Rozdział czternasty

144 8 141
                                    

Feliks

— Co się stało? — pyta Iga, wchodząc do mojego mieszkania.

Minęły już cztery godziny, odkąd wróciłem z Aleksem z Lexodu. Przez całą drogę nie odezwał się do mnie słowem, a kiedy weszliśmy do domu, od razu zaszył się w łazience. Wyszedł z niej raz, tylko wtedy, gdy się dobijałem, że muszę wejść.

— Nie wiem, co mam z nim zrobić. Wiem, że kogoś zabił na scenie, ale nie obserwowałem tego, bo miałem inną robotę. Jest inny niż zawsze...

— Czyli jaki? — Wytrzeszcza oczy i łapie mnie za dłoń. — Feliks?

— Wycofany, przybity. Nigdy go nie widziałem w takim stanie i sam nie wierzę, ale czuję się z tym nieswojo. Nie powinienem mu współczuć, ale tak właśnie jest.

— Rozumiem — odzywa się cicho. — Mam to samo. Patrzę na niego i nie widzę tego bydlaka, który mordował, znęcał się i gwałcił. To jest takie porąbane. Doskonale pamiętam słowa Marty o nim, wiem, że nie jest dobrym człowiekiem, a mimo wszystko... — urywa i kręci głową.

Rozumie mnie, bo ma tak samo. Tak jakby Aleks był dwoma osobami naraz. Kodein i Aleks. Pierwszy to zwyrodnialec, a drugi pogubiony gość. Które oblicze jest prawdziwe?

— Próbować z nim pogadać czy zostawić go w spokoju? — zadaję pytanie, na co Iga wzrusza ramionami.

— Ja spróbuję. Może mnie nie zabije — wzdycha i kręci zrezygnowana głową. — Będzie dobrze, nie panikuj — dodaje, widząc, że chcę zaprotestować.

— Nie jestem przekonany co do tego pomysłu. Nie zostawię cię z nim samą. Wyciągnijmy go z łazienki i spróbujmy razem pogadać. Dobrze? — Wsuwam dłoń w jej włosy, a ona przymyka powieki. Delikatnie kiwa głową. — Chodźmy — mruczę i nim się odsunę, składam pocałunek na czole Igi.

***

Iga

— Aleks? Otwórz drzwi — mówię, a następnie pukam o drewno. Cisza. — Pogadajmy — proponuję, kątem oka zerkając na Feliksa. Znów cisza. — Odezwij się, bo wyważymy drzwi! — przechodzę do groźby.

Nadal nie odpowiada.

— Idę po łyżeczkę, otworzę drzwi — szepcze Feliks i przelotem dotyka mojego ramienia.

Opieram głowę o ścianę i głośno wzdycham. Jeśli ktoś powiedziałby mi jakiś czas temu, że będę się przejmować Aleksem, to bym go uderzyła, a teraz? Sterczę jak kołek i zaczynam odczuwać niepokój, kiedy się nie odzywa.

Wraca Feliks i tak, jak zapowiedział, otwiera drzwi.

— Jezu — syczę i wytrzeszczam oczy, widząc ledwo żywego Aleksa, opartego o toaletę. Feliks podchodzi do niego i dotyka jego rękę, a Kodein unosi głowę. Spogląda na nas przekrwionymi oczami. Płakał. — Przenieśmy go na łóżko — mówię, a Feliks zgadza się skinieniem głowy.

Podchodzę do nich i przekładam rękę Aleksa przez swój bark. Wyrywa mi się. Wytrzeszczam oczy, jednak po chwili rozumiem, o co chodzi. Ciałem mężczyzny wstrząsa torsja. Trzęsie się, a po jego policzkach płyną łzy. Próbuje zwymiotować, jednak nie ma czym.

Dotykam jego czoła, domyślając się, że ma gorączkę.

— Przyniosę mu wodę. Weźmiesz ręcznik i przetrzesz mu twarz?

— Jasne. — Spoglądam na swojego mężczyznę i zauważam, że jest mocno zaniepokojony. Po raz kolejny się zgadzamy. — Aleks? — szepczę, modląc się, żeby nie zemdlał.

Lexod ✅Where stories live. Discover now