Początek

18 2 0
                                    

W nie tak tajnej siedzibie na drzewie, w nie mniej tajnym fotelu, który tu, dla nie poznaki wyglądał jak stare krzesełko siedział on – Max Trawinsky, znany w okolicy detektyw. Wśród ogromu rozwiązanych spraw, mógł pochwalić się takim sukcesem jak ustalenie czy dziewczyna szkolnego oprawcy – wiecie, ta z kolonii, naprawę istnieje.

Nie istniała.

Dźwięk saksofonu rozbrzmiał! To zwiastowało kolejną, fascynującą sprawę. Ciche postękiwania wskazywały, że ktoś z trudem wspina się na drzewo. Max czym prędzej położył nogi na stole, co było cholernie niewygodne, ale dodawało mu powagi. Jego prochowiec był starą marynarką taty, a kapelusz co i rusz spadał mu na nos. Jego świecowe cygaro zagościło w kąciku ust, odpalone nieistniejącą zapalniczką. Dziś wybrał niebieskie. Dobry wybór. Też lubiłem niebieskie.

U drzwi stanęła ona – stereotypowo odziana w czerwień kobieta, która zdecydowanie musiała mieć jakąś ważną sprawę. Detektyw Trawinsky przełknął ciężko ślinę i poprawił prochowiec. To była ona – Yasmine! Najpiękniejsza dziewczyna w okolicy, sprowadziła się niedawno i była obiektem westchnień wszystkich chłopaków w sąsiedztwie. Rozległo się pukanie.

- Wejdź proszę – powiedział Max, wyćwiczonym, tubalnym głosem.

Tak naprawdę nie było tam drzwi, a specjalnie zamontowana do tego deseczka wisiała obok framugi, bo w końcu tradycja rzecz święta, prawda?

Dostojnie, z gracją podeszła do stolika i patrzyła na Trawinskiego z wyczekiwaniem.

- Usiądź maleńka – powiedział, wskazując ręką drugie krzesełko – cygaro?

Posunął po jej nos napoczęte opakowanie kredek świecowych. Yasmine uśmiechnęła się i delikatnym ruchem sięgnęła po czerwoną. Nienawidzę czerwonych.

- Panienka pozwoli – powiedział Max odpalając w palcach wyimaginowaną zapalniczkę i podpalił jej cygaro. - z czym do mnie przychodzisz kruszyno?

- Marco, mój najnowszy chłopak, nie pojawił się dzisiaj w szkole, potrzebuję kogoś, kto ustali co się z nim stało. - powiedziała Yasmine.

- Kwiatuszku – Max wstał z fotela, bo nogi całkowicie mu zdrętwiały i podszedł do okna. - może zachorował i siedzi w domu.

- W tym rzecz! Nie ma nikogo, właśnie stamtąd wracam – odpowiedziała

- Przepraszam na chwilę. - odparł Max

Detektyw Trawinsky wziął głęboki wdech i wydarł się na całe gardło.

- Przestań w końcu grać na tej fukarce – zagrzmiał, to nie pierwszy raz gdy dzieciak z sąsiedztwa doprowadzał go do szewskiej pasji

- To jest saksofon tumanie, muszę ćwiczyć! – odkrzyknął głos zza płotu, po czym wrócił do gry.

- Nic na to nie poradzimy, taki urok starych kryminałów – odparł Max po czym podszedł do Yasmine i złapał ją za dłoń – pomogę Ci.

Oczy jej świeciły niebieskim blaskiem i hipnotyzowały każdego, kto zatrzymał się na nich zbyt długo. Jednak Max nie jedną w życiu bułkę z masłem zjadł, by dać się nabrać na tak tanie gierki. Uradowana uściskała niewzruszonego detektywa i pognała do domu na kolację. Dzień kończył się a i dźwięki saksofonu powoli cichły.

Max wyjął w końcu z ust to oślinione cygaro a z szuflady, czy raczej sterty papierów wydobył teczkę i napisał na niej drukowanymi literami „ZAGINIĘCIE MARCO".

- Maxiu, kolacja! - rozbrzmiał melodyjny głos z dołu.

To był dźwięk oznaczający koniec pracy na ten dzień. Zdjął z siebie prochowiec i wraz z kapeluszem odwiesił na gwoździu.

Późny wieczór był ciepły, a powietrze rześkie. Wszyscy drzemali mogąc odetchnąć od skwaru jaki panował tego lata. Jednak jedna osoba nie spała. Max zwinnym ruchem zdjął z siebie koc – w końcu kto normalny latem, w stroju bojowym, przykrywałby się kołdrą... Poza tobą. I tobą! Dobra, wiecie o co mi chodzi!

Detektyw Trawinsky miał dwa oblicza – za dnia działał jako zwykły detektyw, w nocy zaś wymykał się z domu i...

Światło w pokoju zapaliło się.

- Maksymilianie! - głos mamy zagrzmiał – co ty wyprawiasz?

- Tylko się bawię mamo, już wracam do łóżka – odpowiedział cicho Maxiu

- Ty wiesz, która jest godzina? Dlaczego nie śpisz? Chcesz znowu się wymknąć tak? Pewnie dalej się bawisz w tych agentów? No? Noo? Czemu nie odpowiadasz? Jeśli zdejmiesz ten głupi kostium i wrócisz do łóżka w dwie minuty nie powiem nic ojcu!

- Dobrze mamo – powiedział, próbując zdjąć obcisły kombinezon, a gdy to się udało wskoczył do łóżka.

- Dobranoc Maxiu, bądź grzeczny! - zagroziła palcem mama

- Dobranoc mamo – odpowiedział, przykrywając się jeszcze szczelniej kołdrą.

Od tej chwili Detektyw Trawinsky stwierdził, że jedna tożsamość mu w zupełności wystarczy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 14, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zaginięcie MarcoWhere stories live. Discover now