Or you might never make it out alive

704 53 14
                                    

Wrzesień minął w zatrważającym tempie i dochodziła połowa października. Dni uciekały przez palce, zawalone ćwiczeniami, bieganiem, uczeniem się, obowiązkami przewodniczącej i przygotowywaniem się do konkursu oratorskiego. Gdy miałam tak mało czasu dla siebie, dotarło do mnie, jak bardzo podobało mi się moje nowe życie. Odnalazłam cel. Stałam się pewniejsza siebie. Polubiłam nawet bieganie. Nie pomyślałabym, że przyłączenie się do Władcy Ciem okaże się tak dobrą decyzją.

Biegnij. Krok za krokiem. Noga za nogą. Oddychaj.

Zrobiłam sobie przebieżkę wzdłuż Sekwany. Jogging wokół parku w końcu mi się znudził, więc zaczęłam biegać po mieście. Stworzyłam sobie dość wymagającą trasę, ale bardzo panoramiczną. Dom - przez park - Wieża Eiffla - długi odcinek wzdłuż Sekwany - powrót przy domu dziadków - Luwr - Dom. Szósta rano w październikową sobotę to idealna pora na taką przebieżkę.

Zwolniłam do szybkiego marszu. Sięgnęłam po bidon z wodą, upewniając się czy Duusu dalej siedzi w kieszeni termicznej bluzy, którą sprezentowałam sobie z okazji urodzin. Nadal zajadała się garstką chrupek, które wrzuciłam sobie do kieszeni przed wyjściem.

Zapatrzyłam się na spokojną Sekwanę. Stanowiła przepiękny widok wśród czerwonawych drzew, które lada dzień będą zrzucać liście. Panowała szarówka, znakomicie pasująca do Paryża.

Coś mnie tknęło. Uniosłam głowę w samą porę, by zobaczyć przeskakującego z dachu na dach chłopaka. Było za ciemno, by mieć pewność, który to superbohater. Nie chciało mi się jednak wierzyć, że to Louis. Nienawidził wczesnego wstawania jeszcze bardziej niż chemii.

Chłopak przystanął. Zeskoczył na balkon, złapał się rynny i wykonał kolejny sus. Po chwili stanął na ziemi i zaczął biec w moim kierunku.

– Arionie – przywitałam się, wyjmując słuchawki.

– Nie boisz się biegać samotnie o tak wczesnej godzinie? – spytał od razu, dotrzymując mi kroku.

– Ale czego miałabym się bać? Przecież superbohaterowie patrolują nocami miasto.

– A więc tu jesteś!

Stanęłam. Odwróciłam się gwałtownie. Już chciałam spytać, jakim cudem mój brat podniósł się z łóżka, ale w porę ugryzłam się w język.

– No, no. Ja to mam szczęście do spotkań z superbohaterami. Brun, tak?

Louis zatrzymał się przede mną. Uśmiechnął się i pokiwał głową.

– Szukałem Ariona – przyznał, po czym zwrócił się do Tristana. – Proszę, proszę. Teraz wiem, dlaczego tak chętnie bierzesz patrole w konkretne dni.

Uniosłam brwi. Policzki Ariona zdawały się przybrać lekko różowawy odcień.

– To nie tak. Po prostu poniedziałki, czwartki i soboty najbardziej mi pasują.

– Jasne, jakbym nie znał twojego planu. W żaden z tych dni nie masz na później do szkoły. A za to w środy i piątki... – Zasłonił sobie usta. Spojrzał na mnie. – Nic nie słyszałaś.

– Nie obraź się, Brunie, ale wyglądacie na licealistów. To, że się wygadałeś, że chodzicie do szkoły nie jest dla mnie zaskakujące. Pożegnam panów, bo przez postój zepsują mi się statystyki.

Wróciłam do biegu. Tristan i Louis zaraz znaleźli się po moich obu stronach, więc zrezygnowałam z ubierania słuchawek.

– I biegasz tak trzy razy w tygodniu? O szóstej?!

– Od piątej – odrzekłam.

– Ale o  p i ą t e j  rano?! Dobrowolnie pozbawiasz się snu, by powdychać spalin i nazwać to "dla zdrowia"?

Ukryta w CieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz