☆☆☆

488 49 55
                                    

   Narzucił na siebie czarną marynarkę, a następnie założył swoje ulubione, przeciwsłoneczne okulary. Uważnie przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Uśmiechnął się półgębkiem. W jego mniemaniu wyglądał bardzo dobrze, a to się przecież liczyło. Odwrócił się za siebie i spojrzał w dół na swój cień. Zrobił kilka kroków, by go wydłużyć. Jego znak zodiaku to Bliźnięta - dzięki temu, jego cień zawsze przybierał kształt jego drugiej połówki.

   Popatrzył na niego - jego bratnia dusza zapewne się gdzieś musiała wybierać, gdyż zazwyczaj o tej porze był ubrany w jakieś luźniejsze ubrania, ewentualnie jakiś lekarski kitel (to wcale nie tak, że już na pamięć znał jego zwyczajny harmonogram pracy, poza chwilami, gdy ten był pewnie nagle wzywany). Była też opcja - jak podejrzewał - różnych ważnych imprez czy gali. Wtedy ubierał garnitur i muszkę. Teraz jednak miał na sobie koszulę od dłuższego czasu, co oznaczało, iż żadna z powyższych opcji nie była prawdziwa. Wzruszył ramionami.

   Tak, jego bratnia dusza to mężczyzna, zapewne jakiś lekarz czy inny naukowiec. Tak, był już koło trzydziestki i w dalszym ciągu go nie spotkał. Tak, już dawno porzucił liche nadzieje o natknięciu się na niego kiedy tylko wychodził na miasto. I tak, zdecydowanie miał pecha.

   Odwrócił się z powrotem do lustra. Upewniając się, że nowy żel do włosów działa jak należy, wyszedł z sypialni. Skierował się na górę swojego apartamentu. Cichaczem przeszedł przez długi korytarz. Zapukał w odpowiednie drzwi.

– Tak? – usłyszał.

   Wszedł do pomieszczenia. Było duże, ale ciężko mówić, że przestronne. Wszędzie walały się najróżniejsze rzeczy, od książek między ubraniami, przez puste kubki po kawie, aż po ukradzione mu - w celach naukowych oczywiście - rozmaite części do rozmaitych wynalazków, jakie tworzył jego syn. Na jasnych ścianach natomiast poprzyklejane były plakaty zespołów, komiksów, gier i innych rzeczy. Na parapecie było kilka ramek ze zdjęciami. Niektóre z nich stały tam niezmiennie od kilku lat.
Taki tam, typowy pokój nastolatka.

– Peter, ile razy mam ci mówić, żebyś dbał o porządek, co? – zwrócił się do chłopaka, który tkwił gdzieś między biurkiem a oknem, grzebiąc coś w komputerze. Zmarszczył brwi.

– Wiem, tato, przepraszam. Obiecuję, że posprzątam!

   Chłopak nagle wyskoczył. Gdyby nie wiedział, że tam jest, pewnie by się przestraszył. Zamiast tego Tony tylko uniósł brew.

– ... Jak tylko skończę ten projekt na fizykę!

– I wymaga on rozbierania części komputerowych, jak mniemam? – Tu ujrzał w jego oczach widoczne zawahanie.

– Znaczy się, ja... Ugh, to nie tak! Chciałem tylko sprawdzić, czy mogę ulepszyć jakoś części, które dał mi ostatnio Ned i-

   Brunet machnął ręką, tym samym dając mu znak, że ma nie kontynuować tłumaczenia. Spojrzał na zegarek. Dochodziła już jedenasta w nocy.

– Słuchaj, wychodzę.

– Znowu? – Peter jęknął.

– Tak, znowu. Mógłbyś jak zawsze od czasu do czasu rzucić okiem na Morgan? Mała co prawda już śpi, ale wiesz jak bywa ostatnio z jej snem...

–  Oczywiście! Nawet nie musisz mi o tym przypominać. Tak często ostatnio wyjeżdżasz, że zainstalowałem sobie w pokoju podgląd z kamer, żebym nie musiał co chwilę wychodzić. – Potarł kark.

   Stark zacisnął zęby z zakłopotaniem. To prawda, ostatnio dużo wychodził z domu. Cóż, niekoniecznie w celach służbowych, tym bardziej dzisiejszej nocy. Prawda była taka, że jeszcze nie pozbierał się całkowicie po śmierci swojej byłej już dziewczyny, Pepper.

let's dance || ironstrange one-shot zsauWhere stories live. Discover now