Czterdziesty-czwarty - To mój chłopak.

14.7K 1K 382
                                    

miłego!
im więcej komentarzy szybciej rozdział jak zawsze

O dziesiątej byłam już w domu i od razu położyłam się spać.

Budzę się jakoś koło siedemnastej, co zdecydowanie mnie zadziwia. Mam masę nieodebranych połączeń od Lancaster, które kasuję i kilka wiadomości od Meadow i Gabe'a. Odpisuję, że źle się poczułam i wróciłam do domu, co od razu łykają i kończą temat.

Podnoszę się z łóżka, następnie biorę w łazience prysznic i suszę włosy. Zakładam czystą bieliznę, białe jeansy z wysokim stanem i czarną koszulkę na długi rękaw, która była tak krótka, że sięgała dwa centymetry za dół stanika. Włosy prostuję, a na twarz nakładam trochę korektora i rozświetlacza. Oczy podkreślam eyelinerem i tuszem, po czym zadowolona kieruję się do wyjścia z domu.

Mam dość Lancastera. Mam dość swojego ojca, który wraca w przyszłym tygodniu. Mam dość Mariny i jej kurwa gadki.

Zamykam za sobą drzwi, ruszając pewnym krokiem na przystanek autobusowy do centrum. Nie wiem kiedy byłam w klubie sama, a szczególnie chwilę przed dziewiętnastą. W poniedziałek klub również wypakowany jest ludźmi, chociaż nie tak jak w weekend.

Przechodzę przez bramkę na nazwisko Maalii, na co ochroniarz kiwa głową nie sprawdzając nawet mojego dowodu. Idiota. Nie muszę zostawiać kurtki w szatni, bo jakby całkowicie o niej zapomniałam, dlatego pierwsze co to siadam przed barem.

— Co dla ciebie mała? — pyta wysoki brunet. Lekki zarost jest perfekcyjnie wypielęgnowany, tak samo jak ciemne włosy.

— Manhattan — odpowiadam bez namysłu — Można podwójny?

— Śpieszysz się gdzieś? — uśmiecha się pod nosem, wyciągając ładny kieliszek. Wrzuca sporo lodu i wlewa różne płyny, które mam nadzieję, że są mocne. Nie przyszłam na więcej niż dwa drinki.

— Można tak powiedzieć — wzdycham — Do której masz zmianę?

— Do trzeciej — stwierdza, podsuwając mi drinka. Od razu wkładam słomkę między wargi i upijam trzy duże łyki. To jest cudowne. Unoszę wzrok na dumnego barmana, który z delikatnym uśmiechem mi się przygląda. Chwilę później odchodzi do następnego klienta, kiedy ja nie zamieram ruszać się z miejsca.

Moje myśli w tym momencie krążąc wokół Mariny i Lancastera. Nie potrafię nie być zazdrosna, nawet jeśli to co czuję do Lawrence'a to coś w rodzaju zauroczenia. Pozwolił jej mnie obrażać, po czym jeszcze się z nią zgodził. Na samą myśl o tym zaciskam mocniej palce na szkle. Przygryzam zębami słomkę, na co barman prycha. Jednak nie mam czasu teraz o nim myśleć.

Przed oczami mam kpiący uśmiech mojego ‚chłopaka'. Nie ukrywam, że zaczęłam pokładać nadzieje w tym co moglibyśmy stworzyć. Pragnę go przy sobie, bo tak naprawdę jest dla mnie czymś nowym.

— Jeszcze jednego? — słyszę nad sobą głos barmana, na co kilkukrotnie mrugam. Spoglądam na pusty kielich, a następnie kiwam twierdząco głową.

— A nie masz większych?

— Lepiej wypij dwa w takim, niż jeden w tym wielkim.

— Dlaczego?

— Nie chcę cię urazić mała, bo wyglądasz na ciekawą osóbkę — cmoka — Ale tych wielkich piją desperatki.

Marina nazwała mnie desperatką.

— I tak muszę się już zbierać — fukam, wstając z barowego krzesełka. Wyciągam z tylnej kieszeni pięćdziesiąt dolarów, bo za tyle planowałam się napić i wciskam chłopakowi wszystko do ręki. Lekko zaskoczony spogląda na kilka banknotów, na co wzruszam ramionami i wychodzę.

Opuszczam klub, ruszając w kierunku domu na piechotę. Zrobiło się ciemno, a zdecydowanie potrzebuje spaceru w mroku. Uśmiecham się pod nosem, czując delikatny chłód na odkrytym brzuchu i wyciągam telefon z podłączonymi do niego zaplątanymi słuchawkami. Od razu się poddaję i chowam go z powrotem do kieszeni, a następnie skręcam w uliczkę, dzięki której skrócę sobie drogę.

Idę powoli, bo nigdzie mi się nie śpieszy. Rozglądam się dookoła, kiedy dwie silne ręce chwytają moje biodra i ciągną mnie w tył, aż uderzam plecami o ceglaną ścianę. Krzywię się, spoglądając na twarz niewiele starszego ode mnie chłopaka.

— Czego? — fukam zirytowana.

Ten jedynie prycha. Zaciska mocniej palce i pochyla się do mojej szyi na co wywracam wzrokiem, chcąc już odepchnąć od siebie blondyna, jednak ten ku mojemu zaskoczenia wbija dwie pary kłów w moją chłodną szyję.

Duszę się powietrzem, kiedy czuję ogromy ból. Nie mijają sekundy, kiedy po policzkach płyną mi łzy. Zaciskam dłonie w pięści i układam je na klatce Wampira by go odepchnąć, jednak ten jest silniejszy niż myślałam. Zaciska palce na moich biodrach, na których napewno zostanę widoczne ślady. Przełykam ślinę, kiedy ten odchyla w tył moją głowę i wbija zęby jeszcze głębiej, na co z mojego gardła wydobywa się krzyk, zamieniający się z każdą sekundą w szloch.

Paraliżujący ból staje się coraz silniejszy, na co zamykam powieki, zaciskając je jak najmocniej. Widzę już ciemne mroczki i wydaje mi się, że mało brakuje bym straciła przytomność. Nogi zaczynają mi się trząść podobnie jak dłonie. Płaczę, co jedynie sprawia temu skurwielowi satysfakcję.

— Lancaster — szepczę, czując jak zaczynam osuwać się po ścianie. Wampir nagle się odsuwa, oblizując czerwone wargi.

— Co? — marszczy brwi — Kim jest dla ciebie Lancaster?

— To mój chłopak — bełkoczę, starając się nabrać do płuc wystarczająco dużo powietrza. Wciąż cała się trzęsę, nie potrafiąc zapanować nad płaczem — Jestem jego Wybraną...

— Kurwa — warczy, puszczając moje biodra, na co upadam na ziemię. Przełykam ślinę i przysuwam kolana do piersi, wpatrując się w blondyna. Przeczesuje dłonią włosy i wyciera usta, po czym odchodzi zostawiając mnie samą. Przymykam powieki i odchylam głowę w tył, czując przy tym przerażający ból. Zaczynam powoli dławić się łzami, więc chwytam z kieszeni telefon i wybieram numer przyjaciela.

THE LANCASTER Onde as histórias ganham vida. Descobre agora