3.

636 34 23
                                    

— Uważajcie na sprzęt — odezwała się, gdy tylko otworzyła drzwi do swojego mieszkania. 

Markus już miał zapytać o jaki sprzęt chodzi, ale zaraz po przekroczeniu progu prawie wywrócił się o statyw do aparatu, a Laura posłała mu mordercze spojrzenie. Nie jechali długo, bo już zaledwie po piętnastu minutach wysiedli na przystanku praktycznie obok kamienicy, w której mieszkała. Od razu zaprowadzili go do kuchni i posadzili przy stole. Dopiero potem zdjęli z siebie kurtki, rzucając je niedbale na ziemię. 

— Przecież on nie umiera, powieście te kurtki w korytarzu — wywróciła oczami dziewczyna. — I zdejmijcie buty, bo nie chcę syfu — dodała, sięgając do jednej z szafek po kawałek czystej serwetki.

Namoczyła go wodą i podeszła do Constantina, przez chwilę patrząc mu w oczy. Trudno było mu powiedzieć co w nich widział. Przede wszystkim mógł powiedzieć, że są piękne i bije od nich niesamowite ciepło. 

— Pochyl głowę, bohaterze — parsknęła, kręcąc głową. — Swoją drogą miło, że zareagowałeś, bo typ chyba urwałby mi rękę — dodała, kładąc zimny kompres na jego karku. — Dziękuję. 

— Drobiazg — machnął ręką i uśmiechnąłby się, gdyby tak bardzo nie bolała go twarz. — Czego właściwie od ciebie chciał? 

Teraz ona machnęła ręką. Wstawiła wodę w czajniku i wyciągnęła cztery szklanki. 

— Mijał jakąś grupę ludzi o różnych kolorach skóry i zaczął się rzucać — powiedziała, a do kuchni akurat wrócili Andreas z Markusem. — To mu powiedziałam, że ma zamknąć mordę, bo mają tu prawo być tak samo, jak on. A on na to, że jak jestem taka mądra to mam się wynieść do Afryki, bo tu jest Austria i tu mieszkają Austriacy. No to mu powiedziałam, że też jestem imigrantką i będę tu żyła do śmierci, bo mam takie prawo. No to już mu puściły nerwy. 

— Kretyn — skwitował Andreas, opadając na krzesło. — Swoją drogą serio nieźle wymierzony cios, chyba mu rozkwasiłaś nos.

Laura uśmiechnęła się smutno i podniosła prawą rękę, niemal fioletową. Wszyscy trzej skrzywili się na ten widok, a dziewczyna zwyczajnie otworzyła zamrażarkę, wyciągnęła dwie mrożonki warzyw. Jedną wcisnęła Constantinowi w rękę, a drugą przyłożyła do własnej dłoni.

— Nie jemu pierwszemu — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Lata praktyki.

Constantin nie mógł się skupić na niczym innym, poza wpatrywaniem się w nią i chłonięciem każdego jej słowa. Wyglądała tak samo jak wczoraj, w tej samej fryzurze i w tym samym granatowym swetrze, ale jednak teraz patrzył na nią jakoś inaczej.

Czajnik wydał charakterystyczny dźwięk, a ona zaczęła zalewać szklanki z herbatą. Podała cukier i cytrynę.

— Poczęstowałabym was czymś, ale wygląda na to, że wszystko się pokończyło — westchnęła, otwierając po kolei kilka szafek. — W ogóle to tak głupio, bo się wam nawet nie przedstawiłam — puknęła się w głowę, a Constantin uśmiechnął się pod nosem.— Laura — wyciągnęła do każdego po kolei rękę, a Constantin chyba przytrzymał ją trochę dłużej niż powinien.

— Constantin...

— Jesteś fotografem? — zapytał nagle Markus, obchodząc dookoła statyw, okiem wyłapując po pokoju różne inne sprzęty do aparatu.

— Można tak powiedzieć — stwierdziła, obracając głowę w jego kierunku. — Ojczym jest zawodowym fotografem, a ja uczyłam się od niego.

— Ale przyjmujesz zlecenia, masz studio, czy coś?? — dopytywał Markus, wracając z powrotem do stołu. — Kuzynka ślub bierze za jakieś trzy miesiące i nie może znaleźć fotografa...

kartenhaus | c. schmid ✔Where stories live. Discover now