ROZDZIAŁ CZWARTY

10.2K 479 56
                                    

Czuję jego oddech na swojej skórze, jest zbyt blisko, żebym mogła się ruszyć.
– Co robisz? – szepcze mi do ucha.
Trochę trwa, zanim udaje mi się nabrać powietrza w płuca. Czego on ode mnie chce?
– Chcę się ubrać – dukam przez zaciśnięte gardło.
– A więc zrób to.
– Ty chyba sobie żartujesz! – Nie wiem, czy jestem bardziej wściekła, czy przerażona.
On ma naprawdę coś z głową! Dlaczego nie zadzwoniłam po policję, kiedy wysłał do mnie ostatnią wiadomość?! Przecież mogłam to zrobić.
– Ja nie zamierzam ruszyć się ani o centymetr.
– Czego ty ode mnie chcesz? – łkam.
– Pomagam ci. – Słyszę, jak śmieje się pod nosem. – Straciłaś rodzinę w wypadku i nie potrafisz sobie z tym poradzić, bo jesteś jeszcze dzieckiem. A ja staram się sprawić, żebyś dojrzała i zaczęła zachowywać się jak kobieta.
On nie jest chory, on jest popieprzony. Chce mnie zgwałcić, żebym stała się kobietą? Nie wiem, czy powinnam już się rozpłakać, czy najpierw zacząć krzyczeć. Wściekła odwracam się w jego stronę... To był błąd. Jest bliżej niż mi się wydawało. Głowę ma delikatnie pochyloną, więc jego twarz znajduję się zbyt blisko mojej. Zauważam, że jego ręce, które wcześniej opierał szeroko rozstawione na drzwiach szafy, zbliżają się do mojego ciała. Do oczu napływają mi łzy, ale on, gdy tylko to zauważa, zaczyna się ze mnie śmiać. Wściekam się jeszcze bardziej, dzięki czemu moja rozpacz zaczyna się ulatniać.
– Wypuść mnie i daj mi się ubrać.
– Nie bronię ci się przecież ubrać – odpowiada wciąż rozbawiony.
Dlaczego akurat ja musiałam stać się ofiarą zboczonego psychopaty?
– Nie rozbiorę się przed tobą, zapomnij – mówię stanowczo, a przynajmniej się staram.
– Boisz się mnie maleńka? – pyta z lubieżnym uśmiechem na twarzy.
– A kto normalny nie bałby się psychopaty?!
Zaczyna znów śmiać się głośno, ale na szczęście odpuszcza i cofa się o dwa kroki. Nie mam zamiaru tracić nawet sekundy i ryzykować, że znów zablokuję mi przejście. Wybiegam z pokoju i zamykam się w łazience. Rzucam na podłogę ubrania, które do tej pory trzymałam kurczowo w dłoni. Wpatruję się w nie, łapiąc łapczywie powietrze. Ten wariat jest w moim domu, a ja siedzę zamknięta w łazience i za żadne skarby świata nie chcę stąd wychodzić. Nie mam przy sobie telefonu, więc nie mogę nawet zadzwonić na policję. Nie mam też pojęcia, co on teraz robi, co może zrobić. Wykluczam jedynie kradzież, bo kasy z pewnością ma pod dostatkiem, a tu nie znajdzie nawet niczego cennego. A jeśli podpali dom, a ja spłonę tu żywcem? Cholera, o czym ja kurwa myślę?! Po co miałby to robić? Poza tym, przecież chciałam umrzeć, może nie w tak potworny sposób, ale chciałam. A teraz nagle zależy mi na życiu? Jestem beznadziejna. Schylam się po ubrania i zrzucam z siebie ręcznik. Nie wzięłam bielizny, ale jakoś to przeżyję. Moich piersi i tak nie widać, a braku majtek nie można zaważyć przez spodnie, które ze sobą zabrałam. Ubieram się nieśpiesznie, bo boję się wychodzić, ale równie bardzo boję się siedzieć tutaj, kiedy on jest w moim pokoju. Nie wierzę, że sobie poszedł. Nie mam tyle szczęścia.
Ubrana powili wychodzę z łazienki, ostrożnie stawiając każdy krok. Drzwi do mojego pokoju są otwarte. Przez sekundę przez głowę przechodzi mi myśl, że może odpuścił i sobie poszedł, ale kiedy robię kolejny krok, dostrzegam jego nogi i przestaję się łudzić. Nie wiem dlaczego tam idę, zamiast wybiec z domu i wzywać pomocy. Przecież wszyscy sąsiedzi nie mogli wyjechać. Za późno to sobie uświadamiam, bo stoję już w pokoju, patrząc na rozbawionego Marco, który z uśmiechem na twarzy przeraża mnie jeszcze bardziej. Ściągnął z siebie sweter, który miał wcześniej i siedzi teraz jedynie w białym T-shircie, który opina jego ciało. Tatuaż na przedramieniu nie jest jego jedynym. Na prawym ręku również coś ma, ale widzę tylko drobną część, która wystaje spod rękawa i dekoltu. Zgaduję, że to jeden tatuaż, który pokrywa jego bark i przynajmniej połowę klatki piersiowej.
– Mogę ci go pokazać. – Marco odrywa mnie od myśli.
Wiem, że mówi o tatuażu, bo nawet nie ukrywałam, że się mu przyglądam. Jednak jego propozycja w ogóle mnie nie interesuje.
– Aż tak ciekawa nie jestem.
– Usiądź. – Kładzie dłoń na materacu tuż obok siebie.
– Ani mi się śni – odburkuję.
– Wiesz, że mogę posadzić się siłą? Mogę cię nawet położyć i przygwoździć swoim ciałem, żebyś nie mogła się ruszyć.
– Czego ty ode mnie chcesz?
– Chcę, żebyś usiadła – odpowiada surowym tonem, a jego uśmiech maleje.
Jak to się stało, że znalazłam się w takim bagnie? Już nawet nie chcę o tym myśleć. Niepewnie podchodzę do niego i siadam tak, żeby dzieliła nas choć odrobina przestrzeni.
– Nigdy nie miałaś chłopaka, ani przyjaciółki. Nikogo, kto mógłby cię wspierać po śmierci rodziny. Byłaś wciąż dzieckiem, kiedy zmarli i nie potrafiłaś sobie z tym poradzić. Nagle zostałaś sama, bez nikogo, kto byłby w stanie cię wesprzeć. Ludzie w takich sytuacjach albo szybko dojrzewają, albo poddają się. Ty się poddałaś.
– To diagnoza? Jesteś psychologiem? Przecież to ty potrzebujesz terapeuty!
Wściekam się, bo łatwo mu mówić takie rzeczy, kiedy jego życie nie jest przeklęte tak jak moje. Wstaję gwałtownie i wychodzę z pokoju. Na szczęście mnie nie zatrzymuje, chyba nawet za mną nie idzie A powinien. Powinien zejść ze mną na dół i zniknąć za drzwiami.
Mijam kuchnie i wpadam do spiżarni. Powinno tu być kilka butelek z alkoholem. Nigdy wcześniej tego nie potrzebowałam. Nawet po ich śmierci nie czułam, że muszę się napić. A może powinnam wtedy to zrobić. Alkohol dodałby mi odwagi i już dawno bym ze sobą skończyła. Teraz chcę po prostu przetrwać wizytę pierdolonego psychiatry. Jestem jeszcze dzieckiem. Wolne, kurwa, żarty!
W końcu znajduję butelkę wina i rum. Na to drugie zdecydowanie nie mam siły. Wracam do kuchni i otwieram szufladę, z której wygrzebuję korkociąg. Udaje mi się otworzyć wino bez problemu. Nawet nie myślę o kieliszku. Piję prosto z butelki, wiedząc, że Marco mnie obserwuje.
– W ten sposób chcesz pokazać jaka jesteś dorosła?
Nie odwracam się. Wycieram usta wierzchem dłoni i patrzę przez okno na zniszczony ogród, którego pokryła gruba warstwa śniegu. Wiosną będzie przypominać wysypisko. Moja mama się nim zajmowała, zawsze było tu pięknie. A teraz? Ani razu nie skosiłam trawy. Nawet tam nie wchodziłam. Po co ja teraz o tym myślę? Jasne, to mój główny problem, ale jest jeszcze jeden, niewiele mniejszy, który wciąż mnie obserwuje. Biorę kilka łyków wina, dziękując losowi, że jest słodkie. Odstawiam na pół opróżnioną butelkę i odwracam się w stronę mężczyzny. Pamięcią wracam do jego słów, wciąż nie rozumiem, dlaczego jeszcze sobie nie poszedł?
– Tobie nic nie chcę pokazywać. Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz i za kogo mnie masz. Gówno wiesz o mnie i o moim życiu! – unoszę się. – Po prostu daj mi święty spokój.
– Jeszcze nie tak dawno pragnęłaś mieć ze mną kontakt – drwi.
– Jeszcze nie tak dawno nie wiedziałam, że jesteś chory psychicznie!
– Chciałaś ze mną pisać, bo to było bezpieczne. – Robi krok w moją stronę. – Wirtualny świat to idealne miejsce dla małych dziewczynek. – Stawia kolejny krok. – To ci odpowiadało. Jednak w momencie, gdy twoje fantazje stały się zbyt realne, przestraszyłaś się. Już ci się nie podoba kontakt ze mną? – Zatrzymuje się tuż obok mnie, ponownie blokując mi ruchy swoim ciałem. – Teraz się boisz? – Nachyla się, zmuszając, żebym patrzyła mu w oczy. – Nie wyobrażałaś sobie mnie? Nie myślałaś o tym, jak będziesz się czuła, gdy będę cię pieprzył? – szepcze prosto w moje usta.
Serce chyba nigdy nie biło mi tak szybko, jak teraz. Nawet nie wiem, czy bardziej się go boję czy nienawidzę. Toczę z nim nierówną walkę na spojrzenia, bo jest zbyt pewny siebie, żebym mogła z nim wygrać. Nie porusza się ani o centymetr, a ja zaczynam panikować, bo w jego zimnych oczach dostrzegam groźbę.
– Odsuń się i daj mi przejść.
Mimo moich szczerych chęci nie brzmię pewnie, a po prostu błagam.
– Najpierw odpowiedz.
Przyglądam się mu z niedowierzaniem. Gdy się poznaliśmy miałam wrażenie, że jest miły, opiekuńczy i bez skazy. A teraz? Jest potworem, który chce czegoś ode mnie. Odpowiedzi na jego popieprzone pytania.
– Masz rację – zaczynam dumnie swoją przemowę. – Może i tak było, bo jestem przecież wciąż dzieckiem. – Uśmiecham się z wyższością. – Ale wiesz co? W realnym życiu już mnie nie pociągasz.
Rzucam mu spojrzenie pełne nienawiści, które szybko znika. Myślałam, że pokażę mu, że nie jestem taka słaba, jak mu się wydaje. Ale teraz to na jego twarzy maluje się uśmiech triumfu. Nachyla się do mnie, tak blisko, że nasze usta znajdują się centymetr od siebie. Odwracam głowę, ale łapie moją twarz i przytrzymuje jej tak, żeby zmusić mnie do patrzenia na niego. Do tego momentu myślałam, że coś powie, ale on przejeżdża językiem po mojej wardze. Otwieram usta, żeby kazać mu przestać, jednak udaje mi się jedynie wypowiedzieć jedną sylabę. Resztę słów blokuje swoimi ustami, przyciskając je mocno do moich. Zamieram, próbuję się wyrwać, bezskutecznie. Jest zbyt silny, żebym mogła się poruszyć. Zaciskam mocno wargi, ale on nie przestaje. Aż w końcu ulegam i oddaje pocałunek, choć robię to bardziej po to, żeby się odczepił, do czasu... Kiedy przestaję myśleć, robi się przyjemnie. Pozwalam mu przejąć pełną kontrolę. Jego język zaczyna pieścić mój, co sprawia, że czuję się dziwnie, ale w ten pozytywny sposób. Podnosi mnie i sadza na blacie, wchodząc od razu między moje nogi. Oplatam rękoma jego barki, a on dociska się do mnie jeszcze bardziej. Na tyle mocno, bym poczuła twardą wypukłość między moimi nogami. Otwieram szeroko oczy, gdy dochodzi do mnie, co właśnie zrobiłam. Przerywam pocałunek i popycham Marco, który tym razem daje za wygraną i się odsuwa. Mijam go, po czym wybiegam z kuchni. Pokonuję po dwa schody, biegnąc do mojego pokoju. Kiedy jestem na miejscu, zamykam drzwi na klucz i zsuwam się po nich, siadając na podłodze. Co ja zrobiłam? Nie wierze w to...
Po kilku minutach słyszę samochód pod moim domem. Odjechał. Dał mi spokój. Dlaczego mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec?

Bracia Di Caro, Tom 1 - PREMIERA styczeń 2022Where stories live. Discover now