02.| SUICIDE

53 9 8
                                    

Dzień zaczął się tak samo jak uprzednio, tylko tym razem obyło się bez upadku Clary. Jesienna aura powodowała melancholię u Isabelle. A Samantha Jones wreszcie mogła spokojnie odpocząć, już na zawsze. Jej dusza już tylko będzie błąkała się po śmierci, zero myśli, zero dotyku, zero bólu. Nic, nic oprócz wypełniającej pustki. 

Lesswood tej nocy miała koszmary związane z Sam, a raczej jej ciałem. Widok świeżo zamordowanej osoby pozostanie w jej pamięci - wyskrobany, niczym blizna na ciele - na zawsze. Za każdym razem gdy powracała pamięcią do tej chwili w jej głowie odtwarzał się film i zatrzymywał na momencie gdy Clary zobaczyła kruczowłosą kobietę z poderżniętym gardłem.

Gdy wszyscy zebrali się w teatrze można było zaczynać próbę. Aktorów czekał długi dzień, z uwagi na to, że była to próba generalna, więc musieli grać już w kostiumach. Katherine wypuściła powietrze z płuc, po czym wyszła na scenę. Serce stanęło jej gdy znajdowała się obok miejsca, gdzie jeszcze niedawno spoczywała martwa Jones.

Isabelle podeszła do Katherine. Widząc lekki strach w brązowych ślepiach płomiennowłosej podeszła do niej i położyła rękę na ramieniu, na znak tego, że ją wspiera w tym jakże trudnym, dla nich wszystkich, czasie. Niby zwyczajny gest, a spowodował, że Hall znów poczuła się bezpieczna. Ludzka psychika jest wbrew pozorom bardzo złożona.

Na znak reżysera zaczęli grać. Na początek na scenę weszła Katherine wraz z Jackiem. Wypowiadali słowa scenariusza jak roboty, tak jakby uczyli się go od najmłodszych lat. Kat mogła zapomnieć o rzeczywistości i w pełni dać ponieść się odgrywanej roli. Isabelle wraz z Robertem i Clary obserwowali parę przyjaciół. Spotykali się tu codziennie, dzień w dzień i uczyli się scenariusza  przez dwa miesiące, mogli więc nazywać się przyjaciółmi.

Po zmarnowanych oraz cholernie ciężkich dziewięciu godzinach gry i poprawek w charakteryzacjach aktorzy mogli w końcu odetchnąć. Gdy Izzy zdjęła swój niewygodny gorset mogła w końcu swobodnie oddychać. Różowa tkanina bardzo ją uciskała, przez co założenie swoich ubrań było dla niej jak ukojenie. Każdy poszedł w swoją stronę. W poniedziałek tak się właśnie stanie. Każdy odejdzie w swoją stronę i raczej już się nie spotkają, a przynajmniej każdy z nich tak myślał.

***

-Mamy nowe dowody w sprawie morderstwa Samanthy Jones- powiedział wysoki mężczyzna o brązowo-czarnych włosach, rzucając przy tym dokumenty na biurko swojego partnera. Tamten spojrzał tylko na niego podejrzliwie i sięgnął wzrokiem w kierunku szarej teczki. Jego wzrok jakby chciał przeniknąć wewnątrz dokumentów. Policjant James podrapał się po głowie.

-Świetnie-rzekł, niezbyt entuzjastycznie, można by pokusić się o stwierdzenie, że był już znudzony tą sprawą. Rzadko dochodziło do morderstw w teatrach, a jeżeli już się zdążały to raczej były bardziej złożone niż te zwyczajne (jakby morderstwo mogłoby być zwyczajne), do których odchodzi codziennie na ulicy.

Morderca zwykle musiał mieć motyw, jednak żeby znaleźć motyw trzeba znać znajomych Pani Jones, a jak się okazuje nikt tak naprawdę nic nie wie o ofierze.

Szczekanie psów za oknem wybijało go z rytmu. Nie wiedział, która była godzina, jednak zważając na ciemność, która panowała na zewnątrz, musiało być późno. Był drugi listopada. Morderstwo w Halloween było jednym z dziwniejszych rzeczy jakie dotychczas spotkał James. Cieszył się jednak, że ma u swojego boku doświadczonego detektywa Johna Claytona. Postanowił wrócić do domu, gdzie czekała na niego córka, jednak zanim wyszedł z miejsca pracy wziął teczkę z dowodami.

W teczce znajdowały się dowody na to, że Samantha Jones popełniła samobójstwo.

***

Isabelle gdy dowiedziała się, że Jones popełniła samobójstwo nie potrafiła w to uwierzyć. Wiedziała, że to nieprawda, z tylu głowy miała świadomość, że było to zabójstwo, a nie samobójstwo. Blondwłosa była naprawdę wstrząśnięta tym nieprzyjemnym incydentem. Nigdy nie miała tremy przed wyjściem na scenę, jednak dzisiaj coś się zmieniło, przed wyjściem na scenę poczuła niepokój. W okolicach brzucha poczuła nieprzyjemny ból, na skutek czego zachciało jej się wymiotować. Do premierowego wyjścia zostało ledwie dwadzieścia minut, a Isabelle czuła się coraz gorzej.

Katherine spojrzała na siedzącą - na jednej ze skrzyń -  blondynkę ze smutkiem wypisanym w jej brązowych tęczówkach. Coś zżerało ją od środka od dłuższego czasu (było to zapewne poczucie winy spowodowane śmiercią Samanthy). Kobieta nie potrafiła sobie z tym poradzić, próbowała jednak nic z tego nie wychodziło. Od kilku dni uciekała w alkohol, jednak codziennie rano czuła się coraz gorzej, z coraz większymi wyrzutami sumienia.

Publiczność zaczęła zbierać się na widowni, nie wiedzieli jednak jeszcze jakie widowisko ich czeka. Gdy zabrzęczał pierwszy dzwonek i światła zgasły, aktorzy dostali cynk, iż pora odgrywać pierwszą z zaplanowanych scen.  Nastała cisza. Niby granie postaci w komedii romantycznej jest jednym z łatwiejszych zadań, z jakimi aktorzy muszą się zmierzyć, jednak świadomość, że niedawno spoczywała tu martwa kruczowłosa kobieta, która rzekomo popełniła samobójstwo, dobijała ich doszczętnie.

Faktem było, że gra nie szła im najlepiej, jednak nie przejmowali się tym zbytnio. Dziś gra nie była najważniejszym punktem tego dnia. Kat miała wyjść na scenę, jednak nikt jej nie znalazł, a ona sama nie przyszła.

Clary zmartwiła się, ponieważ wiedziała, że w tym miejscu ostatnio dzieją się koszmarne rzeczy. Lęk przyprawiał ją o gęsią skórkę. Kobita id dzieciństwa reagowała tak na lęk i stres. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że z Hall stało się coś strasznego. Różowowłosa zwołała resztę aktorów i zaczęły się poszukiwania. Podzielili się na dwie grupy, Isabelle i Robert oraz Clary i Jack. Musieli przeszukać całe podziemie, co prawdopodobnie zajęło by im wieczność, gdyby nie fakt, że Hall siedziała w łazience swojej garderoby.

Na widowni zaczynał panować zamęt, a jeden mężczyzna obrzucił czymś scenę. Byłby to brak szacunku w stosunku do aktorów, jak i reżysera, jednak zważając na okoliczności nikt się tym nie przejmował.

Głowa Roberta była przepełniona czarnymi scenariuszami, niczym z powieści Stephena Kinga, ale wiedział, że w chwili obecnej najważniejsze jest odnalezienie Kat.

Drzwi od łazienki były zamknięte, więc Jack postanowił je wyważyć. Clary na widok Hall zbladła. Rudowłosa leżała w wannie, która była wypełniona jej własną krwią. Dziewczyna nie była jeszcze martwa, gdyby jednak Lesswood i Williams przyszli chwilę później mogłoby być za późno.  Młodzi ludzie zadzwonili na pogotowie, starając się zatamować krwawienie...

Czas zaginięcia Katherine Hall...

Katherine miała dość. Wypełniająca ją pustka i poczucie winy wzięło nad nią górę. Otarła łzy bezsilności i skierowała się do łazienki. Przekręciła zamek od środka, tak aby nikt nie mógł wejść do pomieszczenia. Czarny tusz spływał po jej policzkach razem z gorzkimi łzami. Płomiennowłosa agresywnie otworzyła szafkę, z której wyjęła żyletkę. Zrozpaczona ułożyła się w wannie. Zamknęła oczy, po czym policzyła do dziesięciu. Była pewna swojej decyzji. Wiedziała, że nie chce należeć  już do świata żywych. Gdy każdy z życiowymi problemami był tego taki pewny, nie byłyby już nikogo. Kobieta przyłożyła zimną stal do delikatnej skory nadgarstka, po czym wbiła ostrze głębiej. Jej ręka osłabła, na skutek czego upuściła żyletkę, która była pokryta jej ciemnoczerwoną krwią i zamknęła oczy, z nadzieją, że już nigdy ich nie otworzy...

𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔰𝔱𝔴𝔬 𝔴 𝔱𝔢𝔞𝔱𝔯𝔞𝔩𝔫𝔶𝔪 𝔰𝔱𝔶𝔩𝔲 Where stories live. Discover now