu przelatywały mi przed oczyma, wywołując poczucie tęsknoty.
- Niestety. Nie jestem ci w stanie tego obiecać - wróciłam do rzeczywistości. Następnie skierowałam się do kuchni, starając nie dopuścić do siebie dołujących myśli.

Almost Lover | Stefan KraftWhere stories live. Discover now