4. Narastający niepokój

367 42 17
                                    

Angel i Husk pomogli przenieść Cherri do pokoju służący jako miniaturowy szpitalik. Były w nim cztery łóżka oddzielone kotarą oraz szafki wypełnione lekami, do których klucz miał tylko damski personel.

– Lucyfer cię tak urządził? – zapytał głupio pająkowaty, kiedy położył przyjaciółkę na łóżko.

– Nie, bawiłam się granatem, który eksplodował na mnie zamiast na mój zasrany cel, wiesz? – burknęła. Gdy poruszyła się zbyt gwałtownie, zasyczała łapiąc się za bok.

– Rany laska, ogar jesteś wśród swoich – spojrzał na Radiowego Demona stopując moment – No może nie do końca wszystkich się to liczy – dodał.

– Pocieszyłeś mnie w chuj.

Niffty i Vaggie przyniosły w tym czasie potrzebne rzeczy oraz medykamenty. Wraz z Charlie otoczyły zajęte łóżko, zakładając na dłonie lateksowe rękawiczki.

– Możecie wyjść stąd? – wiśnio-włosa zwróciła się do męskiego grona – Wasza pomoc zakańcza się właśnie na tym etapie.

Dwa razy nie musiała się powtarzać. Cała trójca ulotniła się z pomieszczenia tak szybko, jak się pojawiła.

Dziewczyny zaczęły opatrywać ranną. Robiły w miarę swoich możliwości dobre opatrunki. Najtrudniejszym orzechem do zgryzienia okazało się rozcięcie, które rozciągało się pionowo na lewym biodrze.

– Trzeba będzie to zaszyć – oznajmiła Vaggie wyciągając z apteczki igłę chirurgiczną oraz specjalną do tego nić. Nawlekła ją i już miała przystępować do działania, gdy nagle została powstrzymana przez Cherri.

– Chwila! Dacie jakieś chociaż znieczulenie, kiedy na żywca chcecie mnie zszywać?

– To jest hotel, a nie szpital – srebrno-oka przewróciła oczami.

– Raz dwa to zrobimy – zapewniła Charlie. Nie przekonała jednak tym jasnowłosej. Zablokowała jakikolwiek dostęp do rany, z której nieustannie wypływała krew.

– Nic, a nic nie macie? Żadnych nawet przeciwbólowych? – dalej dopytywała.

– Czy ty chcesz się naćpać?

– ... – odchrząknęła – Może.

– Wybij to sobie z głowy – definitywnie jej zabroniono. Musiały mieć teraz na względzie to, że Bomb będzie prawdopodobnie dobierać się do szafek z lekami.

– Może alkohol pomoże? – zastanowiła się Niffty.

– To jest myśl! – zawtórała jej Charlie. Lepsze to niż użeranie się o zachcianki typowe dla narkomanów – Razzle, Dazzle – klasnęła dwa razy w dłonie. Przed nimi pojawiły się białe obłoczki dymu, z których wyłoniły się dwa kozły o czerwonej maści. Potulnie stanęły przed ich panią, czekając na swoje zadanie – Przynieście z baru wysokoprocentowy alkohol, proszę – uśmiechnęła się do demonów w przyjazny sposób. Koźlęta zasalutowały, a następnie ścigając się ze sobą opuściły pokój.

– Ciekawe – sapnęła Cherri kładąc się na materac. Słabła z chwili na chwile, przez duży ubytek krwi – Twoje pupile, jak sądzę.

– Przyjaciele – skonkretyzowała, zakładając pasemko włosów za ucho – Ale w głównej mierze mają służyć jako moi ochroniarze.

Zabójczyni parsknęła śmiechem. Vaggie i Niffty siedziały cicho na krzesłach tuż obok łóżka rannej.

– No nie powiem, dryblasy z nich, że strach się bać – klepnęła się po udzie dalej się śmiejąc, mimo że przychodziło jej to z trudem.

– Ta.. – szepnęła cicho Magne odwracając wzrok.

– A wy co tak milczycie, jakby wam mowę odebrano? – uniosła brew. Dlaczego je to nie bawiło? Przecież to absurd.

Grymas zagościł na twarzach wspomnianych dziewczyn.

– Nas nie bawią takie sprawy – Vaggie strzeliła sobie stawami w dłoniach.

– Nie jesteś w to wtajemniczona, dlatego ujdzie ci to płazem, tak samo twoja lekkomyślność – dokończyła zdanie przyjaciółki jedno-oka.

– Niewtajemniczona? – prychnęła jak to miała w naturze – Może mnie w takim razie olśnicie?

Wszystkie spojrzały po sobie.

– Tak w zasadzie, to nie ma w tym nic do ukrycia – niepewnie oznajmiła księżniczka. Usiadła na rogu łóżka, wlepiając wzrok w jasne panele podłogi.

– Więc? – ponagliła je Bomb.

– Razzle i Dazzle są kukłami, które sama zrobiłam będąc jeszcze dzieckiem. Bawiłam się nimi codziennie, bez przerwy. Byli dla mnie wtedy jedynymi przyjaciółmi. To śmieszne uczucie żyć, będąc oddzielonym od swoich rówieśników. Być zamkniętym w zamku, czekając jednocześnie na jakiś cud – zaśmiała się nieporadnie – Jednym z nielicznych wspaniałych wspomnień mojego dzieciństwa, był moment, kiedy mój ojciec na moje urodziny obdarzył te kukły duszą. Ożywił je, dzięki czemu od tamtej pory nie czułam się tak samotnie – na ostatnie zdanie delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy – Nie wiem co bym bez nich zrobiła.

– Zanudziła się na śmierć?

– Kto wie?

Drzwi otworzyły się z hukiem. Zza framugi wbiegły do pomieszczenia koziołki, niosąc wspólnie w swoich łapkach poproszony wcześniej trunek.

Cała uwaga skupiła się na nich.

– Dziękuję – Charlie obdarowała każdego z bliźniaków całusem w czoło. Widocznie bardzo przypadła im do gustu taka, a nie inna nagroda. Odebrała od nich butelkę, którą następnie przekazała Cherri.

– Będziesz teraz z nami współpracować? – do rozmowy dołączyła Vaggie. Nieustannie trzymała między palcami nawleczoną igłę.

Blondynka upiła spory łyk alkoholu, po czym rozluźniła się wręcz natychmiastowo na łóżku, umożliwiając tym samym dostęp do rany.

– Nie przeczę – czknęła. Obróciła się na drugi bok, dając się bez marudzenia zszyć.

– Daj, ja to zrobię, Vi – Niffty odebrała rzecz od srebrno-włosej. Co jak co ale dziewczyna miała fach w ręku w stosunku do szycia, dlatego obyło się bez sprzeczki o wykonanie danej czynności.

Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Dzień w Pentagram City schylał się ku końcowi.

~~*~~

Przeraźliwy pisk wdarł się w jej bodźce słuchowe, powodując niekontrolowany ból. Zmarszczyła brwi, podobnie zaciskając zęby spomiędzy, których wydobył się jęk. Obróciła się na plecy i zatkała sobie szybko uszy poduszką na jakiej spała, mając cały czas zamknięte oczy.

To znowu się działo. Wcześniej miała takie same objawy.

Obrazy w jej głowie pojawiały się, niczym sceny urwane z taśmy filmowej. Zamglone, niewyraźne, brudne ze starości, jednakże sam ich przekaz wzbudził grozę u Charlie.

Po raz kolejny widziała z perspektywy tamtej kobiety – moment kiedy biegła przez nieznany jej park. Jak zatrzymała się w uliczce bez wyjścia.

Oddech urywał się dziewczynie, przez sen złapała się za mostek czując wyraźnie bijące gwałtownie serce.

Słyszała krzyki.
Widziała jak napastnik po swojej wypowiedzi przecina jej gardło oraz szkarłatną ciecz tryskającą na wszystkie strony.
Odczuła wyraźne, spazmatyczne cierpienie tamtej kobiety.

Wygięła się na posłaniu w nienaturalny łuk, łapiąc za swoją szyję.

Chciała by ten koszmar się zakończył. Natychmiast!

Wtedy coś nią potrząsnęło powodując, że otworzyła szeroko oczy jednocześnie nabierając powietrza do płuc. Podniosła się szybko, jak wtedy, gdy obudziła ją Vaggie.

Zwróciła się ku osobie, której zawdzięczała tą pobudkę.
Tym razem to nie była ona.

– Alastor? – szepnęła, po czym zakaszlała. Czuła jakby miała w gardle co najmniej Saharę.

– Słyszałem dziwne dźwięki wychodzące z twojego pokoju – przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą – Zainteresowało mnie to zjawisko, dlatego postanowiłem ujrzeć jego źródło, którym okazałaś się być ty, moja droga – wskazał na nią nonszalancko szponem.

Spąsowiała z zażenowania. Pewnie słyszał ją już cały personel.

– Cholera – ukryła twarz w dłoniach. Demon przekręcił głowę w bok na jej reakcje – Chyba przez cały dzień nie będę stąd wychodzić. Oszczędzę sobie wstydu i pytań od reszty.

– Tylko ja to słyszałem – uniosła na niego zaskoczone spojrzenie – Także nie musisz się obawiać z ich strony niekomfortowych pytań, czy też stwierdzeń.

Westchnęła ocierając kropelkę potu z czoła. Jedno pytanie jednak nie dawało Charlie w pełni spokoju.

– Jak tu wszedłeś? Byłam pewna, że zamknęłam drzwi.

– Nie zapominaj, że jestem w elicie hierarchii dotyczącej władaniem olbrzymimi pokładami mocy, sweetheart – mówiąc to, wyciągnął przed siebie rękę. Z jej wierzchu zatlił się szkarłatny płomień – Przedostanie przez każdą powierzchnie, nie stanowi dla mnie żadnego problemu.

– Och... fakt – odczuwała dziwne ciepło emanujące od mężczyzny. Albo od siebie po dawce wstydu.

– Mogę wiedzieć, dlaczego tak krzyczałaś?

Nie wiedziała, kiedy zasiadł tuż obok na posłaniu,wlepiając na nią swój przeszywający na wskroś wzrok.

– To tylko koszmar. Zły sen, nic więcej – schyliła głowę patrząc teraz na kołdrę,opowiadając tą samą przyśpiewkę, jaką mówiła do Vaggie.

Wiedział, że Charlie nie chciała mu powiedzieć wszystkiego. Przyjął to do swojej świadomości. Mógł co prawda wyciągnąć bez problemowo z dziewczyny informacje za pomocą manipulacji, jednakże nie miał do tego chęci. Zresztą był środek nocy i nawet jemu od czasu do czasu potrzebna była dawka snu.

– Rozumiem, moja droga. Nic tu po mnie – uśmiechnął się do przyjaciółki, po czym wstał na równe nogi – Wybacz za najście, udam się już do siebie. Czeka nas jutro pracowity dzień! – odparł rześko.

– C-czekaj! – złapała Alastora w ostatniej chwili za rękę. Posłał w jej stronę pytające spojrzenie. Wmurowało ją, gdy dotarło do niej o co chciała go zapytać.Ponownie pokryła się rumieńcem, który był widoczny przez jej bladą cerę.

– O co chodzi moja droga?

– Mógłbyś... zostać tutaj?

Sama prośba zdziwiła ją samą aniżeli bardziej Alastora, który z wrażenia uniósł jedynie wyżej brwi.

– Boję się, że sen się powtórzy – kontynuowała. Niepewnie wypowiadała każde słowo – Wiem, że to egoistyczne z mojej strony ale/...

– Zostanę – zamilkła szybko na odpowiedź demona – Ze względu na sprawy związane z umiejętnościami interpersonalnymi, jakie posiadasz. Będą nam bardzo jutro przydatne, więc wolę się upewnić osobiście, że będziesz w formie – zasiadł na sofie, stojącej niedaleko łóżka. Pstryknął palcami. Jego ubiór zmienił się w piżamę z długimi nogawkami i rękawami. Zaraz po tym pokryła go kołdra, a tuż za nim na puszystym podłokietniku, pojawiła się gruba poduszka.

– Dlaczego? Spodziewamy się kogoś? – nie rozumiała.

– Do naszego personelu dołącza od jutra nowa osoba.

The Story of our (NO) life | Hazbin Hotel |Où les histoires vivent. Découvrez maintenant