Spotkanie po latach

19 3 4
                                    


Błyskawica przecięła czarne niebo, oświetlając budynki i niemal opustoszałe ulice. Rzęsisty deszcz padał już od ponad godziny i wyglądało, jakby ulewa miała się nigdy nie skończyć. Obok mnie przejechała właśnie ciężarówka zapakowana po brzegi świątecznymi drzewkami: świerkami oraz sosnami, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci oraz świeżej żywicy. Wyjąłem papierosa i odpaliłem od zapalniczki, która nadal jeszcze stanowiła dla mnie nowość. Zaciągnąłem się, dym przyjemnie podrażnił płuca i przypominał o poprzednim życiu, którego wyrzekłem się wcale nie tak dawno temu. Huk grzmotu przetoczył się między alejkami, odbijając rykoszetem od złudnie jednakowych ścian budynków i wprawiając je w minimalne drgania. Cząsteczki wokół mnie zawibrowały naładowane energią burzy. Poczułem mrowienie w dłoniach, a skóra na łopatkach zapiekła. Cholera, nie teraz. Nie dość, że znajdowałem się z dala od naszej siedziby, Daenionu, to w dodatku byłem zupełnie sam. Silimir gdzieś poszedł już jakiś czas temu, lecz nadal pamiętałem jego rozkazujący ton.

– Czekaj tu na mnie – powiedział, poprawiając poły długiego do ziemi płaszcza.

Wyglądał, jakby wciąż nie mógł się do końca przyzwyczaić do ziemskich ubrań. Dziwne... Przecież nawet on musiał kiedyś być człowiekiem, tak jak ja.

– Ile ci to zajmie? – zapytałem.

Jego uważne spojrzenie zatrzymało się na mnie odrobinę za długo. Zacisnąłem pięści, a irytacja jeszcze bardziej wzrosła.

– Tyle, ile potrzeba – odrzekł spokojnie, po czym podszedł bliżej i zatrzymał się naprzeciwko. – Dobrze ci radzę, lepiej nie narób problemów. Mam już po dziurki krycia twojego udziału we wszystkich niecodziennych wyskokach.

– Przecież nikt cię o to nie prosi – warknąłem.

Silimir wyprostował się, a ja poczułem, jak ogarnia mnie chłód. Stojący przede mną mężczyzna potrafił w niezwykły sposób operować magią. Ciekawe czy kiedyś opanuję ją w takim stopniu? Może za kilkaset lat? Cóż za problem? W końcu przede mną rozciągała się nieskończoność, pomyślałem gorzko, a moje serce ścisnął ból.

– Dobrze wiesz, dlaczego cię osłaniam – cichy głos Silimira wyrwał mnie z zamyślenia.

– Bo słyszałeś głosy? – odparłem z ironią.

Silimir ściągnął brwi, lecz zaraz na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Nie lekceważ mnie, Sigarze, bo kiedyś może się okazać, że nie będziesz miał innych sprzymierzeńców.

– Świetnie – odparłem hardo, krew we mnie zawrzała. – Nigdy ich nie potrzebowałem.

Po tych słowach Silimir już nic nie powiedział, tylko zniknął w bocznej uliczce. Widziałem jeszcze, jak kręcił głową.

Na samo wspomnienie słów maga zechciałem pobiec jego śladem i wygarnąć mu wszystko. Powiedzieć, że dołączenia do elitarnej grupy Zaprzysiężonych nie postrzegałem jako jednego z najlepszych punktów zwrotnych w życiu. A potem jeszcze dodać, że tę całą moc mogą sobie wsadzić... Złość pobudziła czyhającą na granicy podświadomości bestię, która przyczaiła się tuż pod powierzchnią skóry i tylko czekała na odpowiedni moment, aby zapanować nad ciałem. Wiedziałem, że nie mogę jej na to pozwolić. Już nigdy więcej. A tym bardziej – nie po ostatnim razie.

Zacisnąłem szczękę, z całych sił próbując powstrzymać przemianę. Oczy zapiekły, prędko przetarłem je rękawem i przegnałem nieproszone łzy. To było zaledwie dwa tygodnie temu.

Czternaście długich dni, odkąd stałem się mordercą.

Rzuciłem papierosa na asfalt, pet zgasił się w zetknięciu z mokrą nawierzchnią, sycząc krótko. Spróbowałem wyrównać oddech, jak uczył Silimir, jednak i tak minęło kilkanaście minut, nim poczułem, że bestia z wolna cofa się na wcześniejszą pozycję. Pozycję, z której w prosty sposób mogła odsunąć moją świadomość na ławkę rezerwowych i przejąć ciało. Mimowolnie napiąłem mięśnie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 21, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

WybórWhere stories live. Discover now