Remedium

43 0 0
                                    

Kochani, zapraszam Was na fragment opowiadania "Remedium", które w całości będziecie mogli przeczytać w antologii "Dopóki śmierć nas nie rozłączy". Premiera już w walentynki 2002.

Jeśli spodobał się Wam fragment, zapraszam na przedsprzedaż autorką na moim profilu na Facebooku, gdzie możecie zakupić książkę z dedykacją.

Pod testem wklejam oficjalną okładkę i kilka grafik.

Miłego czytania!!!

Ranki, które niegdyś przynosiły mi jedynie wyrzuty sumienia, zmieniły się w raj na ziemi, odkąd ją poznałem. Codziennie oczekiwałem w napięciu na moment, w którym się obudzi. Moje podniecenie sięgało wtedy zenitu, bo miałem wrażenie, że każdą noc spędzałem z inną kobietą. Jej oczy, chociaż zawsze zielone, otwierały się ze świeżym, nieznanym mi wcześniej blaskiem. Czasem były bardziej rozespane, a innym razem rozpalone. Nawet włosy Łucji żyły własnym życiem. Odwijały się lub prostowały w innym kierunku. Wszystko to sprawiało, że każdego dnia widziałem odmienną twarz, mimo że to ciągle była ona.

Moja Łucja.

Moje remedium.

Kameleon w czystej postaci.

Lepsza przyszłość.

To miały być walentynki naszego życia. Tak powtarzała Łucja. Chciała sama wszystko przygotować w trakcie mojego krótkiego zebrania w pracy. Uwielbiała zajmować się domem, a ja cieszyłem się jak dziecko, że zawsze miałem ją pod ręką. Była lekarstwem na moją gnijącą duszę i marne życie. Czasami zastanawiałem się, czy na nią zasłużyłem. Miałem swoje za uszami, a przez większość życia byłem draniem, bawidamkiem i typem, który nigdy nie przyprowadzał kobiet do domu. Żyłem wieczorami spędzanymi z kumplami w ekskluzywnych nocnych klubach, w towarzystwie alkoholu, czasem mocniejszych używek oraz pięknych kobiet, które same pchały się w nasze ręce. Czułem się wtedy na chwilę ważny, jak ten pieprzony „Król życia" z telewizyjnej reklamy. Niestety, po każdej takiej nocy przychodziła rzeczywistość, a ranki zmieniały wszystko, bo odzywało się we mnie durne sumienie, które na siłę chciało wedrzeć w moje życie człowieczeństwo, a uwierzcie mi, dla niecnotliwego człowieka było to przerażające. Na szczęście dzięki whisky mogłem dalej brnąć w to gówno... Dopóki nie pojawiła się Łucja, której w jednej chwili udało się wszystko zmienić. Już na pierwszym spotkaniu owinęła mnie sobie ciasno wokół małego paluszka. Skłamałbym, że nie podobał mi się jej młody wiek i cudowne ciało. Niestety byłem prymitywem, sroką na błyskotki, wzrokowcem, chociaż w przypadku Łucji było coś jeszcze. Najbardziej przyciągała mnie do niej niewidzialna energia, która wręcz tryskała z jej twarzy, ciała i każdego najdrobniejszego ruchu.

Przeprowadziła się do mnie trzy miesiące po tym, jak się poznaliśmy, i od tamtego czasu chciałem się jej oświadczyć. Bałem się jednak konsekwencji, dlatego ciągle z tym zwlekałem. Chciałem poczekać na odpowiedni moment.

Łucja była pisarką i kochała tworzyć. Najlepiej wychodziły jej romanse, ale jakiś czas temu przyznała z powagą, że niedługo napisze idealny kryminał. Nie wątpiłem w jej możliwości i byłem z niej cholernie dumny. Ostatniej nocy, gdy kochaliśmy się długo i namiętnie, zapewniła mnie, że w te walentynki poznam, co to prawdziwe niebo.

♥♥♥

— Cześć, kochanie — wymruczała, gdy wróciłem ze spotkania nieco wcześniej, niż planowałem. Opierała się ramieniem o framugę salonu, a drugą dłonią zataczała małe kółeczka na brzuchu. Nie mogłem się doczekać, kiedy pozbędę się garnituru. Podszedłem do niej powoli, sycąc wzrok i jednocześnie luzując krawat.

— Kameleonku — wyszeptałem ochryple. Jak zwykle wyglądała nieziemsko i osobliwie. Nie miała na sobie nic oprócz czerwonych szpilek i wąskiej wstążeczki zawiązanej na kokardkę wokół piersi.

"Remedium" - Antologia "Dopóki śmierć nas nie rozłączy" W Sprzedaży ❤️Where stories live. Discover now