Nie ten dzień (III)

1.9K 85 2
                                    

– Hej Daniłło! – Mężczyzna przywitał się radośnie, jak ze starym znajomym. – Nie przeklinaj tyle, tylko zamknij mordę i słuchaj. Mamy tu uroczą dzieweczkę, z dowodu wynika, że to twoja ukochana córeczka i... – skrzywił się, odsuwając aparat od ucha. – Zajączku, weź ty spróbuj. Bo jeszcze szanowny tatuś dostanie apopleksji i będę musiał cię zabić. Poczekaj, włączę wizję, żeby nie miał wątpliwości, że to ty.

Ciężko było utrzymać telefon w drążącej dłoni. Ciężko wykrztusić kilka pierwszych słów. Dalej było już prościej, bo jej rozmówca, chudy, szpakowaty mężczyzna, nie miał wątpliwości co do tego, że była jego córką. Ogłuszona tym faktem, nie miała siły na sprzeciw. Posłusznie przeczytała to, co napisał jej na kartce Sasza, po czym oddała mu aparat. Ten nie bawił się w dyskusje, tylko od razu rozłączył i rzucił telefon na stół.

– Stawiam jeden do pięciu, że stary nie będzie już fikał – powiedział z filozoficznym spokojem, wyciągając papierosa. Potem podsunął paczkę pod nos Niki. – Częstuj się zajączku.

Mało brakowało, a by się zdradziła, mówiąc że nie pali. Lera chyba paliła? Zresztą, nie tylko to. Przypomniała sobie szczegóły podsłuchanej rozmowy i zadrżała.

– Nie mam ochoty – wyszeptała, pochylając głowę.

– No takie dziwy! – zaskoczony uniósł brwi. – Czym wyście ją tam ogłuszyli?

– Mdli mnie – wyjaśniła, woląc nie wdawać się w dyskusję na temat swoich nałogów. – Wolałabym szklankę wody.

– Wody? – spytał przeciągle. – Żora, przynieś flaszkę.

– Co? – Młody nie od razu skumał, o co chodzi. – Wody?

– Wódki. W lodówce jest kilka. I jakieś naczynie, może być szklaneczka do whisky. Dalej, na jednej nodze.

– Sasza... – Rudy mężczyzna chyba zrozumiał, co się szykuje.

– Daj spokój Bohdan. – Pierwszy raz nie zwrócił się do niego żartobliwym stryjku. – Trzeba jasno określić zasady naszej współpracy. Inaczej gówno z twojego wspaniałego planu. Mam wrażenie, że nie tylko fiut ci zmiękł na stare lata.

– Nic mi nie zmiękło! – warknął tamten, a jego twarzy przybrała głęboki odcień purpury. Ale nie ośmielił się zrugać krewniaka. W ogóle Nika odniosła wrażenie, że nikt nie ośmiela się mu sprzeciwiać. I szczerze mówiąc, wcale się im nie dziwiła. Miał szalone oczy. Okrutne i szalone. To był człowiek zdolny do wszystkiego, do każdego okrucieństwa.

– Dobra zajączku – postawił przed nią przyniesioną butelkę i czystą szklankę. – Mówiłaś, że masz ochotę się napić?

– Tak, wody – powiedziała cicho.

– Wyobraź sobie, że nie mamy wody. Bywa – uśmiechnął się szeroko, mierząc ją wyjątkowo wrednym spojrzeniem. – Więc napijesz się czegoś innego, co przypieczętuje warunki naszej wspaniałej współpracy.

Co miała powiedzieć? Że z alkoholi pija jedynie wino, bo nawet piwo wybierała bez procentów? Od święta szampan i jeszcze rzadziej zdarzał się słaby drink.

Tymczasem mężczyzna napełnił szklankę aż po sam czubek.

– Lekcja pierwsza. Wprowadzenie do tematu. Robisz to, co każę. Dokładnie to, bez żadnych uchybień czy ustępstw. I dlatego czeka na ciebie oto ta półlitrówka. I obyś nie uroniła ani kropelki.

– Ale...

– Panno Bojczuk! Już! – ostatnie słowo rzucił przez zaciśnięte zęby, patrząc na nią spod opuszczonej głowy. – I pamiętaj o tym, że jeśli okażesz się nieprzydatna to – wykonał znaczący gest pod szyją, a Nika zamknęła usta, wtłaczając z powrotem słowa chcące wyrwać się na wolność, że nie jest żadną Lerą i to wszystko okropna pomyłka. Sięgnęła po szklankę, ale ledwo zanurzyła wargi, wykrzywiła się.

Nie ten dzień - [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz