EPIZOD 02

786 22 10
                                    

Święty Mikołaj przyszedł!

Dialogi Bartka z kuzynem i kolegami (bez cioci i wujka) oraz wiadomości, jak wynika ze spójności, którą próbuję zachować, są po angielsku. Niestety mój angielski jest porażką, a mogłoby to też być utrudnienie dla innych (sama nie cierpię założenia, że wszyscy świetnie znają angielski), więc dialogi te napisane są po polsku. Są one zapianie w taki sposób, więc myślę, że do odróżnienia.

I tak , wiem, że narracja Michała również powinna być po angielsku, bo prawdopodobnie w takim języku myśli, ale pozwólcie, że takie szczegóły pominę.

     *Bartek*

     Ładowarka na biurku. Słuchawki też. Portfel w kurtce, powerbank w plecaku. Hmm... Bieliznę spakowałem. Trzy koszulki, drugie spodnie, cieplejsza bluza, dezodorant, pasta, szczoteczka są, nowe soczewki "na jakby co" zaraz spakuję, płyn i pojemnik na soczewki mam. Coś jeszcze?

     - Do zobaczenia za tydzień.

     - Pa pa, hej, cześć.

     - Czemu?

     - Co czemu?

     - No czemu "pa pa, hej, cześć"?

     - Tak jakoś mnie wzięło.

     - Dobra, liczyłem, że coś jeszcze wymyślisz, ale utnę wcześniej.

     W sumie mogłem coś wymyślić. Ale dobra, to jak to było? Koszulki, bluza,  dezodorant, a nie ważne. Jak o czymś do tej pory sobie nie przypomniałem, to i tak sobie nie przypomnę.

     - Ok, to ja idę się tylko dopakować i lecę. Wolałbym wyjść trochę wcześniej, jakby się jak zwykle coś miało stać po drodze. Ogarnąłbyś ten słoik i resztę?

     - Pewnie, nie ma sprawy.

     Podszedłem do biurka i wziąłem się za pakowanie reszty rzeczy. 

***

     Nosz... gdzie on jest? Teraz zamiast pieprzyć mi przez całą drogę, że wreszcie ktoś normalny o tej porze, a nie same pijane dzieciaki, to najpierw będzie mi przez pół drogi pieprzył, jak bardzo przeprasza. Dobrze, że zamówiłem wcześniej, to przynajmniej się nie spóźnię. No, wreszcie przyjechał.

     - Dobry wieczór, ja pana strasznie przepraszam, ale takie warunki na drodze, a ja się nigdy nie spóźniam. Bo wie pan ja stąd jestem i ja porządny chłop jestem, bo jakby pan z Ukraińcem jechał, to oni się zawsze spóźniają. Wie pan, oni się nigdy nie nauczą, żeby wcześniej wyjechać, a drogi nigdy nie znają. No ja z nimi nie jeżdżę, ale kuzyn raz musiał i mi opowiadał, że taki jeden co on z nim jechał, to-

     - Dobry wieczór.

     - No dobry wieczór proszę pana, dobry wieczór, mówiłem przecież. I ten Ukrainiec to się tak spóźnił. A kuzyn jechał tak jak pan na lotnisko i się na samolot spóźnił przez niego, a to drogi był bilet, bo po świętach zaraz, do Anglii jechał. I ani mu pieniędzy nie oddał, mógł przecież przynajmniej za jazdę nie brać, wie pan, ja bym tak oczywiście zrobił, bo bym się chyba ze wstydu spalił...

     No, prawie trafiłem. Może nie pół drogi, ale i tak. Za to zamiast narzekać na dzieciaki, to na Ukraińców. Oni przynajmniej siedzą cicho.

     Jakimś cudem udało mi się przeżyć tę drogę. Po dotarciu na lotnisko, zostało mi jakieś piętnaście minut do odlotu, bo korki rzeczywiście były. Odprawa również trwała dość krótko, bo tym razem mnie nie przeszukiwali.

Po Wyłączeniu Kamery | Dwóch Typów PodcastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz