-4. Dom

110 14 17
                                    

Wraz z rozpoczęciem budowy szkoły na wyspie przybywało dużo nowych domów.  

Jeden, dwa... cztery... siedem... Niedługo nie będę iść na przystanek środkiem ulicy.

Westchnąłem pod nosem i naciągnąłem szalik mocniej na nos. Pamiętam, jak jeszcze rok temu ta ulica była pusta a dookoła znajdowały się pola, na których rosły owies i ziemniaki. A teraz domy, każdy identyczny, zbudowany w tym samym stylu.

Jednak zaraz minę ten jeden różniący się od reszty. Jeszcze dziesięć metrów... Jeszcze dwa..

Jest. Mimowolnie spojrzałem w lewo w stronę ogromnej posiadłości. Nie dokończyli jej jeszcze, więc mogłem zobaczyć układ pomieszczeń. Parter ma cztery pokoje z czego jeden największy zapewne stanie się salono-kuchnią. Połączony jest z garażem. Pierwsze piętro podzielono na aż sześć pokoi, a na poddaszu są jeszcze cztery. Nikt teraz nie buduje tak wielkich domów. Iluosobowa rodzina musiałaby się tu wprowadzić? I po co im dwa garaże? Jeden jest połączony z domem, drugi zaś znajduje się z tyłu podwórka. Chyba, że to jakaś szopa. Tylko po co, nikt nie założy tu gospodarstwa, działka jest na to za mała, bo całą zajmuje ten betonowy kloc. Tym bardziej nie na Krystalløy. Ta wyspa jest i tak mała.

Zwykłych domów było zaledwie sześć. A ten, siódmy, zajmuje prawie drugie tyle co sześć pozostałych.

Ten dom... po prostu mi się nie podoba. Nie wiem, dlaczego.

— Nie postawili krzyża na dachu podczas budowy. — Słyszałem raz jakiegoś nadmiernie religijnego dziada. — To zły znak.

A ja tego domu po prostu nie lubiłem. I tyle.

*****

19 grudnia 2019

— Alex... — Obudziła mnie mama.

— Cześć — mruknąłem otwierając jedno tylko oko.

Od razu tknęło mnie coś dziwnego. Otóż, moja mama płakała.

— Dziadek nie żyje — wymamrotała zapłakana.

Co ona mówi? W pierwszej chwili nie dotarły do mnie jej słowa, zresztą sam, z jakiegoś powodu nie byłem w stanie płakać. Podniosłem się z łóżka i przytuliłem swoją mamę.

Mój dziadek mieszkał naprzeciwko. Wszyscy byli zszokowani jego śmiercią, nie był jeszcze stary, miał się dobrze, pomimo, że często chorował. Wczoraj wieczorem nawet był na spacerze. Długim spacerze, praktycznie cała wioska go widziała. A w nocy już nie żył, lekarz stwierdził po prostu niewydolność serca. Był zdrów jak ryba, co czyniło jego śmierć jeszcze bardziej szokującą.

— To było niespodziewane — mówiła jakaś babcia na pogrzebie.

— To prawda — zgodziła się inna. — Arvid był taki krzepki.

— Wczoraj jeszcze poszedł zobaczyć jak budowa tego nowego domu, a dziś już go z nami nie ma.

Budowa domu? Zacisnąłem pięści.

— O, masz na myśli ten duży na końcu drogi? — spytała staruszka w okularach.

— Tak, ten — zgodziła się inna. — Dziwni ludzie, po co im taki kolos?

Zacząłem płakać, a moja ciotka natychmiast głaskała mnie po głowie chcąc mnie uspokoić. Powtarzała, że dziadek jest teraz w innym miejscu, ja jednak nie płakałem po dziadku.

Ten dom jest przeklęty. Wszystko przez niego!

W głębi serca wiedziałem, że wymyślam. Że wmawiam sobie, że to wszystko przez głupi kawał betonu, płyty i drewna. Jednak, musiałem  c o ś  obwiniać. A nienawiść do tego domu pomagała mi czuć się lepiej z wydarzeniami, które nadeszły niedługo potem.

ŚnieżkaWhere stories live. Discover now