Rozdział 12

124 14 10
                                    

    Słuchał z zapartym tchem historii przyjaciela. Wiele razy zastanawiał się, do czego może doprowadzić zmiana Willa, ale nigdy nie brałby pod uwagę, że to zajdzie tak daleko. Nigdy nawet nie zastanawiał się, co by było gdyby jego uczeń zmienił strony. Gdyby odwrócił się do kraju i postanowił stanąć po tej samej stronie, co niegdyś Morgarath. I tak naprawdę do dzisiaj do tej sytuacji nie doszło.

   I Halt nie wiedział już co było gorsze. Władca Gór Deszczu i Nocy z armią wargali i kalkarów, czy jego uczeń zabijający wszystkich - i to jeszcze z myślą, że działa w dobrym celu. Jakby się nad tym zastanowić to można zauważyć, że jeden zwiadowca jest w stanie stanowić większe zagrożenie od samego Morgaratha. Może i był to ten najlepszy z najlepszych, ale jednak.

   Halt nigdy nie zwrócił uwagi na to, jaką siłą dysponował jego przyjaciel... Nie, ktoś bliższy. Ktoś go był dla niego niczym syn... Nigdy nie zwracał uwagi na to jaką siłę pozyskał. A była ona przeogromna. Halt od zawsze wiedział, że Will miał swój własny talent do tego wszystkiego. Już nawet w momencie, kiedy był najmłodszym zwiadowcą strzelał najlepiej z łuku. Już wtedy w łucznictwie nie miał porównania. Jego umiejętności skradania były nie wiele za Gilanem. A walkę nożami osiągnął na tym samym poziomie, co Halt.

   Był jak prawdziwy zwiadowca - a nawet lepszy - nigdy nie pudłował. Osiągnął to nie tylko dzięki swojej wielkiej pracy, ale także dzięki tej upartości, zawziętości. Nigdy się nie poddawał i wszystko doprowadzał do celu, do samego końca. A w między czasie zarażał wszystkich swoim uśmiechem i poczuciem humoru.

   Jak to było możliwe by ta iskierka szczęścia, którą zawsze miał tak nagle zgasła?

-...I tak wygląda to wszystko, aż do teraz - ciągnął dalej Gilan  - Nie wiemy, gdzie on jest, a mu nie zależy na ujawnieniu. Nawet nie mamy tropów, co do jego miejsca pobytu. A nie możemy wysłać oddziałów na poszukiwania, bo po prostu zginą - dokończył z głośnym westchnieniem.

-Co zamierzasz zrobić? - zapytał Halt z spokojem w głosie. Gilan wzruszył ramionami.

-Póki nie znam jego lokalizacji nie mogę niczego zdziałać. A Horace też nie poświ...

-Nie oto mi chodziło i ty dobrze o tym wiesz - wtrącił i ponowił pytanie - Co zamierzasz zrobić? Co zamierzasz zrobić, gdy już go znajdziesz?

   Nie bez powodu Halt wezwał Gilana do siebie. Nie bez powodu marnował swoją energię na tą rozmowę. Musiał ją odbyć i było to niezwykle ważne. Nie tylko dla kraju. Ale ta rozmowa była potrzebna przede wszystkim Gilanowi. A Halt nie chciał spotkać kolejnego złego zwiadowcy do powstrzymania. Dowódca korpusu westchnął.

-Nie wiem. Nie wiem, Halt - powiedział ze smutkiem w głosie - Oboje wiemy, że nie jestem w stanie go zabić. Zresztą moja obietnica... Czasem chciałbym się poddać i tyle. Zostawić korpus i powrócić do dawnych lat bez problemów. Ale wtedy sobie przypominam, że Will wciąż stanowi niebezpieczeństwo i że wciąż zabija to kolejnych ludzi - przerwał na chwilę by zebrać myśli - Przypominam sobie, że mój przyjaciel, a nawet brat, mnie potrzebuje. Bo pomimo tego wszystkiego co zrobił, ja wciąż mam nadzieje. Wciąż mam nadzieje, Halt, że on powróci. Że nasz Will znowu zawita w Redmont i będzie w stanie spełniać swoje obowiązki, jako królewski zwiadowca... - dokończył, ale Halt wiedział, że to nie było wszystko co chciał powiedzieć.

-Ale to niemożliwe - powiedział, a Gilan faktycznie kontynuował.

-...Właśnie. Wtedy przypominam sobie, że już w Araluenie nikt mu nie zaufa. Że już nigdy nie odzyska tego co miał kiedyś - mówił dalej - Chce go znienawidzić, ale nie potrafię. Za wiele razem przeszliśmy... Chciałbym go zamienić w proch. Ale nie dla królestwa, a dla niego samego. Bo tu już nigdy nie będzie miał normalnego życia. I jestem świadom, że tylko ja mogę coś zrobić. Tylko nie wiem co i jak. Ostatnio zagrozi, że następnym razem zginę. Czy wierzę, że mógłby wypuścić strzałę? Czy wierzę, że mógłby zakończyć mój żywot? Nie chce w to wierzyć, ale wierzę. To jest możliwe i już to udowodnił wiele razy - przerwał, by po chwili dokończyć swoją długą wypowiedź - I ty wiesz, gdzie on jest. Wiesz gdzie mogę go znaleźć. Wiesz kto odpowiada za jego zmianę. A przede wszystkim... Wiesz, jak mogę to wszystko naprawić.

   Ucichł. Wyrzucił z siebie wszystko, co chciał powiedzieć i poczuł się, jakby lżej. Zaśmiał się cicho pod nosem.

-Nie bez powodu mnie tu ściągnąłeś - powiedział z krzywym uśmiechem - To nie była tylko tęsknota. Prawda, Halt? - Jego były mistrz również podniósł kąciki ust w małym uśmiechu.

    Dopiero w tej chwili doszło do niego, że pomimo tego wszystkiego co robił. Tego wyrzucania z siebie emocji - wciąż zbliżał się do podobnego stanu co Will. Wciąż był na krawędzi od utraty rozumu. I nie wiele by brakowało, a faktycznie by go stracił.

   Od dawna potrzebował szczerej rozmowy z Haltem, ale to było niemożliwe. A tylko jedna osoba rozumiała go równie dobrze - tylko ta osoba terroryzowała jego kraj. Tak strasznie potrzebował rozmowy z swoim byłym mentorem, ale ten zginął zanim do tej rozmowy doszło. Aż teraz zyskał znowu szanse i wreszcie wyrzucił z siebie wszystko co chciał. i pierwszy raz od dawna poczuł się gotowy. Był gotowy na to co miało nastąpić. Był gotowy na spotkanie z Willem. Był gotowy na wszystko. I to dzięki tej jednej rozmowie.

   I to na tym polegały ich więzi. Więź pomiędzy mentorem i uczniem. Więź pomiędzy Gilanem i Haltem czy pomiędzy Willem i Haltem. Pomiędzy Gilanem i Willem - zawsze byli w stanie wesprzeć drugą osobę, a kiedy ta upadała, albo schodziła na złą ścieżkę, pomagali jej wrócić. Pomagali sobie nawzajem - i nawet śmierć nie była w stanie tego zmienić. I właśnie w tej chwili Gilan musiał pomóc Willowi.

   Halt nie przeszkadzał mu w przemyśleniach, a jedynie z uśmiechem patrzył jak jego przyjaciel się prostuje i jak w jego oczach na nowo pojawia się pewność. Nie zamierzał się poddać. Zamierzał walczyć do końca - tak jak Will. Tylko on zamierzał zrobić to dla kraju i to w prawdziwie dobrym celu.

   Chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu Gilan ponownie spojrzał na Halta z troską i lekki smutkiem.

-Mówisz, że w tym miejscu jest wszystko czego sobie zażyczysz - stwierdził - Ale to nie jest to samo... To nie jesteśmy ty. Jak ty wytrzymujesz z tą tęsknotą? - Halt zdziwił się na to nagłe pytanie, ale bez wahania odpowiedział.

-Wiem, że to nie wy, ale często o tym zapominam - odparł szczerze - Tutaj wszystko jest tak jakbym chciał. A poza tym wiem, że kiedyś do mnie dołączycie i wtedy wspólnie ruszymy dalej...

-,,Dalej"? To to jest jeszcze coś dalej? - zapytał Gilan, a jego były mistrz zaśmiał się w głos.

-To jest tylko wstępny przystanek - wyjaśnił - Dalej jest miejsce, które nie równa się z tym co teraz widzisz. Tam jest jeszcze lepiej - dodał na koniec. Oboje wiedzieli, że ich wspólny czas tutaj się powoli kończy. Gilan musiał wrócić na ziemie i pomóc Horace'owi z tym bałaganem - Chciałbyś coś jeszcze wiedzieć? - zapytał, a młodszy zwiadowca od razu się ożywił.

-Jak mam to naprawić? - zapytał szybko - Jak mam przywrócić Willa? Co mogę zrobić? - Halt spodziewał się tego pytanie. Podniósł swój wzrok na sufit i odpowiedział.

-Na razie nic...

-Nic? - spytał nie rozumiejąc - Jak to ,,nic"? - Halt uśmiechnął się i odparł...

-Na razie Will sam musi zrozumieć swoje błędy - wyjaśnił, a Gilan wiedział, że już żadnej informacji nie dostanie od swojego mentora - Gotowy na powrót? - zapytał jeszcze na sam koniec. Młodszy z zwiadowców uśmiechnął się jeszcze szerzej i z pełną pewnością odparł...

-Gotowy...

...

Przygoda z Haltem miała trwać tylko jeden rozdział i Gilan miał się wtedy obudzić, a w tym rozdziale miało już być coś innego... Więc wszystko ma swoje jakby ,,opóźnienie", ale dzięki temu pewnie będzie czwarty tom :)

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

  


Zwiadowcy - Nie każdyWhere stories live. Discover now