Rozdział 30. Początki porwania

689 37 40
                                    

Słońce prażyło niemiłosiernie, uprzykrzając przeprawę pasażerom małego rzecznego promu. Stary chłop, opierający się o kostur, z zaciekawieniem przypatrywał się kołysce, która razem z nim przeprawiała się przez spokojnie wody Igulca*. Dziwiło go, że mimo straszliwego gorąca, postać leżąca bez ducha w kolasce, jest tam całkiem zakryta, pod cienkim pledem, twarz zaś spowijały bandaże. Starzec dziwował się, co to też musiało się stać, że ktoś tak kogoś poharatał. Powściągał jednak swą ciekawość, bowiem trzech mężczyzn pilnujących kolaski nie przedstawiało sobą chęci do konwersacji. Dziwienie czujni, oglądali się po okolicy, wypatrując wszędzie zagrożenia. Starzec pomyślał, że pewno w jakiejś utarczce brali udział, dlatego tacy czujni, lecz jednocześnie rósł w nim pewien dziwny niepokój, że oto oni byli prowodyrami tego zatargu.

Gdy tylko prom przybił do piaszczystego brzegu Igulca, mężczyźni zebrali się szybko i z kopyta ruszyli drogą, wiodąc za sobą kołyskę. Było w nich coś tak złowrogiego, iż ich obraz został w starcu jeszcze przez wiele tygodni. O ile większe by było wrażenie starca, gdyby wiedział, że miast rannego, wiedli oni ze sobą brankę.

Anastazja obudziła się zlana potem ułożona na śmierdzącym sienniku, nie wiedziała gdzie i dlaczego tu jest, lecz wiedziała jedno

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Anastazja obudziła się zlana potem ułożona na śmierdzącym sienniku, nie wiedziała gdzie i dlaczego tu jest, lecz wiedziała jedno. Osłabła sięgnęła po znajdujące się w pobliżu wiadro i poddała się atakowi straszliwych torsji. Nie przyniosły jej one jednak ulgi, znać, że nie miała nic w ustach od wielu dni. Rozejrzała się dookoła, próbując przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Prawda, która nań czekała, uderzyła weń ze straszliwą siłą. Łapiąc nerwowo powietrze, usiłowała powstrzymać się od przypływu dalszych torsji.

Nie bez przyczyny widziała w oczach swojego męża zaniepokojenie, gdy wspominał jej o okolicznościach swego postrzału, kiedy to zimą powracał do zdrowia. Oto bowiem jego niepokoje się spełniły i stary Sulima powziął na nich swą zemstę. Nie wiedzieć jakim cudem dowiedział się o tym, iż Anastazja podróżuje bez męża i postanowił to wykorzystać.

I tak oto jest tutaj, w tym szałasie, gdzieś w lesie, zapewne pilnie strzeżona przez swego oprawcę. Wszystko poczęło do niej wracać ze zdwojoną siłą, zastrzelenie biednego Eliaszeńki i ten okropny pościg.

Znać, że jej strażnicy posłyszeli, iż się ocknęła, oto bowiem liche, sklecone z byle jakich desek drzwi szałasu otworzyły się i stanął w nich stary Sulima. Wszedł do szałasu zasłaniając całym swym ciałem wejście i rzekł:

— Witam panią pułkownikową, smacznie się spało? — powiedział starzec uśmiechając się złowrogo. — Bardzom rad, żem cię z drogi zabrał, od dawna chciałem cię ja porwać, boś mi potrzebna, a tak to nie musiałem Rozłóg na proch zetrzeć, ale i na to czas przyjdzie.

Anastazja nie rzekła mu nic patrząc nań jedynie z wielką nienawiścią. Mężczyzna zdawał się nie robić nic sobie z jej spojrzeń, tak więc kontynuował swój wywód.

 — Potrzebnaś mi, ptaszyno, co bym twojego męża mógł złapać jak ptaka do klatki. Kilka tygodni mu zajmie, zanim nas tu znajdzie, ale pewnikiem tak się stanie, bo ten suczy pomiot szukać potrafi. Tedy będziesz swobodnie patrzeć, jak się z nim rozprawuję i zniewalam, potem zaś zawiezie się ciebie z powrotem do Rozłóg, gdzie trochę się pobawimy, zabierając co trzeba, ty zaś zostaniesz pięknie na paliku, pilnując jak wszystko będzie płonąć. A on będzie na to patrzył i patrzył, aż mu oczka wykolę i w końcu kaniami rozedrę, Nigdym niewiasty na pal nie wbijał, tedym ciekawym na eksperymenta.

Bohun sadly ever after?Where stories live. Discover now