Światło na Północy - rozdział 2 - Jon

95 7 0
                                    

Kruk od Sama przyszedł po południu, kiedy Jon siedział zamyślony przy czymś, co stanowiło niegdyś biurko jego ojca. Wydawało mu się, że Sam musi odpisywać mu od razu, skoro odpowiedzi napływały tak szybko. Przyjaciel Jona nauczył się już w Starym Mieście tak wiele. Każdy z nich był przepełniony kolejną gigantyczną dawką informacji o westeroskiej historii, mimo że Jonowi zależało głownie o dowiedzeniu się czegoś o Innych i Białych Wędrowcach. Skąd pochodzą? Jak z nimi walczyć? Co robić? Wiele ksiąg z Winterfell zostało zniszczonych lub spalonych, a teraz nie było czasu by zdobyć nowe, więc Tarly był głównym źródłem informacji. Bękart prosił przyjaciela również o informacje o Littlefingerze, ze względu na Sansę. Dziewczyna z niewiadomego mu powodu pragnęła dowiedzieć się wszystkiego, co mogła na temat ich gościa. Jon desperacko chciał się dowiedzieć, o jaki sekret zabiega rudowłosa.
Taka droga wymiany informacji była niebezpieczna, ale cóż - nie zostało im zbyt wiele innych opcji. Dlatego Jon i Sam postanowili stworzyć specjalny język; kod, którym będą sobie przekazywać informację. Musieli wysłać 7 ptaków, aby dojść do porozumienia jak ten kod ma wyglądać. Nie poszło to jednak marne, dlatego że Sam dokopywał się już do informacji chociażby dotyczących turnieju w Harrenhall, na którym był zarówno pan ojciec Jona jak i połowa możnych tego królestwa. Łącznie z Littlefingerem. I wtedy właśnie zaczęło się ciągnąć całe pasmo nieszczęść prześladujących rodzinę Starków.
Ale były również inne wiadomości - Cersei, teraz królowa nie z mariażu, rozsiewała terror na południu i przygotowywała swoje armie w bitwę przeciwko dziewczyny, którą nazywano matką smoków. Jon miał świadomość, że kiedy nadejdzie czas północ będzie potrzebowała kogokolwiek, kogokolwiek kto będzie siedział na tym brzydkim, żelaznym krześle. Szczerze mówiąc miał nadzieje, że to będzie dziewczyna Targaryenów. Smoki mogły być pożyteczne w starciu z mrocznymi kreaturami.
Usłyszawszy pełne lekkości kroki podniósł wzrok wprost na Sansę.
- Chodź - rzekł, pełny radości z powodu możności do zaprzestania gapienia się w papiery a przy okazji zobaczenia umiłowanej siostry.
- Przyniosłam Ci coś do jedzenia. Przegapiłeś obiad. - w rękach niosła coś, co mogło faktycznie być jedzeniem - Ptak od Twojego przyjaciela, Sama?
- Tak. I gdybyś mogła, to zamknij drzwi - powiedział.
- Jedz - podeszła do wspomnianych drzwi i wykonała jego polecenie. 
Podeszła do niego. Zaczął dobierać się do chleba i mięsa, gdy dziewczyna ustała za nim i przyglądała się papierom leżącym na blacie. Jej delikatna dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Jak będziesz w stanie prowadzić ludzi do walki, jeśli zamiast cokolwiek zjeść ciągle coś czytasz?
Przeżuwał ciepłe mięso, które przyniosła mu Sansa. Było prawdą, że ostatnimi czasy rzadko jadał inne posiłki niż śniadania, ale nie był tak głodny. 
- Sam pisze, że przestudiował parę ksiąg na temat wyrabiania valyriańskiej stali. Nie jest to zbyt łatwe... - wyjaśnił biorąc kolejny kęs.
- Nie potrzebujemy valyriańskiej stali by skrócić Cersei o głowę - Sansa wydawała się być zirytowana - albo Littlefingera.
- Ale potrzebujemy jej do walki z Białymi Wędrowcami - przypomniał jej, starając się jak mógł aby zignorować wspomnienie Cersei czy Lorda Baelisha. Widział po Sansie, jak bardzo stara się ukryć jej nienawiść.
- Jon, jeśli nie zabijemy Cersei, żadne z nas nie przeżyje wystarczająco długo, aby zobaczyć Białych Wędrowców. Ona jest szalona. Gdyby nie ta smocza królowa, mogłaby wysłać Królobójcę z zastępami rodu mojej własnej matki, aby nas zniszczyć. Mogą na nas maszerować nawet w tej chwili.
- Boltonowie i Lannisterowie to nie to samo. Nie mamy wystarczająco ludzi, aby zaatakować Lannisterów. Nawet jeśli wliczamy wszystkie rody z północy i doliny - gdy skończył mówić zdążyła już kilkakrotnie okrążyć komnatę. Podniósł się i położył jej ręce na ramionach.
- Sanso, daj tym południowym królowym walczyć między sobą - powiedział - chciałbym dokładnie tak samo jak Ty zobaczyć każdego z Lannisterów wiszącego na drzewie. Nie możemy narażać naszych ludzi, szczególnie w zimie. Sama tak powiedziałaś.
- Brienne zna Jaimego. Może... nie będziemy nikogo..
Zanim skończyła usłyszeli ciężkie kroki za drzwiami. Po chwili do ich uszu dotarło pukanie.
- Kto tam?
Jon złapał za rękojeść miecza, gotowy na atak, nawet w murach Winterfell. Sansa spięła się, a Duch obnażył kły. Lord Davos przemówił zza drzwi.
- Wasza miłość, czy mogę wejść? - momentalnie napięcie spadło.
- Oczywiście, spożywam tylko posiłek.
- Przepraszam, moja pani. Czy mógłbym zamienić słowo z jego miłością? - rzekł gdy przekroczył próg pomieszczenia.
Jon czuł na sobie jej wzrok. Zgodnie stwierdzili, że nie ma sensu ukrywać przed sobą niczego. Ufali Davosowi, jednak ciągle był człowiekiem Stannisa i trzeba było na niego uważać.
- Sansa może zostać, Lordzie Davosie. Nie mam sekretów przed moją księżniczką.
Zauważył delikatny uśmiech na ustach Sansy, gdy nazwał ją księżniczką. To był błąd. Siostra, chciałem powiedzieć siostra. Tak właściwie to przyrodnia siostra, ale nigdy jej tak nie nazywałem. Może to zabrzmiałoby lepiej. Sansa zaczynała być dla niego co raz mniej siostrą, a co raz bardziej księżniczką z każdym dniem, który minął od przejęcia zamku.
- Rozmawialiśmy co robić z Cersei Lannister. Może Ty byś mógł... Czy coś się dzieje? - przerwała wątek południowej królowej na rzecz tego, co zauważyła że Davos robi. Mężczyzna rozglądał się gorączkowo po pokoju, zanim ostrożnie zamknął drzwi. Jon położył dłoń na mieczu, coś w zachowaniu Cebulowego Rycerza ją niepokoiło.
- Przepraszam wasza miłość, ale tu jest coś... Nie jestem pewien... Nie jestem zbyt dobry w czytaniu - zaczął mówić.
- Co sugerujesz? Czy przyszedł do Ciebie kruk?
- Wasza miłość, byłem na dole, w kryptach aby uhonorować małą księżniczkę. Księżniczka Sansa powiedziała, że mogę tam umieścić pozostałości słodkiej Shireen. Jej jelonka. Jej pozostałości mogły spocząć z królami i wielkimi panami, ale... - zaciął się nagle.
Jon zdenerwował się na Sansę, gdyż nie poinformowała go o tym fakcie. Co prawda była to jedynie drewniana zabawka, ale mieli sobie o wszystkim mówić.
- Zapomniałam - wyszeptała, zwrócona ku bratu. 
Intencje Seawortha były honorowe. Chciał aby pamięć o księżniczce, której los był tragiczny nie została zapomniana. Mimo wszystko Jon miał ochotę wyprosić go za drzwi za wywołanie zamieszania jakąś zabawką i przerwanie mu czasu z jego kochaną Sansą.
- Mała księżniczka uczyła mnie, jak powinienem czytać.
- Tak, tak.. - wymamrotał król.
- W ścianie krypt pozostała wyrwa. Półka, idealna na to. Tak jak mówiłaś, Księżniczko.
To było miejsce, gdzie poprzedniego dnia spadł kamień. Zanim sobie to uświadomił, było już mu niedobrze.
- Gdy postawiłem jelenia, spadły trzy kamienie - kontynuował - nie chciałem niczego zepsuć.
Koszmary Jona stanęły mu przed oczami. Właśnie dlatego nienawidził krypt i czegokolwiek, co w nich siedziało. Coś wewnątrz kazało mu wejść w zaciemniony kąt komnaty. Emocje przejmowały nad nim górę.
- Co widziałeś? - pytanie Sansy sprawiło, że zaczął drżeć. Nie Sanso, nie chcemy tego wiedzieć.
- Coś było oparte o ścianę, coś co wyglądało jak kamienna płyta, niezbyt stara. Z wyrytymi napisami, jednak nie użyta. Jakby przygotowana, gotowa na coś.
- Na co mogłaby być przygotowana, Lordzie Davosie? Mój Ojciec przygotował miejsca jedynie dla siebie i swoich prawych synów.
- Są tam jedynie miejsca dla Robba i Brana. Nie ma innych przygotowanych miejsc; ani dla Sansy, ani dla mnie.
- Nie o to chodzi, wasza miłość. Zostało tam wygrawerowane imię. - Davos spojrzał się na Jona - Myślę... Nie jestem pewny... Mimo pochodni, to ciągle było dla mnie ciężkie.
- Co było tam napisane? - głos bękarta zagrzmiał. Tracił cierpliwość. Zwierzęcy instynkt zaczynał przejmować nad nim kontrolę, jednak z całych sił starał się być spokojny.
- Mała księżniczka nauczyła mnie jak za pomocą pergaminu i grafitu kopiować słowa. Wróciłem tam dzisiejszej nocy. Nie utrzymuje, że uwierzyłbyś mi gdybym po prostu Ci powiedział, wasza miłość.
- I to jest coś, co chciałbym jego miłości pokazać. Nigdy nie byłem zbyt dobry w czytaniu imion Targaryenów... - położył pergamin na biurko Jona - z tego wynika, że nie jesteś panem na Winterfell, ale prawowitym Królem i Władcą Siedmiu Królestw.
Snow spojrzał się na papier. Oczy rozszerzyły mu się gwałtownie. Przestał słuchać czegokolwiek, gapiąc się na przedmiot. Miał ochotę wymiotować. Jon Snow, syn Księcia Rhaegara Targaryena i Księżniczki małżonki Lyanny Stark.
Wyskoczył z krzesła i przytknął zimną stal Davosowi do gardła.
- Czy Ty sobie ze mnie kpisz, Starcze?! Zabiję Cię! Czy ten skurwysyn Littlefinger kazał Ci to zrobić?
- Nie, nie, panie, nie,
- Jon, PRZESTAŃ! - krzyk Sansy był słyszalny w całym donżonie, jednak zdawał się nie docierać do niego. Próbowała, lecz nie miała wystarczająco siły, aby odciągnąć go od Cebulowego Rycerza.
- Przysięgam, że go zabiję - odwrócił się do dziewczyny.
- Jon, uspokój się, błagam.
- Jeśli kłamiesz staruchu, to przysięgam Ci na starych bogów, że będziesz się modlił, aby Inni znaleźli Cię pierwsi.
Szli wolno w kierunku krypt, a Jon ciągle trzymał stal ukierunkowaną w plecy rycerza. Był to sztylet, a nie miecz, gdyż Sansa odwiodła go od tego pomysłu. Rycerz z mieczem przypartym do pleców mógłby wzbudzić znacznie więcej zainteresowania od lordów, żołnierzy, służby i innych osób przebywających w zamku. Dziewczyna szła razem z Duchem, tuż za nimi. W wejściu Jon kazał jej czekać.
- Nie chcę, abyś widziała jak on ginie - powiedział całkowicie na serio - gdyby była taka potrzeba.
Duch pozostał razem z Sansą.
Powoli przemierzali kręte schody. Jon miewał wrażenie, że jego żołądek zawiązał się w supeł. Nie powinien tu wchodzić. Mijając kolejne figury królów Północy, dotarli finalnie do wyłomu. Był znacznie większy niż wtedy, kiedy był tu z Sansą. Wyrwa była na tyle wielka, że mógłby tam wejść. Ciężko oddychając popchnął Davosa, aby wszedł tam pierwszy. Rycerz ustał z pochyloną głową obok płyty. Wziąwszy najbliższą pochodnię, oświetlił przedmiot sporu ognistymi promieniami. Jon Snow, z inskrypcją poniżej głoszącą Syn Księcia Rhaegara Targaryena i Księżniczki Małżonki Lyanny Stark. Wydawało mu się, że minął ogrom czasu zanim się otrząsnął. Tylko Rhaegar. Tylko Lyanna.
- Czy wszystko w porządku, wasza miłość?
- Wyjdź.
- Wasza miłość, proszę nie rób niczego bez namysłu.
- Powiedziałem WYJDŹ!
Jon ledwo słyszał przytłumiony głos Sansy rozmawiającej z Davosem. Później jej powie, żeby do niego dołączyła, jednak teraz wywnioskował, że ciągle rozmawia z rycerzem. Zdawało mu się, że jego siostra kazała mu zapomnieć o wszystkim co widział, jeśli ceni sobie życie. Potem starzec znowu napomknął, że nie czyta zbyt dobrze. Zauważył kątem oka białe futro Ducha.
- Jon - szept Sansy brzmiał miękko i delikatnie. Nie reagował dopóty nie podeszła do niego. Klęczał.
- Jon, powiedz coś. Proszę - pogładziła go po policzku.
- Dlaczego - spojrzał na nią - dlaczego to tu jest?
Twarz Sansy przybrała dziwny wyraz, niezrozumiały dla mężczyzny.
- Robb powiedział, że tej nocy której zachorowałeś, tej po której się urodziłam. Wszyscy myśleli, że umrzesz. Tej nocy Ojciec wezwał kamieniarza i kazał wykonać mu płytę nagrobną. Była zima i mrozy były blisko. Gdyby zamek złapał mróz, nie dałoby się przebywać w kryptach. Gdyby nikt nie przygotował dla Ciebie miejsca, a Ty byś umarł, minęłyby miesiące zanim otrzymałbyś należny pogrzeb. Myślę, że Ojciec chciał zostawić Ci tu miejsce.
- NIE - wskazał dłonią imiona - dlaczego to tu jest? Według tego, on nie jest moim ojcem.
- Wiedziałaś... - oskarżył ją wstając.
- Jak mogłam wiedzieć. Jak ktokolwiek mógł wiedzieć? - Sansa zdawała się być jeszcze bardziej skonfundowana - to było ukryte tyle lat. Gdyby te kamienie się nie osunęły, dalej byśmy nie wiedzieli.
Gniew w nim wzrastał i dawał się poznać w jego głosie. Minął ją, pojmując miecz. Zaczął uderzać nim kamienne statuy. W statuy dziadów i wujów, w Neda Starka. Przestał gdy usłyszał krzyki Sansy, które były zduszane płaczem. Wznowił jednak po chwili czynność.
- Dlaczego kłamałeś? - łzy gniewu i frustracji spływały mu po twarzy.
Jon szarpany był przez gniew; furię, gdy podniósł broń na posąg Lyanny, jego matki. Zatrzymał jednak uderzenie, gdy ujrzał lodowe strużki płynące wzdłuż zagłębień kamiennej twarzy.
- To Twoja matka! - krzyknęła dziewczyna łapiąc go za ramię.
Upadł na kolana, ciągnąc ją za sobą. Nigdy, przenigdy nie płakał w taki sposób. Spazmy emocji szargały nim. Nie potrafił się uspokoić, nie panował nad sobą. Nie pojął, że przed upadkiem chroniły go ramiona Sansy. Dziewczyna obejmowała go siedząc obok, tuż pod wyobrażeniem jego matki. Oboje pogrążeni byli w głębokim płaczu. W pewnym momencie nie wiedzieli, które łzy są czyje.
Wkrótce wyczerpanie wzięło górę i nie mógł ani płakać ani mówić. Sansa dalej go obejmowała, głaszcząc po mokrych od łez włosach i kołysząc delikatnie.
- Zrobili to dla Ciebie. Ojciec, znaczy Lord Stark, wychował Cię, zrezygnował z nieskazitelnego honoru aby Cię ocalić od Roberta - mówiła wolno, szeptem, wprost do ucha Jona - Kochał Cię, kochał Lyannę, wiem to. Musiał, jeśli to było sekretem przez tyle lat. Musiał Cię kochać bardziej niż jakikolwiek inny ojciec by mógł. Tak jak ja Cię kocham.
Podniósł na nią wzrok, widząc jak mokrą od łez ma twarz. Nie czuła się lepiej, niż on sam.
- Przepraszam Jon, przepraszam - łkała ciężko - tak cholernie mi przykro. Przepraszam za wszystko.
- Shhhh - dotknął jej twarzy. Nie potrzebuje tego. Jej twarz była tak blisko jego własnej - Nic nie wiedziałem. Nikt nie wiedział. - powiedział zanim znowu spuścił wzrok.
- I teraz tylko my to wiemy. Ich już nie ma. - łzy tłumiły jej głos.
Zanim zdążył zareagować, pocałowała go w czoło. W taki sposób, w jaki on zawsze całował ją. Unosił twarz ku górze. Nie zamierzał, ale ich usta się spotkały. To po prostu się stało. Na początku, był to najbardziej gorzki i najsłodszy pocałunek w jego życiu. Smutek, radość, miłość i ból mieszały się. Po chwili odsunęła się od niego. Oddychał ciężko. Chciała tylko ucałować mnie w czoło, to był błąd. Jego żołądek odstawiał komediancką farsę, która nakazywała mu przyciągnąć ją z powrotem. Nie, nie, to jest Sansa. Jest Księżniczką. Dla mnie jest księżniczką.
- Co się dzieje - jej oczy zdradzały jej zdezorientowanie - Jesteś moim... Nie wiem... Jesteś Jonem - podniosła się i zaczęła biec w stronę wyjścia.
- Sanso, czekaj, proszę! - słyszał jak wbiega po schodach. Wyobrażał sobie, jak przemierza dziedziniec i biegnie dalej w kierunku komnaty naszego, nie, jej rodziców i upada na łoże. Jak zasypia we łzach. 
Jon pozostał w kryptach sam, u stóp wyobrażenia jego matki. Dawno zapadła noc, kiedy Duch obudził go trącając. Szli razem, jak dwa duchy do jego komnaty. Ledwo spał tej nocy, a kiedy rano podniósł się z łoża wiedział, że musi teraz ponieść konsekwencję tego, co na pewno nie było snem.

Lady and the WolfWhere stories live. Discover now