Pustka

2.6K 262 294
                                    


Świat pokrył się szarą zasłoną, serce zwolniło bieg, dźwięki ucichły, zapachy zneutralizowany się, a ból zniknął. Jaskier nie wiedział do tej pory jak to jest - czuć mniej, słabiej, wolniej.

Wraz z ubytkiem na duszy, procesy myślenia stały się szybsze, a towarzyszący mu strach zastąpił zdrowo rozsądkowy, nagły osąd. Coś się zmieniło. Szamanka z Czarnego boru, nie był jedynie przekupką i naciągaczką, która sprzedawała mniszka i  ususzone liście pokrzyw jako ezoteryczne zioła z dalekich krańców świata.

Rozwścieczona baba, to gorzej niż stado wilków - powtarzał Zoltan, za każdym razem, gdy wybekiwanie obelg na nilfgradzkie psy nie urzekło jakiejś niewiasty, a wprost przeciwnie. Przekonali się o tym obaj z Geraltem, kiedy jakimś dziwnym trafem ,,uprowadzili,, uczennicę szamanki, myśląc, że biedaczka potrzebuje pomocy, gdy ta miała zwabić ich w pułapkę.

Sprawa nabrała tempa. Geralt zamroczony błękitnym proszkiem oraz siłą perswazji (czyt. Cycków) młodej adeptki stracił z oczu Jaskra. Wtedy czarownica w postaci kwaśnej mgły, wdarła się do otwartych, niczym drzwi izby w burdelu myśli Jaskra i zemściła się w sposób okrutny.

- Wstawaj. - Geralt podniósł go do pionu, rzucając lekkim ciałem, niczym workiem z pszenicą. 

Wszystko wyglądało tak jak wcześniej. Smuga krwi na policzku wiedźmina, młoda, nieprzytomna kobieta w bordowej sukni,  zniszczonym warkoczu i rozpłatane truchło szamanki. Jej brązowe tęczówki wpatrzone w niebo świeciły jeszcze błyskami odbitych promieni słońca, które przedzierały się przez bordowe, jesienne liście i wbijały igiełkami światła w szkarłatne cięcie na wątłym korpusie.

Był Jaskrem. Bardem z nikąd. Umilał ludziom czas błazenadą i wątpliwej jakości sztuką. Szukał atencji jak suchy grunt kropel wody, bo żywił się uznaniem, tak samo jak zwykły chłop jadłem oraz napitkiem. Generował pokłady miłości, obdarzając nią słabych, niezbyt urodziwych, kalekich i "dziwnych".

Pamiętał siebie jako takiego. Jego lutnia zwisała z gałęzi drzewa, podniszczona, po jednej stronie otarta raziła drzazgami.

Na nic mu ten instrument. Nawet naprawiony nie wyda już takiego samego dźwięku jak wcześniej. 

Geralt usadowił się na Płotce, a ciało "przynęty" zarzucił przed sobą, by nie zsunęła się na ziemię.

- Rusz się Jaskier. - Ponaglił, ponieważ bard zamyślił się ponownie przez dłuższy moment. Wiedźmin nie zajmował sobie głowy humorami Jaskra. Bard zawsze źle reagował na widok przemocy, a zabijanie nie było dla niego widokiem naturalnym, czymś do czego można przywyknąć. Pewnie pomilczy przez jakiś czas, a kiedy trauma minie, zacznie męczyć go swoją gadaniną. Schemat powielał się od lat.

Na zewnątrz wszystko było takie samo. Jesienne liście szumiały im pod stopami. Zapach krwi ciągnął się za Płotką, a bordowa suknia kobiety powiewała na mocnym wietrze. Świat poszarzał, ale co z tego?

Drewniany, zniszczony instrument został razem z martwym ciałem szamanki. Straceni jako jedno, mieli gnić do skutku, aż lutnia zapomni jak brzmi muzyka, a kobieta rozpadnie się w proch.

Jaskier pamiętał ton lutni, każdy odegrany utwór, uczucie na palcach, gdy przesuwał je po strunach, słowa ballad, głosy niezadowolonych pijaków, zapach wina z ciemnych winogron, które popijał w przerwie między kolejnymi fragmentami występu. Wszystko okraszone prostą myślą - Jaki sens ma to co robię?

Zmęczonym wzrokiem spojrzał na plecy Geralta. Szerokie ramiona, przybrudzone i oblepione błotem, ale niezaprzeczalnie niesamowite włosy, w kolorze bieli, kawałek ostrej linii żuchwy oraz pewna dłoń trzymająca lejce. Ten obrazek od lat budził w nim pożądanie. Różniące się od tego wzbierającego ponaglenia, w obecności dorodnej, ciepłej kobiety, o chętnych, gładkich dłoniach, gotowych spełniać jego zachcianki.

To co straciłem| Geralt x JaskierWhere stories live. Discover now