Rozdział 10

960 66 14
                                    

[Hadrian]

- Witajcie z powrotem! - zawołałem ochoczo, kiedy otworzyłem drzwi od piwnicy. Siedząca w nim grupa kilkunastu wampirów przymrużyła oczy, gdy zobaczyli światło, którego nie widzieli już dobre kilka tygodni - Dobre wieści, Libia nie żyje. Jesteście wolni. Idźcie się rozmnażać. Jak najprędzej, oczywiście. 

To był mój plan B  - utrzymać nasz gatunek przy życiu. Pozwoliliśmy Libii, aby zabiła wszystkie wampiry z wyjątkiem tych, których wcześniej zgarnęliśmy i dobrze ukryliśmy. Nie mogliśmy pozwolić, aby nie został na tej planecie nawet jeden wampir. 

- Nie wiem, jak tego dokonaliście, ale gratulacje. Jesteśmy wam bardzo wdzięczni - odparł jeden z nich podczas gdy pozostali powoli kierowali się do wyjścia. 

- Nie ma za co. Śmierć Libii była korzystna dla nas wszystkich. 

- Co to ma znaczyć? 

Usłyszałem głos Charlotte. Podniosłem wzrok i zobaczyłem ją w piżamie i zarzuconym na ramiona swetrze. 

- Idźcie już - pognałem wszystkich, aby pozwolili mi zostać z nią sam na sam. 

- Hadrian? Wytłumaczysz mi to? - spytała podchodząc do mnie. Stanęła na przeciwko. Była niższa o głowę, lecz mimo to czułem się przy niej taki... mały. To spojrzenie, jej bliskość. Złapała mnie za ramię - Hej, mówię do ciebie?! 

[Charlotte]

- Co jest, Charlotte? Czego nie rozumiesz? Jesteśmy wampirami. Drzemie w nas instynkt, który zmusza nas, aby utrzymać ten gatunek przy życiu. 

- Nigdy o czymś takim nie słyszałam. 

- No więc teraz słyszysz. Charlotte, idź spać. 

- Więc cała robota, którą odwaliliśmy z Kasem poszła na marne, tak? Wszyscy, który poświęcili się, abym to ja zniszczyła całe zło na świecie, zginęli na marne tak? 

- Sama byłaś wampirem. I nawet ci się to podobało. Jaki masz problem? Zło było na tym świecie, jest i będzie. Nie zmienisz tego. 

- Gdzie jest pierścień? 

- Schowany. W bezpiecznym miejs...

- Oddaj go - urwałam mu w połowie słowa. Przypomniałam sobie, że chował go do kieszeni, więc od razu moje ręce tam powędrowały. Zaczęłam się z nim szarpać, ale byłam o wiele słabsza, zwłaszcza bez pierścienia na palcu. 

- Hadrian, puszczaj mnie! - krzyknęłam, kiedy przyparł mnie do ściany. 

- Kiedy w końcu przestaniesz mnie nienawidzić? Ciągle znajdujesz jakiś powód, żeby mnie nienawidzić!!! - wydarł się Hadrian, a ja poczułam wzbierające w oczach łzy. 

- Czego ty oczekiwałeś, hm? Że po zabiciu Libii rzucę ci się w ramiona? Że wszystko będzie tak jak wcześniej?! Że po 3 latach zapomnę o tym, że to przez ciebie mój brat zginął?! Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę!!! Żałuję, że...

- No powiedz, czego żałujesz? 

Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że po tym, co zaraz powiem, nie będzie już odwrotu. 

- Żałuję, że gdy miałam okazję, nie zabiłam ciebie. 

Twarz Hadriana diametralnie zmieniła wyraz. Rozchylił lekko usta. Nie spodziewał się tego. W głębi duszy wierzył, że dalej go kocham i że kiedyś mu wybaczę. Staliśmy w bezruchu kilka sekund, aż w końcu on sięgnął do kieszeni spodni. 

- Masz, weź - złapał mnie za rękę i założył pierścień na mój palec - Teraz masz szansę to zrobić. Zabij mnie. Śmiało. Na co czekasz?! 

Patrzyłam cały czas na pierścień nie potrafiąc podnieść wzroku. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy po tym, co przed chwilą powiedziałam. 

- Na co czekasz?! 

- Co tu się dzieje, moje gołąbeczki? - naszą kłótnie przerwał Kas, który nagle pojawił się w drzwiach piwnicy. Wykorzystałam przyjście Kasa i od razu pognałam na górę. Zalana łzami wybiegłam z rezydencji. Nie miałam pomysłu, co zrobić ze sobą dalej. Wykorzystałam swoje umiejętności i rozpłynęłam się w powietrzu. 


Moje nogi zwisały na wysokości prawie trzystu set metrów. Siedziałam na dachu mojego ulubionego wieżowca w Atlancie - Bank of America Plaza. Lubiłam tu przesiadywać zaraz po mojej przemianie w wampira. Często odwiedzał mnie tutaj Hadrian. Ale to miejsce nie kojarzyło mi się z nim. Kojarzyło mi się z wolnością. Było to moją odskocznią od problemów, z którymi musiałam się wtedy borykać. Teraz zrozumiałam, że tamte zmartwienia były niczym w porównaniu do tych, które mam w chwili obecnej. 

- Kurczę, trafiłem za pierwszym razem. 

- Kas? - zerwałam się na równe nogi - Jak mnie znalazłeś? 

- Cóż, raz po pijaku zwierzyłaś mi się, że jeśli kiedyś zwiejesz to właśnie tutaj mam ciebie szukać. Oczywiście tego nie pamiętasz. 

- Kas, ja... Ja już nie daję rady. 

- Chodź do mnie, Lottie - odparł mocno mnie przytulając. 

- Nienawidzę go tak bardzo, a jednocześnie... 

- Wciąż go kochasz, prawda? - stwierdził cicho głaszcząc mnie po włosach. Chyba właśnie tego potrzebowałam w tej chwili - nie samotności, lecz po prostu ramienia, na którym mogłabym się wypłakać. 

- Nigdy mu nie wybaczę tego, co zrobił. Choćby i tysiąc lat minęło, nigdy mu tego nie wybaczę. Rozumiesz? Nigdy. 

- Już, Lottie. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. 



- Cóż, nie trzeba było długo szukać - zawołała ochoczo Ines wyciągając wielki pierścień schowany pod poduszką. Zbliżyłem się do niej uśmiechając się od ucha do ucha. 

- Dobra robota, kochanie - rzuciłem całując ją namiętnie - Myślałem, że ta głupia staruszka bardziej się postara schować jedną z niewielu rzeczy, które mogą zabić pierwotnego. Czemu nie miała tego przy sobie? 

- Czy to ważne, Nec? Najważniejsze, że mamy to. Zabijemy Hadriana, potem jego głupiego braciszka Kasa, a na koniec zostawimy sobie piękną Charlotte Colvin. 

Popatrzyłem na pierścień. Nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach sam diabeł pozwolił mi wrócić na Ziemię. Mało tego, pozwolił mi także zabić mojego znienawidzonego brata. Zamierzałem tą szansę wykorzystać. I to jak najprędzej. 


JAK WAM SIĘ PODOBA OBRÓT AKCJI? WIELE RAZY BYŁO WSPOMINANE IMIĘ NECA, INES JUŻ KIEDYŚ POJAWIŁA SIĘ NA ZIEMI W CIELE CHARLOTTE, ALE TEN WĄTEK NIE TRWAŁ DŁUGO. NIE MA JUŻ LIBII, ALE ZA TO MAMY KOLEJNYCH DWÓCH WROGÓW NUMER 1 CHARLOTTE I HADRIANA. 

PISZCIE W KOMENTARZACH  WASZE WRAŻENIA, SUGESTIE, JAK WIDZICIE KSIĄŻKĘ DALEJ ;) 

PAMIĘTAJCIE #ZOSTAJĘWDOMU I #CZYTAMKOLEJNEROZDZIAŁY, KTÓRE BĘDĘ WSTAWIAĆ W MIARĘ SYSTEMATYCZNIE 


Noc z wampirami: Atak wilkołaka [część 4]Onde histórias criam vida. Descubra agora