second day

350 29 12
                                    

————🦋————
c h a p t e r t w o
s e c o n d d a y

————🦋————c h a p t e r  t w o s e c o n d  d a y

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

————🦋————

Wtorek, 11 kwietnia

„Zastanawiam się - rzekł - czy gwiazdy świecą po to żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją?"

Lubię patrzeć w gwiazdy i wybierać sobie, która będzie moja, a ty Elino? Znalazłaś swoją gwiazdę?

        Olivier Coleman miał jeszcze jedno miejsce, w którym czuł się jak ryba w wodzie. Była to przytulna kawiarenka znajdująca się niedaleko Central City High School. Mimo małej odległości między tymi budynkami, nie przychodziło tu wielu uczniów. Oni woleli przejść się trochę dalej do Starbucksa niż posiedzieć w przyjemniej atmosferze przy cudownym zapachu świeżych ciast pieczonych codziennie rano przez właścicielkę - panią Montgomery. Staruszka znała Oliviera od dobrych czterech lat. Już przed pójściem do liceum przesiadywał tu godzinami i próbował przeróżnych kremów, które kobieta później wykorzystywała do swoich słodkich wypieków. Rozsiadał się przy swoim ulubionym stoliku w kącie i rozmyślał co będzie, gdy pójdzie do liceum. Czy cokolwiek w jego życiu ulegnie zmianie? Czy on sam się zmieni? Wbrew pozorom odpowiadał mu jego charakter. Nigdy nie lubił imprez, przebywania w głośnych pomieszczeniach lub grania w te wszystkie pijackie gry. Wiedział, że liceum słynie z czegoś takiego i idąc do pierwszej klasy zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Jednak on sam już na początku nie uległ namowom ludzi z nowej klasy. Mial swoje książki, które pokochał już na początku siódmej klasy i przy nich dalej trwał. Podobało mu się jego dosyć nudne i spokojne życie. Nigdy nie narzekał na brak uwagi od rodziców, bo czasami miał jej aż nadto. Nie narzekał na problemy z rówieśnikami, bo po prostu trzymał to w sobie i tylko od czasu do czasu pozwolił temu wyjść na wierzch. Wmawiał sobie, że tak jest lepiej, lepiej nie męczyć nikogo swoimi problemami, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto ma o wiele gorzej niż on.

— Dzień dobry, pani Montgomery! —krzyknął Olivier wchodząc do kawiarenki w akompaniamencie dzwoneczków, które wydały dźwięk, kiedy przekroczył próg budynku. Podszedł do lady i poczekał aż staruszka wyjdzie z kuchni.

        Była siódma trzydzieści, a Coleman jak to miał zawsze w zwyczaju przyszedł po swoją ulubioną białą kawę i ciastko, które dzisiaj było jego jedynym ratunkiem na ulepszenie dnia. Olivier Coleman zazwyczaj miał dobry humor, chodził z małym uśmiechem na twarzy i po prostu był radosny, ale dzisiaj - jak to się mówi - wstał z łóżka lewą nogą. Obudziły go po raz kolejny krzyki rodziców, których już powoli miał dosyć. Od kilku tygodni kłócili się notorycznie, nawet o małą błahostkę, taką jak niepozmywane naczynia czy niewyrzucone śmieci. Od zawsze uważał swoich rodziców jako wzór prawdziwej miłości, łudził się, że w tych czasach jeszcze takowa istnieje i uda mu się ją znaleźć. Od kiedy zaczęły się ich kłótnie, zaczął wątpić. Jego wszystkie nadzieje zniknęły. Przecież jeżeli jego rodzice powoli nie potrafili się ze sobą dogadać, to prawdziwa miłość nie może istnieć. Łatwiej jest przy kimś po prostu być z przyzwyczajenia i posiadać jakąkolwiek stabilność w życiu. Zawsze lepiej wraca się do domu, w którym ktoś na ciebie czeka.

shy boy✔️Where stories live. Discover now