ONE.

2.1K 185 239
                                    

ONE:
SHORT STORY ABOUT HOW
A GUY IN GOGGLES RUINED MY
FAVOURITE HOODIE.

° ° °

       Wyprowadzanie Piekielnego Ogara na spacer weszło w zakres obozowych obowiązków jako niepisany przywilej Domku Apollina. Nie zrozumcie mnie źle — uwielbiam Panią O'Leary, jak zresztą wszystkie wielkie psiska — ale większość kolejek na granie z nią wielkim frisbee, kiedy reszta obozowiczów trzymała się od jej oślinionego pyska tak daleko, jak tylko się dało, przypadało właśnie mnie lub mojemu rodzeństwu.

No, przede wszystkim mnie. Zanim Percy Jackson, znany jako jeden z największych herosów tego pokolenia, przepadł jak kamień w wodę, często pomagałam mu przy tresurze Pani O'Leary. Apollo może i nie był bogiem zwierząt, ale z całą pewnością byli nimi moi dziadkowie, u których spędziłam zeszłe zimowe ferie, pomagając w prowadzeniu Domu Tresury AZOR.

Ciekawostka: ich pies wcale nie nazywał się Azor. Wielgachny owczarek niemiecki, którego kupili sobie jeszcze przed urodzinami moimi i Ora, wabił się Neo i stanowił pewnego rodzaju hołd dla Matrixa, którego dziadek oglądał co najmniej raz na pół roku.

   Nie narzekałam — naprawdę lubiłam psy, i to zdecydowanie bardziej niż sprzątanie nadłamanych łuków po treningu. Problem w tym, że Pani O'Leary była wielkości niemałej ciężarówki, jej łapy przeskakiwały po kilka metrów jednym susem, a tego wieczora zbyt odczuwałam jeszcze skutki wczorajszej bitwy o sztandar, żeby móc za nią spokojnie biegać.

— Pani O'Leary! — krzyknęłam, rozglądając się wokół po lesie. Nie lubiłam, kiedy zaciągała mnie tak daleko. Zbyt łatwo było tu o jakiegoś potwora, którego z nogą w stabilizatorze mogłabym nie pokonać. — Dziewczynko, gdzie jesteś?

Nagle wielkie frisbee upadło mi pod nogami, a ja machinalnie się cofnęłam, nieucieszona wizją zgniecenia przez czerwony krążek. Zaraz potem ziemia zatrzęsła się jeszcze bardziej — z pobliskiej sosny spadło nawet kilka szyszek — a spomiędzy drzew wyłonił się kształt wielkiego, zaślinionego pyska.

— Ładnie to tak uciekać? — rzuciłam do psa i podrapałam ją pieszczotliwie po nosie. — Słońce, w tej zabawce nie za bardzo mam jak za tobą latać. — Skinęłam na stabilizator.

Nie mogłam sobie darować, że zeszłego wieczora tak łatwo dałam się podejść. Kilka gachów z Domku Aresa pokiereszowało mnie do tego stopnia, że potem wytrzeszczali oczy, kiedy sama nie mogłam się podnieść. Jak bogów kocham, ci chłopcy momentami nie mieli za grosz wyczucia.

     Woof.

Pani O'Leary pomachała ogonem, uderzając nim rytmicznie w ziemię, i z pełnym uczuciem utuliła jęzorem mój policzek. Zaśmiałam się, krzywiąc i odepchnęłam prędko jej pysk. Ogarzyca musiała wziąć to za znak do dalszej zabawy, bo pchnęła nosem frisbee na moje nogi i zniżyła się prosząco do parteru.

Nadal śmieszyło mnie to, jak wielu obozowiczów się jej bało. Prawdę mówiąc, widywałam groźniejsze maltańczyki.

   Podniosłam z ziemi frisbee, wyczyściłam rękawem bluzy z piachu i wzięłam porządny zamach, żeby krążek wylądował co najmniej kilkanaście metrów malej. Nie minęła nawet sekunda, a psina zaszczekała radośnie, okręciła się wokół własnej osi i rzuciła biegiem za zabawką.

Uśmiechnęłam się ciepło. Odkąd zniknął Percy, Pani O'Leary była tak strasznie przybita, że patrzenie na nią dosłownie bolało. Nie wiem, czy teraz powoli przyzwyczajała się do jego braku, czy w jakiś sposób rozumiała, że dowiedzieliśmy się, gdzie można go szukać — tak czy inaczej, wydawała się odzyskać odrobię optymizmu.

BONFIRE • HEROES OF THE OLYMPUS, LEO VALDEZ. ✔ Where stories live. Discover now