episode IX

368 27 17
                                    

       
      Światło księżyca naświetlało twarz młodej kobiety stojącej przy samym oknie balkonu. [Imię] od dziecka lubiła patrzeć w niebo pełne świecących i z daleka niewielkich gwiazd. Czuła błogi spokój.

     Dzisiejszy wieczór, a właściwie nadchodząca noc wydawała się dla niej na tyle piękna, że wręcz odpłynęła w jej uroki. Myśli zniknęły w niepamięć zastępując nimi kompletne rozmarzenie. Obecna chwila stała się dla niej łódką, w której mogła pływać bez najmniejszych zakłóceń czując zarazem zachwyt, a poczucie bezpieczeństwa.

            Świat potrafi być taki piękny. Mogłoby się wydawać, że wszystko to co złe nie istnieje i jest tylko wytworem ludzkiej wyobraźni, tworząc nam idealną i kłamliwą pułapkę, w której moglibyśmy żyć.

   
        Uchyliła szklane drzwi. Zimne powietrze owiało jej skórę, sprawiając, że po całym ciele przeszły ją zimne dreszcze. Nie zniechęcało to kobiety. Postawiła nagie stopy na płytce i podeszła do barierki kładąc na niej swoje ręce. Zaczęła na nowo napawać się niesamowitym widokiem. Westchnęła. W niedługim czasie znowu ujrzy jego twarz i zakończy on tym samym jej ostatnie źródło radości. Zawsze przychodził o tej samej godzinie — nie licząc weekendów, które spędzał zawsze razem z nią. Był to trzeci tydzień od kiedy Joseph wprowadził ją do swojego mieszkania. Z czasem zaczęła wątpić, że kiedykolwiek zdoła od niego uciec. Powodem była fatalna lokalizacja w jakiej się znajdowała. Była zupełnie oddalona od dużych budynków, dróg czy mieszkań — została odizolowana od każdego potencjalnego zagrożenia, które mogłoby przyczynić się do utraty [Imię].


Przez oczy [Imię] przemknęła gwiazda spadająca wzdłuż nieba. Delikatny uśmiech wstąpił na jej twarz. Gwiazda tej o której mowa ponoć spełnia każde życzenie, kiedy ujrzy się ją na niebie. [Imię] choć nie wierzyła w ten mit, bardzo pragnęła aby jej życzenie było wysłuchane. Przymknęła oczy.

— Chce być znowu wolna — wyszeptała, roniąc łzę, która chwilę później przerodziła w potok.

Otarła policzki. Musi być silna, nie słaba. Nie podda się tak łatwo, nie ulegnie. Pokaże Joseph'owi jak bardzo pożałował swojego czynu.

— [Imię]... — oniemiała, czując pocałunek składany na jej szyi — Co tu robisz? Powinnaś być łóżku.

Przestraszona, a zarazem zrażona dotykiem jego rąk, które zdążyły znaleźć się na jej biodrach zepchnęła je z siebie i zwróciła się w jego kierunku.

— Nie dotykaj mnie.

Zmierzyła go oziębłym spojrzeniem. Uśmiechnął się nikle, wzdychając. Joseph z każdym dniem był odpychany przez swoją ukochaną. Mimo kumulującej się w nim złości i smutku nadal trwał w przekonaniu, że [Imię] przejrzy na oczy i zobaczy w nim swojego ukochanego chłopaka, narzeczonego i na końcu męża, z którym miałaby wiązać długą i piękna przyszłość w swoich objęciach. Nie wyobrażał sobie innego scenariuszu — wszystko co planował musi być zrealizowane do perfekcji.

— Kochanie, przestań mnie odtrącać. Im dłużej to robisz moje serce i dusza cierpi coraz mocniej — splótł ich dłonie — Ulegnij mi, skarbie i zaufaj. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Od zawsze byliśmy.

— Nigdy tego nie zrobię —wyrwała dłoń, wbiegając do wnętrza mieszkania. Joseph podążył jej krokiem, chwilę później doganiając ją. Przyciągnął ją do pobliskiej ściany powodując u niej krzyk przerażenia który ostatecznie udało jej się w sobie zdusić. Przyłożył obie dłonie do naprzeciw niej ucinając jej drogę ucieczki. Strach sparaliżował ją od środka. Za wszelką cenę próbowała uciec przed jego palącym wzrokiem, lecz ostatecznie — dzięki jego naciskowi — poddała się. [k.o] oczy zetknęły się z intensywną zielenią, która wręcz radowała się na ich cudowny widok.

— Jesteś piękna, [Imię]. Bardzo piękna i te piękno które masz, należy do mnie.

— Nie jestem rzeczą, Joseph — wycedziła, próbując się wyswobodzić — Nie jestem twoja, nie jestem nikogo.

Cofnął się od niej gwałtownie, ani na chwile nie spuszczając od niej wzroku. Uśmiechnął się kpiąco.

— Nie poddam się, [Imię]. Będziesz ze mną do usranej śmierci, czy tego chcesz czy nie. Jednak dla twojego dobra i szczęścia zaakceptuj ten fakt. Przez całe życie nie możesz z tym walczyć. Przegrasz swoją ucieczkę. Ja zawsze będę od ciebie szybszy i to ja zawsze wygram. Radzę ci się z tym pogodzić.

Z bólem opuścił pomieszczenie, w którym znajdowała się [Imię]. Słyszał jak wydaje z siebie szloch, lecz mimo że pragnął być z nią w tym momencie i ją pocieszyć, zrezygnował z tego. Da jej chwilę, aby zastanowiła się nad swoimi błędami. Jego cierpliwość dobiegała końca.

obsessive loveWhere stories live. Discover now