Rozdział 9

49 5 1
                                    


Kolejny tydzień w szkole rozpoczęłam angielskim. Nauczycielka rozdawała prace wakacyjne, które oddawaliśmy jej tydzień temu. Nie byłam zaskoczona oceną, ponieważ wcześniej właśnie takie były na porządku dziennym. Pogratulowała mi z szerokim uśmiechem i poszła dalej.

Kiedy z nudów kartkowałam pracę, Lizzy odwróciła się do mnie z ustami wygiętymi w podkówkę. Wyglądało przeuroczo. Tym bardziej, że miała na sobie różowe ogrodniczki z kolorowymi przypinkami, niektóre z nich pasowały do jej zwariowanych kolczyków. Jej styl ciągle jest dopełniany makijażem i biżuterią i mimo, że na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, teraz nawet mi się to podoba. Najważniejsze, że ona czuję się dobrze w tym co nosi.

- Dostałam trzy - powiedziała i westchnęła. - Pieprzyć tą szkołę - burknęła za co została zganiona, bo kobieta przechodziła obok jej biurka. Zaśmiałam się z jej miny i poprawiłam blond włosy, które spadły jej na czoło.

- Nie przejmuj się ocenami.

- Łatwo ci mówić skoro dostałaś... - popatrzyła na moją kartkę i znowu opadła marudnie na miejsce. - Sześć.

- W Kennedy'm był wysoki poziom - wyjaśniłam. - Nauczyciele cisnęli, żebyśmy mieli jak najlepsze oceny. Jeśli chcesz mogę ci pomóc poprawić to wypracowanie.

- Dzięki za chęci, ale może następnym razem.

Ostatnie minuty lekcji spędziłyśmy z Lizzy na luźnej rozmowie i pakowaniu rzeczy do toreb. Opowiedziała mi jak było w piątek na domówce, na którą się wprosili i żałowałam, że nie poszłam z nimi. Niestety już mam inne priorytety jak to mówi moja mama.

Później miałam kolejne nudne lekcje i aż do lunchu z nikim nie rozmawiałam. Chciałam zagadać do Sama, Natha czy Reece'a, ale wolałam nie ryzykować kolejnymi docinkami. Trzymałam się od nich z dala.

Najdłuższą przerwę spędziłam z dziewczynami, ponieważ reszta była na jakimś spotkaniu sportowym czy cokolwiek. Fajnie było porozmawiać na babskie tematy i nie słyszeć nad uchem "fuj", "blee" i tak dalej. Szczerze to dziewczyny zawsze wytwarzają taką aurę, że chcę im powiedzieć wszystko co mi leży na sercu, bo wiem, że nie wykorzystają tego przeciwko mnie.

Nie byłam jednak pewna czy będą nadal chciały mieć przyjaciółkę z takim bagażem.

*****

Wróciłam do domu i czekała mnie tam niemiła niespodzianka. Jak się okazało babcia nie potrafi długo utrzymać rzeczy w tajemnicy. Dlatego wujek Barney i ciocia Agnes słali do mamy wiadomości z gratulacjami.

Było widać, że rodzice przy obiedzie siedzą bardzo zdenerwowani. Nie dziwiłam im się. Już wcześniej byli na ostrzu z rodzeństwem mamy, a teraz tamci mają pełne pole do popisu, żeby im dogryzać. Nie chciałam nawet myśleć jacy są wkurzeni na mnie. Przecież gdyby nie moja ciążą, nie byłoby tego całego zamieszania.

Po obiedzie tata zamknął się w swoim biurze, a ja i mama posprzątałyśmy po obiedzie. Dzisiaj nasza gosposia ma wolne, więc wyjątkowo zajęłyśmy się tym same.

- Co chcecie zrobić z tym, że reszta się dowiedziała o mojej ciąży? - spytałam przerywając na chwile wycieranie talerzy.

- Nic nie możemy z tym zrobić, Quinn - westchnęła mama. - Nie chcę, żebyś czuła się winna przez to. Mam ich gdzieś, bo mam wspaniałą córkę i wnuczkę w drodze - odłożyła ręcznik na blat i przyciągnęła mnie do uścisku.

- Skąd wiesz, że to dziewczynka? - spytałam ze śmiechem. Jest zbyt pewna siebie!

- Czuję to - pocałowała mnie w czoło i uścisnęła jeszcze mocniej. - Będą mi zazdrościć, bo będą młodą-super babcią! - uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak się cieszy. Zobaczyli, że potrzebuję wsparcia i dają mi je. Nie spodziewałam się tego po nich kompletnie. - A teraz możesz mi powiedzieć coś wreszcie o nowych znajomych?

- Oh.. mamo nie ma co opowiadać - mruknęłam i odsunęłam się od niej trochę. Nie chciałam za bardzo się rozwodzić jacy są wspaniali, a później przechodzić załamanie kiedy odrzucą mnie ze względu na ciąże.

- Może zaprosisz ich w weekend? - zaproponowała. - Wychodzimy z tatą do restauracji na kolacje. Mamy rocznice jeśli pamiętasz - wyjaśniła szybko. W głowie zapaliła mi się czerwona lampeczka z pewnym pomysłem, ale nie mogłam jej tego pokazać.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Oni są.. inni. Nie będą chcieli tu być.

- Dlaczego?

- Nazywają mnie Queen przez to, że nigdy nie pracowałam i dostaje pieniądze od was. Do tego męska część grupy prawie posikała się na widok twojego auta - bardzo chciałam spędzać z nimi czas, ale nie chcę być oceniana przez pryzmat pieniędzy.

- Wyolbrzymiasz, kochanie - skomentowała mama. - Zachowuj się jak zawsze, a cię pokochają.

*****

Był czwartek. Dwa poprzednie dni zaraz po szkole zostawałam razem z dziewczynami na treningu chłopaków. I tak nie miałam nic ciekawego do roboty w domu, a mama musiała zostawać dłużej w pracy, więc było jej to na rękę.

Obserwowałam chłopaków w swoim żywiole. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek tak się w coś angażował. W Kennedy'm nikt nie robi nic z pasji. Wszystko kręci się dookoła pieniędzy, korzyści jakie można z czegoś mieć i innych dziwnych rzeczy. 

Sam ciągle biegał po boisku i wkładał całe serce w grę. Przejmował się bardzo każdym złym ruchem i nieudanymi akcjami. Nath za to ciągle się śmiał i nie był aż tak zaangażowany jak Sam, ale było widać w nim tę żyłkę rywalizacji. Dla niego była to po prostu dobra zabawa, bo w przerwach znajdował nawet czas, żeby podrywać dziewczyny i sporadycznie pomachać do nas. Reece był chyba najagresywniejszym zawodnikiem, co chwilę dostawał upomnienia od trenera, ale nie przejmował się tym. Byłam zaskoczona jego grą, ale było widać, że robi to aby wyładować swoje emocje. Ciekawe tylko co w nim siedzi...

Oprócz obserwowania napakowanych, spoconych facetów, plotkowania o nich i obgadywaniu reszty ciągle miałam w głowie to, żeby zaprosić resztę w weekend do mnie. Nie wiedziałam jednak jak na to zareagują. Bałam się tego.

- Dzisiaj nie ma treningu - powiedział Sam zbliżając się do naszego stolika. Oh.. naszego. Pozwalam sobie na za dużo.

- Chwała Panu! - krzyknął Reece wyrzucając ręce w górę. O mało nie uderzył mnie w głowę, bo siedziałam zbyt blisko. Odsunęłam się trochę w stronę Lizzy, która siedział po mojej prawej. Brunet popatrzył na mnie zdezorientowany jakby nie wiedział dlaczego się odsunęłam i z poważną miną zabrał mi marchewkę z pojemnika. To ich kolejna tradycja, żeby podkradać mi jedzenie. Jako jedyna zawsze mam coś innego i wykorzystują to.

- Jest dzisiaj taka ładna pogoda, chodźmy do skateparku - rzuciła Diana.

- A jutro po szkole na basen zamiast na pizze - dodał Sam, a wszyscy spojrzeliśmy na niego z otwartymi buziami. Właśnie zaproponował coś innego niż jedzenie. - Tak. Powiedziałem to ja.

- Wow, a to nowość - skomentował z niedowierzaniem Reece.

- Możemy na basen wpaść do mnie - powiedziałam patrząc tępo w blat stołu. - Ja nic nie narzucam po prostu pomyślałam, że...

- Wreszcie nie będziemy stać w kolejce do kasy - westchnął jakby z ulgą Nath. Czy ja właśnie zaprosiłam ich do siebie, a oni się zgodzili? 

________________________________________________________________________________

QuinnOnde histórias criam vida. Descubra agora