Rozdział 5.2 - Cameron

1.8K 165 8
                                    

Hej, kochani! 

Życzę wam wszystkiego dobrego w nowym roku! Szampańskiego Sylwestra <3 

Dziękuję za to, że jesteście ;) 

W rozdziale mogą pojawić się błędy, ale ogarnę je najszybciej jak tylko będę mogła. Miłego czytania!

*

Ból głowy dosłownie zwalał mnie z nóg.

Po jakichś dwóch godzinach snu, zwlokłam się z kanapy Micka, a potem zadzwoniłam do jedynej osoby, która mogła mi pomóc, jednocześnie będąc jedną z nielicznych ludzi, którym ufałam.

— Śmierdzisz jak gorzelnia, dziecko — syknęła do mnie babcia, gdy wyjeżdżałyśmy jej mercedesem z Nowego Jorku. — Jak tak dalej pójdzie, to utyjesz. Wiesz ile kalorii mają te kolorowe drinki?

Zaśmiałam się, a potem zakwiliłam cicho, gdy mój mózg przeszyły tysiące szpilek.

— I naprawdę to właśnie to martwi cię najbardziej? — spytałam, uśmiechając się kwaśno.

Na całe szczęście Genevieve zlitowała się nade mną i podała mi zimną puszkę napoju energetycznego, wrzuconą luzem do schowka. Jej paznokcie były pomalowane na czerwono i idealnie spiłowane, a ubioru mogłaby jej pozazdrościć niejedna młoda dziewczyna.

Zabawne, że pomimo oczywistego podobieństwa fizycznego, tamtego poranka wyglądałam przy niej jak bezdomna, którą podwoziła do przytułku.

— Czas się wziąć w garść, Cameron Genevieve Chambert — oznajmiła hardo emerytka, zręcznie zmieniając pas na ten, po którym jeździło się najszybciej. — Ale najpierw prysznic.

Grunt to dobre priorytety.

*

Prawie potknęłam się o próg, gdy o poranku wpadłam z impetem przez drzwi prowadzące do redakcji, mając we włosach jakiś pojedynczy ususzony liść. Graniczyłam ze spóźnieniem, wygładziłam więc spódnicę i podbiegłam do kontuaru, za którym siedział Quincy. Musieliśmy dopełnić nasz poranny rytuał.

— Co wczoraj robiłaś, Cam? Wyglądasz okropnie.

Dakota dosłownie zmaterializował się tuż obok.

A może to ja już tak bardzo traciłam refleks, że nie zauważyłam go aż do ostatniej chwili?

— Tańczyłam do świtu w Kubańskim klubie, otoczona oparami z cygar, potem przespałam się dwie godziny i oto jestem. — Rzuciłam mu znaczące spojrzenie. — Ah, jeszcze wzięłam prysznic.

— A tak na serio? — spytał roześmiany, podpisując jakieś dokumenty, podsunięte przez Quinna.

— A co kazało ci myśleć, że kłamię? — Uniosłam sceptycznie brew. — Miłego dnia, Dakota.

— Dwie rzeczy, Cam! — krzyknął Quincy swoim denerwującym głosem, powodując u mnie ekspresowy przypływ irytacji. — Po pierwsze, w gabinecie czeka na ciebie jakaś kobieta. Podobno jej pies zaginął, a jak już się znalazł, to miał jakieś dziwne wzory w sierści. Chciała, żeby ktoś napisał o tym artykuł.

Rozłożyłam bezradnie ręce na boki, a mój szal przesunął się tak, że jedną końcówką wisiał już niebezpiecznie blisko brudnej podłogi, pokrytej zaskakującą ilością rozmokłego błocka. Śnieg roztapiał się na starej wykładzinie, tworząc wzory, które kojarzyły się naprawdę kiepsko. Doskonale wiedziałam, że New Britan Daily była gazetą nic nieznaczącą na rynku ambitnej prasy, ale zadania, które czasem dostawałam, każdego mogłyby doprowadzić do szewskiej pasji.

Nie wszystko stracone [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now