30

49 5 0
                                    

Tak jak zaplanował, torba podręczna była ukryta w krzakach nieopodal Liberty Park, oddalonego o dziesięć minut drogi od szpitala. Brudną marynarkę wyrzucił do kontenera z kawałkami gruzu przy jakiejś budowie.

Gdy w końcu się zatrzymał, był w brudnym zaułku pełnym śmieci i resztek jedzenia, jedynym źródłem światła była żarówka, żałośnie dyndająca na przewodzie. Oświetlała tylne wejście do chińskiej restauracji, wtedy Peter poczuł, jak bardzo jest głodny. Postanowił udać się na lotnisko, wszystkie rzeczy miał przy sobie, a na lotnisku może obmyślić dalszy plan. Już miał przekuć słowa w czyny, gdy usłyszał pisk opon przy wejściu do zaułka. Barkstone ostrożnie wychylił głowę zza śmietnika. Z radiowozu wysiadło trzech policjantów, dwóch z nich Peter już znał. Byli to Joseph McNamer i Olson Carter. Trzeci był jeszcze wyrostkiem, z pryszczami na całej twarzy. Był wyraźnie podniecony tym, że stoi ramię w ramię z niesławnym McNamerem. jak na komendę wyjęli pałki, gdy tylko usłyszeli szmer grasującego szczura, który wyjadał resztki ryżu z kurczakiem.

- Byliśmy tuż za nim. Nie ma dokąd uciec - szepnął Olson Carter i poświecił latarką w ciemność. Peter przytulił się bardziej do kontenera, gdy smuga przepełzła obok. Starał się nie oddychać, ale serce biło mu jak szalone. Zdawał sobie sprawę z powagi konsekwencji, tym bardziej gdy zostanie złapany przez Josepha McNamera, którego intencje były tak bardzo owiane tajemnicą, że Peter bał się nawet myśleć o tym, co się stanie gdy zostanie odkryty. Spojrzał w przeciwną stronę. Zobaczył druciane ogrodzenie. Przekalkulował swoje szanse, biorąc pod uwagę sportowy trening w młodości. Wziął pod uwagę swoją strzaskaną rękę i bagaż. Gdy usłyszał kroki trzech par butów, które zmierzały do jego kryjówki, przestał wyliczać. Zerwał się biegiem, był już blisko, już miał przerzucić torbę nad ogrodzeniem, gdy coś podcięło mu nogi i runął w kałużę nieczystości. Olson Carter podbiegł do leżącego mężczyzny, podniósł swoją pałkę i wykręcił Peterowi rękę za plecami.

- Wstawaj zwyrodnialcu! Mało ci śmierci? Musiałeś podpalić szpital, co?! Tak bardzo chcesz być w centrum uwagi… Tfu! - warknął Carter i postawił Petera do pionu. - Oddaję go panu, komisarzu.

- Dobra robota, Carter. Uwzględnię to w raporcie. - Joseph złapał Petera i wzmocnił uścisk, pochylił się do niego i wyszeptał:

- Trzeba było siedzieć cicho i palić trawkę, a nikomu nie stałaby się krzywda, głupcze.

- Hej! Ty?! Młody! Nie wierzcie mu! Ciągle mnie śledzi, ma podsłuch w moim telefonie i pewnie jeszcze maczał palce w zabiciu Marine i Simone Acardo! - krzyknął Peter do wyrostka, który spojrzał pytająco na przełożonego. Tymczasem Peter mówił dalej - Zbadajcie sprawę Dimy Kolbienskiego! I jeszcze notatki koronera Williamsa! Miał dowody na to, że te ciała z pustyni nie mają nic wspólnego z… 

Wtem Barkstone poczuł silny cios w nasadę nosa, złamany plastik Ray-Banów i własną ciepłą krew.

- Ej, spokojnie Jospeh. Jest podejrzany, ale musimy przeanalizować dokładnie nagrania i zgłosić wszystko do prokuratury, łącznie z jego zeznaniami. Przekonamy się, czy będzie tak dobrze ściemniał na sali sądowej, co nie? - Olson Carter chciał przejąć podejrzanego, ale przeszkodziła mu kula, która spenetrowała jego układ trawienny, rozszarpując jelita i druzgocząc żebra. Olson Carter padł na brudny beton z jękiem, próbując jeszcze złapać się gipsu Petera. Wyrostek patrzył na wszystko z rozdziawionymi ustami. Zamknął je, gdy zobaczył wycelowaną we własną twarz lufę Glocka 17. Reszta magazynku zrobiła z jego brzucha sito. Peter już przygotował się na to, że będzie następny, jednak zamiast tego został uderzony kolbą w czoło tak mocno, że zatoczył się na maskę radiowozu. 

- Cholera, cholera, cholera - jęczał Peter, a z rozbitego nosa i głowy lała mu się krew znacząc zakurzoną karoserię drobnymi plamami.

- Widzisz… Tak to jest, gdy nie chce się wyjechać z miejsca, gdzie nie jest się mile widzianym. Teraz przez ciebie czeka mnie zmiana planów. Ale nie martw się, wszystko się ułoży, a Ojciec Dima będzie ze mnie dumny… Pakuj dupę do środka, czeka nas przejażdżka - Joseph otworzył tylne drzwi i wepchnął detektywa na kanapę. Drzwi zamknął kluczykiem od zewnątrz, a tylna kanapa była odcięta od przednich miejsc mocną kratką, więc Peter był uwięziony.

Patrzył zamglonym wzrokiem na dwa trupy leżące w brudnej alejce, podczas gdy McNamer załadował kolejny magazynek do Glocka 17. Włączył swoje radio i wezwał wsparcie, równocześnie strzelając w powietrze.

- Powtarzam, poszukiwany podpalacz to Peter Barkstone, jest uzbrojony i niebezpieczny, podaję opis: łysy, wysoki, biały, nosi koszulę, krawat, brudne spodnie… Tak, to ten sam! Zabił Bigby'ego i Cartera… Jestem dwa kwartały od Liberty Park… - W tym momencie McNamer zerwał z ramienia radio i cisnął je na ziemię, następnie strzelił parę razy, aż kawałki elektroniki zmieszały się z odchodami szczurów. Następnie wrócił do radiowozu, otworzył tylne drzwi i zajrzał do wnętrza trzymając pistolet za lufę. - Czeka nas długa droga, Barkstone. Wyśpij się.

Peter nawet nie wiedział kiedy dostał w głowę ciężkim Glockiem. Zobaczył gwiazdy i śnił najpiękniejszy sen swojego życia...

Krew na rękachWhere stories live. Discover now