Rozdział 14.

1.7K 113 103
                                    

Camila*

Byłam zaskoczona tym jak szybko byliśmy spakowani,równie szybko siedzieliśmy w odrzutowcu Lauren i lecieliśmy z powrotem do domu. Każdy wypytywał Lucy o co chodzi bo było to niepokojące,jaka policja? Po co mieliby przylatywać do samej Hiszpanii aż po nią? Nawet Mani była zdenerwowana brakiem odpowiedzi z strony kobiety,ale po upiciu kieliszka wina w końcu zaczęła mówić. Lauren dostała telefon ponieważ chodzi o życie dziecka,w tym momencie uniosłam się by słuchać uważniej. Jakiś chłopczyk...podobno jej były pacjent chce skoczyć z dachu jednej  z największych galerii handlowych w naszym mieście i prosił bardzo prosił wręcz błagał o to by zobaczyć Jauregui. Przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia i postanowiłam zabrać głos w sprawie by one mniej więcej wiedziały o co chodzi,opowiedziałam im o Liamie chłopcu z nieciekawego domu który w bardzo młodym wieku zaczął interesować się samookaleczaniem i samobójstwami. Mieli wyprowadzić się z mamą która wiecznie nie miała pracy do nowego miejsca i zacząć normalne i spokojne życie w dostatku. Jednak zmiana terapeuty jak na jego wiek i stan oraz zaufanie była zbyt szybka i gwałtowna próbowała to przetłumaczyć mamie chłopaka ale ta ją zbyła i podziękowała po czym po prostu wyszła. Powiedziałam im to co wiedziałam od kobiety. 

Wtedy Mani się odezwała że pamięta chłopaka dokładnie,Lauren była innym typem terapeuty i ona zbliżała się do ludzi na tyle by pomóc skuteczniej i dosadniej co nie podobało się każdemu. On w przyszłości również chciał robić to samo co ona,wspierała go w tym. Jeżeli chłopak jest z powrotem w tym samym stanie co jakiś czas wstecz to powiedziała że on na pewno będzie chciał już odebrać sobie życie. Lauren opowiadała im nie raz o ataku paniki lub takim niekontrolowanym odruchu który nie zawsze mówi dobrze. Ja mam nadzieję że serio nic się nie wydarzy,kobieta zadzwoniła po taryfę która po wylądowaniu zawiezie nas prosto pod galerię gdzie odbywa się całe widowisko. Widać było zmartwienie z strony każdej osoby tutaj...ale ja czułam jakiś cholerny ból i nie mam pojęcia nawet czemu. Szkoda mi Lucy w tym momencie naprawdę...było widać jak zachwycona jest z tego wyjazdu i z tego że może przebywać z wszystkimi. Obstawiam że jeszcze nie raz gdzieś razem pojadą. Ale mimo wszystko i ja odczuwam jakiś dziwny ból którego nie jestem w stanie sobie samej wyjaśnić. Chciałam dzisiaj wszystko załatwić...porozmawiać i powiedzieć prawdę,sytuacja powiedziałabym że ma jakieś znaczenie jeżeli chodzi o wszechświat. Jestem ogromnym tchórzem...sama siebie tłumaczę jakimiś bzdetami i próbuję usprawiedliwić się na marne. 

-Dobrze że nam o tym powiedziałaś,teraz lepiej rozumiem reakcję Lauren i to dlaczego zostawiła wszystko ruszając przed siebie.-Dosiada się do mnie partnerka matki mojego dziecka,cudownie na serio cudownie. 

-Jedyne co skojarzyłam by w jakikolwiek sposób dotknęło ją ostatnio w pracy,była bardzo zdenerwowana rozmową z mamą Liama. Teraz wyjdzie tak że będzie toczyła walkę o jego życie a tak być nie powinno.-Dosłownie tak być nie powinno. 

-Jesteś równie dobra co ona,potrafisz ocenić stan kogoś nawet z paru słów i kilku sekund z daną osobą zapewne,jak myślisz on na prawdę będzie chciał odebrać sobie życie.-Wzdycham i zerkam na nią smutno. 

-Obawiam się że tak...to odbyło się dla niego za szybko,super że jego rodzicielka w końcu zrozumiała że powinien mieć normalne i zdrowe dzieciństwo ale na siłę odcięła go od osoby która była w stanie wyleczyć go kompletnie i zaszczepić w nim jakąkolwiek ciekawość do świata. Musimy wesprzeć Lauren niezależnie od finału tej nieplanowanej sytuacji,chłopaka będzie trzeba zrozumieć też jeżeli uda się go uratować.-Widać że się tym przejęła. 

-Czy w tym momencie nie ma możliwości odebrania jej praw?-Są i to spore. 

-Są. Nawet ogromne jeżeli Lauren zezna w sądzie i przedstawi co omawiała z kobietą to nawet spore że chłopak trafi gdzie indziej,ale czy jest sens?

"Liar" // CamrenWhere stories live. Discover now