11. Wreszcie. ✔

785 38 7
                                    

Mój niezbyt pokorny taniec przerywają dłonie, które oplatają mnie wokół tali. Niemal natychmiast trzeźwieję, gdyż orientuję się, że to nie dłonie zielonego. Odwracam się przodem do obcego, a moim oczom ukazuje się, stary dziad, szczerzący się do mnie. Nie czekając, aż zacznie mnie molestować, podnoszę dłoń, wymierzając mu siarczysty policzek. Mężczyzna nie jest mi dłużny i podnosi dłoń, lecz nie jest mu dane mnie uderzyć, gdyż, pierw słychać głośny huk symbolizujący strzał, a następnie mężczyzny dłoń zaczyna krwawić, a staruch skula się z bólu.
Tym razem czuję strach. Kiedy nie dostrzegam zielonowłosego, czuję jak bym, była naga, bezbronna. To uczucie mnie paraliżuje, a w oczach zbierają mi się łzy.
Co się ze mną dzieje? Tak źle ze mną nie było, kiedy siedziałam na kolanach Jokera, a gangster celował w nas pistoletem. Wtedy wiedziałam, że nic mi nie grozi. Dopiero widok mojego porywacza, który rusza w moją, stronę sprawia, że odzyskuję czucie w nogach. Podchodzę do niego, a ten spoglądając mi w oczy, otacza mnie ramionami, a ja bez zastanowienia odwzajemniam uścisk. Kiedy po krótkiej chwili orientuję się, że cała dyskoteka opustoszała, odklejam się od mężczyzny.
- Wszystko w porządku? - jego twarz jest niewzruszona, choć w oczach mogę dostrzec nutkę niepokoju.
- Tak wszystko dobrze. - niepewnie się uśmiecham. Mężczyzna chyba nie do końca mi uwierzył, gdyż ściąga z siebie fioletową marynarkę i zakłada mi na ramiona, po czy wkłada mi w rękę, ten sam pistolet, z którego wcześniej zastrzeliłam mężczyznę. Bez namysłu ujmuję strzelbę i nakierowuję ją na głowę zwijającego się z bólu starego zgreda. Lecz kiedy zagląda mi błagalnie w oczy, moje sumienie budzi się do życia, a moja ręka samoistnie opuszcza broń.
- Zastrzel go... - zielonowłosy staje za moimi plecami i szepcze mi do ucha. - Zasłużył sobie... - jego głos odbija się w moim umyśle niczym piękna melodia. - Nie będziesz go miała na sumieniu. Zasługuje na to, nie miał prawa cię do tchnąć. Zrób to! - po raz kolejny podnoszę spluwę i nie czekając ani chwili dłużej, naciskam na spust, a mężczyzna upada bez życia na ziemie. Joker miał rację, nie czuję się źle. Czuję ulgę.
- Wspaniale! - mężczyzna z uśmiechem na ustach, chwyta mój nadgarstek i prowadzi w stronę wyjścia, by następnie ruszyć w kierunku auta. Kiedy mam zamiar chwycić za klamkę, zielonowłosy, obraca minie jednym szybkim ruchem przodem do siebie. Zmniejszając odległość pomiędzy nami, przyciska mnie do auta. - Byłaś bardzo dzielna.
- Pozory mylą. - po raz kolejny, na moje usta wkrada się niepewny uśmiech.
- Musisz do tego przywyknąć. - jak on to robi, że, te wydarzenia, które miały miejsce kilkadziesiąt minut temu, nie robią na nim wrażenia? Wszystko spływa po nim jak po kaczce.
- Wątpię, że przywyknę do śmierci i zabijania...
- Oswoisz się z myślą, że zabijając ich, wyświadczasz przysługę światu...
- Nie rozumiem... - mężczyzna prycha, po czym kładzie dłoń na moim policzku, niemal pieszczotliwie.
- Te ścierwa, które zabijamy, są gwałcicielami, mordercami i handlarzami dragów. - jego nagły śmiech po ukończeniu zdania uświadamia mi jeden fakt.
- Przecież ciebie nie obchodzi świat...
- I tu masz rację... zbijam ich dla swojej przyjemności, ale ty możesz sobie wmawiać, że robisz to dla dobra świata. W ten sposób wyciszysz sumienie.
- Ale po co? Po co mam się do tego przyzwyczajać. Przecież mogę więcej nie zabić żadnego człowieka.
- Ale możesz też pracować razem ze mną. Nic nie jest lepsze od dreszczyku emocji, kiedy masz świadomość, że ktoś może cię złapać...
- Porwałeś mnie, po to bym była twoją wspólniczką?
- Odpowiedź na pytanie, czemu cię porwałem, już dostałaś. Teraz proponuję ci niezapomniane wrażenia, no, chyba że wolisz siedzieć uwięziona w domu i się nudzić.
- Nie boisz się, że ci ucieknę? Że przy pierwszej lepszej okazji zwiję?
- Oj mam coś przeczucie, że nie zwiejesz... - jego dłoń niepostrzeżenie zjeżdża w dół mojego dekoltu. Tym razem to ja zbliżam usta do jego.
- Masz rację... nie ucieknę... - po czym łączę nasze usta w pocałunku. Muskam delikatnie swoimi wargami, jego zimne prosząc o pozwolenie by złączyć nasze języki. Jego niski, zmysłowy pomruk uświadamia mnie, że pragnął tego tak samo mocno, jak ja. Niestety nie jest nam dane pogłębić naszej pieszczoty, gdyż przerywają nam policyjne syreny.
- Spierdalamy stąd. - czym prędzej wsiadamy do fioletowego auta i z piskiem opon odjeżdżamy.
Budzę się i niemal natychmiast wkrada się na moje usta leniwy uśmiech.
- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor. - siadam i spoglądam na zielonowłosego leżącego obok.
- Można tak powiedzieć. - po czym wstaję i ruszam w stronę szafy.
- Dlaczego? - jego głos sugeruje mi, że znajduje się tuż za mną. Nie odwracam się i dalej poszukuję ubrań.
- Co? - pytam jak gdyby nigdy nic. Lecz mężczyzna chyba nie uznaje ignorancji i chwyta mój nadgarstek, jednym ruchem odwracając mnie w swoją stronę.
- Wczoraj powiedziałaś, że nie uciekniesz. Co się stało, że już nie chcesz zwiać? Minęło zaledwie kilka dni od kąt tu jesteś.
- Przez tych kilka dni zrozumiałam, że, nie ucieknę za daleko, a poza tym... Po co mam uciekać? Nie chcesz mnie zabić... Chronisz mnie... Nie mam nic do stracenia. No i ty... - ja i mój niewyparzony język. Powinnam nauczyć się oddzielać myśli od tego, co zamierzam powiedzieć.
- A ja co? - ten jego uśmiech, bliskość jego ciała i pewność siebie sprawia, że brakuje mi języka w gębie.
- Ty... - mężczyzna, szczerząc się i nie puszczając mojego nadgarstka, rusza w moją stronę prowokując mnie do tego, bym się cofała. Mężczyzna nie staje, puki nie natrafiam na przeszkodę w postaci łóżka na które, zielonowłosy lekko mnie popycha, a ja upadam. Podtrzymując się na łokciach, spoglądam na mężczyznę, który nie odwraca wzroku ode mnie. Po krótkiej chwili usadawia się pomiędzy moimi nogami i nie czekając ani chwili dłużej składa na moich ustach namiętny pocałunek. Kiedy nasze języki poczynają niespokojny taniec, oplatam mężczyznę nogami wokół tali. Joker nie odrywając się od moich warg, chwyta za moją koszulkę i rozrywa ją, uwalniając moje nagie, pokaźnej wielkości piersi. Mężczyzna odrywa się na krótką chwilę od moich ust, by mi się przyjrzeć. Pod wpływem jego wzroku, przez moje ciało przechodzi dreszcz, który wywołuje na ustach mojego porywacza szeroki uśmiech. Nie czekając, dłużej poczynam rozpinanie jego koszuli. Niestety jest to bardzo żmudna robota, więc Joker również ją po prostu rozrywa i zrzuca z siebie. Wreszcie mam okazję go do tchnąć, kładę ręce na jego umięśnionym brzuchu i delikatnie przejeżdżam palcami po tatuażu z napisem Joker.
- Podoba, ci się co widzisz?
- Mogłabym zadać ci to samo pytanie.
- Jesteś idealna...
Kiedy jego zimne dłonie stykają się z moimi sutkami, te pod wpływem jego dotyku niemal natychmiast twardnieją, lecz nie poprzestaje tylko na górnej części mojego ciała. Kucając pomiędzy moimi nogami, zjeżdża palcami w dół, wkrótce zahaczając o koronkowy materiał moich majtek. Jednym sprawnym ruchem zrywa je ze mnie. Niestety w tej właśnie chwili dopada mnie skrępowanie, a kiedy chcę zakryć się rękami, mężczyzna chwyta mnie za oba nadgarstki i przytrzymując je jedną ręką, ustawia je nad moją głową. - Nigdy się przede mną nie zakrywaj. Nigdy. - jego poważna mina, podnieca mnie jeszcze bardziej. Nie postrzeżenie jego dłoń wędruje w dół mojego ciała. Kiedy jego zimne palce stykają się z moją łechtaczką, z mojego gardła wydobywa się cichy pisk. - Jesteś aż tak wrażliwa? - nie przerywając pieszczot, zielonowłosy ujmuje mój stwardniały sutek w zęby.
- Joker... - jego pieszczota zamienia się w tortury, gdyż kiedy jestem na skraju orgazmu, ten zaprzestaje i czeka, aż się uspokoję. - Weź mnie wreszcie. - nawet w takiej sytuacji potrafi wybuchnąć niekontrolowany śmiechem, do którego zaczynam się przyzwyczajać. Mężczyzna wstaje i nie schodząc mi z oczu, rozpina czarne spodnie, by po chwili ściągnąć je razem z bokserkami, ukazując pokaźnej wielkości męskość. Bez zastanowienia kładzie się na mnie i nie czekając ani chwili dłużej zagłębia się w moim wnętrzu.

Miłość silniejsza niż strachWhere stories live. Discover now