one

19 2 1
                                    

sophie lewis

w ciągu kilku lat zbudowałam wokół siebie mur. od pierwszej cegły po wiele więcej w górę i bok. od zawsze byłam pewna że przez ściany nie przebije się nikt. i wiecie? wciąż jestem.

z życia wyjęłam, że pod żadnym pozorem nikomu nie możesz pokazać prawdziwego ja. nigdy przenigdy.
będzie stopniowo zabierał cząstki ciebie, zostawiając pustą.

ciemne korytarze west high school nie pomagały. wręcz przeciwnie - odzwierciedlały ponure nastawienie uczniów. może i w większości spowodowane wczesnym wstawaniem i późną nauką, lecz wiem że kilka osób nie boryka się z problemami, o wadze wartości poniżej zera.

dla niektórych to samotność. banał, lecz potrafi zadać uderzenia a czasem zabić. nawiązuje tutaj do depresji i śmierci. nie zauważamy kiedy brak rodziny, przyjaciół, powoli wyciąga z nas wszystko, po serce i dusze.

sala matematyczna - to wszystko jest tak cholernie trudne że aż przyjazne. często nie zauważamy jak możemy się przyjemnie odizolować od problemów życiowych, i zaprzyjaźnić z codziennymi.

lecz pamiętajcie, że starzy przyjaciele nie odchodzą do końca. wciąż ich imię i nazwisko lata nam gdzieś z tyłu głowy.

- dzień dobry - rzuciła niedbale starsza kobieta, uderzając stosem kartek o blat biurka.

skupiłam się na swoim zeszycie. wyrzucałam swoje uczucia w tysiącach często nie dorysowanych prac. możecie uważać że perfekcjonizm na takim poziomie jest nieszkodliwy.

jesteście w cholernym błędzie.
uczucie to bowiem okropne, kiedy kreślicie te same hieroglify po raz enty, ale wciąż to nie jest to czego od siebie oczekujecie. nigdy nie jest dobrze, bo zawsze może być lepiej.

poplątałam łodygi kwiatków, tworząc pojedyncze listki. skupiłam całą swoją uwagę na tworzeniu równych płatów. zaczesałam włosy za prawe ucho, opierając głowę na dłoni.

- sophia lewis przykład D - uśmiechnęła się znacząco eleonor smith. wyszukałam zadanie o którym nie raz wspomniano, po chwili odczytując nie trudny przykład.

stawiałam kroki bliżej tablicy, chwytając za kredę. zakreśliłam liczby, wykonując działanie. odłożyłam przedmiot do pudełka, wracając z niezmienną kamienną twarzą.

wyczekiwany przez wielu uczniów, do których grupy się nie zaliczałam, dzwonek zadzwonił, powodując wzburzenie krzeseł. zmarszczyłam brwi, patrząc na klasę jak na zwierzęta, o ile w pewnym stopniu nimi nie są.

wyszłam z klasy spotykając się z donośnym przywitaniem przyjaciółki. daisy stevens to nastawiona optymistycznie na świat, niska jasnowłosa osiemnastolatka. chodzi do najpopularniejszej klasy w szkole - jak nie w całym mieście.

- stevens, proszę, nie z rana - zmarszczyłam brwi, zaciskając nerwowo powieki - z jakim ważnym faktem, witasz mnie wrzaskiem pod salą matematyczną z którą dzielisz się wielką nienawiścią?

- idziemy na imprezę - zaśmiałam się krótko, patrząc na niewzruszoną twarz daisy. popatrzyłam na dziewczynę pobłażliwym spojrzeniem.

- twój poziom inteligencji mnie zawodzi, poważnie - westchnęłam, obserwując wyzywająco daisy.

- cholera, słuchaj sophie - złapała moje ramiona, starając się straszyć wzrokiem - nie mam ochoty na dyskusję z twoim mądrym słownictwem, a więc zapytam kiedy ostatnio byłaś na imprezie? ha, urodzinach kuzynki w wieku ośmiu lat!

odeszła zostawiając mnie samą z burzami myśli. deszcz oczyścił brudne plamy, pozostawiając odpowiedź nie do końca jasną, lecz wystarczającą.

zawieść czy uszczęśliwić?

^
w tym momencie nie wiem czy ktoś to czyta. mamy 10 stycznia 2020, rozdział ok. 510 słów. będę to pisała dla siebie, a jeśli ktoś przeczyta - to przeczyta. *nie ukrywając że będę bardzo zadowolona jeśli ktoś to zrobi* buziaki!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 11, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

sophie | PL ✔️Where stories live. Discover now