Piękna

56 4 2
                                    

Wtedy jeszcze nie wiedziałem co dokładnie zaszło ale czułem, że coś ważnego. Dziś już wiem, że w tamtym momencie ją oswoiłem.
Oswoiłem ją, bo mi na to pozwoliła.
Oswoiłem smoka.
Oswoiłem Koślawego Mruka.

Lewą ręką pogładziłem ją po głowie i wachlarzu. Prawą przejechałem po rogu, który miała nad nosem.
Usłyszałem jak cicho mruczy.

- Tata miał rację. Jesteś piękna.

Spojrzała na mnie swoimi ogromnymi oczami

К сожалению, это изображение не соответствует нашим правилам. Чтобы продолжить публикацию, пожалуйста, удалите изображение или загрузите другое.

Spojrzała na mnie swoimi ogromnymi oczami. Był w nich rozum. Była w nich miłość. Była w nich czułość...
I wtedy usłyszałem odległe bicie dzwonu w wiosce, a nad naszymi głowami coś przeleciało.
Smoki!
Smoczyca uniosła głowę patrząc w niebo. Zmieniła barwę na fiolet i rozłożyła wachlarz.

- Oj nie dobrze, nie dobrze! - powiedziałem zaczynając czuć panikę, bo nad nami przelatywało coraz więcej smoków.

- Muszę wracać, szybko. Uciekaj stąd piękna, uciekaj, bo za chwilę wam tu piekło zgotują! - krzyknąłem do niej po czym ruszyłem biegiem w kierunku wioski.

Biegłem osłaniając głowę rękami przed gałęziami oraz tratując i przeskakując wszelkie zarośla i krzaki. Nasze przywitanie rozwścieczy smoki, które jeśli spotkam poza wioską nie będą dla mnie litościwe z czego im się nie dziwię. Do tego leciało ich dość dużo.
Niestety miałem rację.
Wybiegłem z lasu na otwartą przestrzeń, dzieliło mnie dwieście metrów od muru. Nad głową przelatywały smoki, a nad murami toczyła się walka. Ogień i szczęk broni przeszywały powietrze.
Stanąłem jak wryty gdy przede mną opadł Koszmar Ponocnik i spojrzał na mnie ukazując kły. Po jego lewej zleciał Śmiertnik Zębacz, a po prawej Gronkiel warcząc groźnie.
W ich oczach widziałem wrogość.
Wyciągnąłem ręce przed siebie.

- Spokojnie smoczki, nie nerwowo...

Zębacz zaryczał na co moje serce ze strachu chciało wyskoczyć z piersi. Nogi mi zmiękły, a czoło oblał pot.

"Nie dobrze" pomyślałem.

I właściwie w tym momencie gdy Ponocnik zbierał się do splunięcia ogniem przybyła ona.
Zleciała z nieba na wielkich skrzydłach.
Cała w kolorze czarnym.
Wylądowała między mną, a smokami i wyciągnęła się w górę stojąc na dwóch silnych nogach przez co górowała nad nimi wszystkimi.
Rozłożyła skrzydła i zaryczała ogłuszająco.
Wyglądała potężnie i patrzyłem na nią oniemiały.
Znów zaryczała, na co tym samym odpowiedział jej Ponocnik, który następnie otworzył paszczę, lecz nie zdążył użyć ognia.
Pierwszy zrobił to Mruk.
Pochyliła się i zionęła ogniem. Podkręciła łbem w lewo i w prawo dzięki czemu pokryła nim wszystkie trzy smoki.
Gronkiel, Ponocnik i Zębacz uniosły się w powietrze i uciekły w trzy różne strony.
Odwróciła się do mnie i chwyciła zębami za tył płaszcza. Nim cokolwiek zdążyłem zrobić rzuciła mnie sobie na plecy. Szybko i mocno objąłem jej szyję, bo już w następnej sekundzie uderzyła skrzydłami unosząc się w powietrze.

- O matko! - zdąrzyłem krzyknąć.

Zmieniła kolor na czerwony i polecieliśmy nisko nad drzewami w kierunku zachodniego krańca wsypy.

- Oj musimy popracować nad wsiadaniem, oj zdecydowanie musimy - powiedziałem zbolałym tonem - Moje jaja - dodałem ciszej.

Mruk na grzbiecie miał linię wystających wypustek i jak przed chwilą odkryłem, utrudniały one jego dosiadanie.
Zdecydowanie utrudniały!
Spojrzałem w dół i mocniej objąłem jej szyję. Rytmicznie uderzyła skrzydłami, a czubki drzew śmigały pod spodem.
Przed nami widziałem dwie wieże obserwacyjne na zachodnim wybrzeżu. Smoczyca leciał centralnie między nie.

- Em... Możesz szybciej?

- Grah - odpowiedziała ale nie przyśpieszyła, chociaż dynamicznie machała skrzydłami.

Gdy zbliżyliśmy się do wież ze zgrozą zobaczyłem jak z każdej z nich wylatują w naszą stronę strzały.
Mocno ścisnąłem ją za szyję i bardzo dobrze, bo nagle zrobiła szybki zwrot w lewo i zaraz potem w prawo wymijając oba pociski. Manewr ten prawie mnie z niej zrzucił przez co zrobiło mi się ciepło, a serce na chwilę stanęło na myśl o upadku z tej wysokości.
Minęliśmy wieże, słyszałem krzyki ludzi na nich, i wylecieliśmy nad ocean.
Pochyliłem się i schowany za jej kołnierzem przed pędem powietrza wpatrywałem się w wodę pod nami.
Zabrała mnie z wyspy.
Zabrała mnie z domu.
Poczułem smutek i strach. Jak tam wrócę? Jak mnie ukara wujek?
Stop.
Nie.
Czy to w ogóle był dom?
Czy muszę tam wracać?

Smoczyca zmieniła kolor z czerwonego na niebieski i odwróciła głowę zerkając na mnie.

- Grah?

Spojrzałem w jej piękne oko i zrozumiałem, że nigdzie nie muszę wracać, a teraz pragnę lecieć z nią tak na koniec świata.

- Dziękuję - powiedziałem i pogładziłem ją po szyi.

Zmieniła kolor na żółty i odwróciła łeb.
Teraz przyjrzałem się jej anatomii. Skrzydła miały bardzo dużą rozpiętość, lecz były dość wąskie. Do demonów szybkości nie należała ale za to była zwrotna. Ponadto pośrodku każdego skrzydła znajdowało się coś w postaci pazura. Ciało bardzo długie i smukłe, ze złożonym wachlarzem całkiem opływowe. Miała długą szyję i bardzo długi ogon także zakończony wachlarzem, lecz umieszczonym wzdłuż ciała. Ciekawe czy także pełnił jakaś rolę tak jak ten wieńczący jej głowę, który był bardzo duży i widziałem, że często go używała. Chyba nawet przez chwilę widziałem jak on sam zmieniał barwę. Może to narząd zmysłu? Dalej przyglądając się jej głowie zwróciłem uwagę, że nie widzę uszu. Może to właśnie ich rolę pełnił wachlarz?
Dotknąłem go i poczułem jak zawibrował. Chyba był bardzo czuły. Może to dzięki temu mnie widziała, na długo przed tym jak ja ją zobaczyłem?
Do tego ta zmiana kolorów! Oznaczała emocje, lecz jeszcze nie wiedziałem jakie. Dostrzegłem także, że po jej ciele potrafi przejść pasek innej barwy.

- Jesteś fascynująca, wiesz o tym? - powiedziałem do niej - I piękna - dodałem.

Zacząłem dłonią delikatnie gładzić ją po szyi. Jeździłem w górę i w dół delektując się jej dotykiem. Usłyszałem jak mruczy, a jej ciało wibruje. Pojechałem pod jej wachlarz i tam także ją głaskałem. Następnie delikatnie podotykałem samego wachlarza, a po chwili wróciłem do szyi.
Lecieliśmy tak razem pod zachmurzonym niebem.
Ja w czarnym płaszczu z kapturem i czarną chustą na twarzy, a ona żółta jak słońce w zenicie z zielonymi plamkami.
Piękna.
Lecieliśmy, a ja cały czas ją gładziłem.
Czułem, że się jej podoba.

On i ona: Oswojenie (cz. 1)Место, где живут истории. Откройте их для себя