𝟛

291 27 6
                                    


  W powietrzu unosił się zapach smażonego mięsa oraz świeżej ryby. Dopiero w tamtym momencie Tobio uświadomił sobie jak bardzo był głodny. Usiedli w rogu, w niewielkim pokoju (wypełnionej przez ludzi pomimo dość późnej pory knajpy) i zamówili po misce ramenu. Po zjedzonym posiłku nieznajomy przedstawił się jako Tsume, tłumacząc się, że woli być tak zapamiętany niż jako osoba z przypadkowym imieniem oraz nazwiskiem. Kageyama zaś przedstawił się swoim pełnym imieniem i nazwiskiem. Po krótkim zapoznaniu się, Tsume zamówił dla nich sake.

Parę 'kieliszków' później czarnowłosy opowiadał chłopakowi naprzeciwko o swoich nieszczęściach; niedostanie się do wymarzonej szkoły, utrata szansy bycia wspaniałym graczem w siatkówkę oraz jakiejkolwiek szansy na dogodne życie.
Parę butelek piwa później Tobio nawet nie przeszkadzało towarzystwo paru nowych osób, które dosiadły się do nich, aby wysłuchać jego opowieści o byciu "Królem Boiska" oraz rozegranych meczach. Wydawałoby się, że wszystko było w porządku, gdy nagle któryś z nowo przybyłych zamknął drzwi od oddzielnego pokoju, w którym się znajdowali. W ułamku sekundy na stole pojawiła się niewielka foliowa torebeczka z czymś, co przypominało biały proszek w środku. Źrenice czarnowłosego rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, gdy zrozumiał z kim miał do czynienia.

Już miał wstawać od stołu, gdy poczuł jak ktoś z powrotem ciągnie go na ziemię, na poduszkę. Ponownie znalazł się naprzeciwko niepokojąco spokojnej twarzy Tsume, który ułożył sobie równiuteńką kreskę na dłoni, po czym wciągnął całość przez nos. Na jego twarzy pojawił się grymas, aby być w następnej sekundzie zastąpionym przez błogość. Usta wykrzywił w krzywym uśmieszku, gdy podsuwał narkotyki Kageyamie.

— Weź. Odprężysz się trochę. — powiedział zakapturzony, a jego głos stał się szorstki oraz ochrypły.

— Nie ma mowy. — odparł chłopak w garniturze i zaczął przeglądać zawartość torby w poszukiwaniu portfela, aby zapłacić za posiłek i czym prędzej opuścić to miejsce. A co jeśli ktoś ich złapie?!

— Przecież sam powiedziałeś, że masz problemy. Nie chcesz ani na chwilę o nich zapomnieć? Sam tego chciałeś. Jeszcze przed chwilą byłeś bliski płaczu, gdy opowiadałeś o swoich wspomnieniach.

— Nie twój interes, Tsume! — warknął Tobio, mierząc osobę naprzeciwko lodowatym spojrzeniem. Panujące napięcie było niemal namacalne, a niektórzy powstrzymywali się od wzdrygnięcia pod wpływem władczego, nieznoszącego sprzeciwu tonu Kageyamy.

— Nie mój interes? To dlaczego opowiedziałeś mi o tych wszystkich rzeczach? Słyszałem jaka twoja sytuacja jest benadziejna, więc wyluzuj. To tylko lekka pomoc. — rzekł Tsume w odpowiedzi na nerwowe zachowanie. — Co ci szkodzi?

Po raz kolejny to pytanie...Co mu szkodzi? Świństwo leżące przed nim mogło mu wyrządzić wiele krzywdy. Jednakże było coś, czego Tobio nie mógł wyjaśnić. Jakiś dziwny głos w głowie kazał mu się nie martwić i spróbować. W razie czego, będzie mógł od razu wyjść, prawda?

Jednym, gwałtownym ruchem zgarnął ze stolika torebkę i jej zawartość wysypał sobie na dłoń, przypominając sobie ruchy Tsume. Po wciągnięciu czuł się normalnie...przez parę sekund. Następnie narkotyk dostał się do jego krwiobiegu i wszystko stało się takie proste. Proste, jak nigdy dotąd. Nie odczuwał smutku, żalu czy rozgoryczenia. Nawet podświadome myśli, że to co zrobił było głupie i nieodpowiedzialne jakoś zniknęły z tyłu jego umysłu. Poczuł się...wesoły. Od dłuższego czasu po raz pierwszy zapomniał jak to jest znać smak porażki oraz niepowodzeń. Nim się spostrzegł jego usta odmówiły posłuszeństwa i zaczęły wydobywać się z nich kolejne historie, a razem z nimi - kolejne dawki narkotyku.

Nie pamiętał drogi do domu. W ogóle był zaskoczony, budząc się następnego dnia jak poradził sobie z powrotem do nowego mieszkania. Jego sen przerwał stłumiony dźwięk budzika na ziemi. Tobio usiadł z trudem na łóżku, a jego czaszkę przeszył pulsujący ból. Doskwierał mu kac po tak dużej ilości alkoholu spożytego poprzedniego wieczoru oraz po...narkotykach. Drżącą ręką sięgnął po irytujące urządzenie i wyłączył, a w pokoju nastała cisza przerywana jedynie cichymi odgłosami budzącego się miasta z zewnątrz. Nagle z powrotem powróciły wyrzuty sumienia oraz frustracja. Kageyama oparł łokcie na udach i skulił się lekko. Znalazł się w beznadziejnej sytuacji i nie widział z niej wyjścia...
Nie! Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Musiał się tylko trochę postarać; nie miał najmniejszego zamiaru wracać w rodzinne strony z podkulonym ogonem, wystawiając się na rozczarowanie ze strony rodziców. Chyba nie ma nic trudnego w znalezieniu nawet zwykłej, dorywczej pracy na początek, żeby chociaż móc zapłacić za podstawowe rzeczy oraz mieć co jeść.

Zdeterminowany wstał, ubrał się odpowiednio i po leku przeciwbólowym oraz śniadaniu, pospiesznie opuścił swoje cztery ściany.

𝐃𝐫𝐮𝐠.Where stories live. Discover now