2. Edith, Edith... Edith?

2.7K 170 19
                                    


            *Siedziba Hell*

     Pewnym siebie krokiem szłam w stronę sali operacyjnej dr. Azazela, pchnęłam drzwi które wydały z siebie zgrzyt. Podeszłam do siwego mężczyzny ubranego w kitel lekarski, mimo swej przyjaznej pulchnej twarzy był prawdziwym diabłem. Podałam mu bez uczuć strzykawkę, a on z mrożącym krew w żyłach wzrokiem odebrał ją i wsadził do specjalnego pudełka.

- Dobra robota żołnierzu, masz jakieś informacje?

- Tak doktorze – mówiąc to usiadłam na białym fotelu pobrudzonym krwią – Spotkałam Avengersów. – pracownicy doktora Azazela przypięli mnie do fotela pasami.

-A których to? – spytał doktor z dokładnością napełniając strzykawkę czarną substancją, która odpowiadała za szybszą regenerację i siłę.

- Iron Mana, Kapitana Ameryka oraz... - zawahałam się.

- Kogóż to, droga Edith? – rzekł z jadem w głosie i obrzydzeniem przy wypowiadaniu mojego imienia.

- Mężczyznę z metalową ręką. – doktor znieruchomiał w momencie w którym był bliski wstrzykiwania substancji do moich żył. Popatrzyłam na niego i w tym momencie poczułam okropny ból, gdy zawartość strzykawki dostała się w szybki sposób do moich żył. Zacisnęłam zęby z całych sił rozcinając wargę.

- Przygotować maszynę do czyszczenia pamięci, nie może go pamiętać, jasne? – wysyczał w stronę swoich pracowników.

     Zacisnęłam oczy z całych sił nie pozwalając sobie na chwilę słabości. Jesteś silna, Edith ogarnij się, przeżywasz to codziennie. Gdy otworzyłam oczy poczułam urządzenie przyczepione do mojej głowy oraz igły w moich żyłach. Wzięłam głęboki oddech, ponieważ za chwilę stracę znowu wszystkie wspomnienia z dzisiejszego dnia i znowu nie będę wiedziała kim jestem.

     Poczułam niesamowity ból w całej głowie i tak bardzo nie chciałabym go już nigdy czuć, chcę pamiętać wszystko. Dlaczego ja? Dlaczego to ja muszę cierpieć a nie doktor Azazel? Zawsze ja. Zaczęłam krzyczeć, jednak po chwili skończyło się. Nic nie pamiętałam, prócz jednej rzeczy... Edith, Edith... Edith?

*ten sam czas, wieża Avengers*

     - Czyli mówicie mi właśnie, że pozwoliliście uciec zwykłej dziewczynie z najbardziej niebezpieczną bronią na świecie? – spytała powoli Natasha nie rozumiejąc do końca, jak dziewczyna to zrobiła sama.

- To nie jest zwykła dziewczyna Nat – powiedział kapitan Ameryka.

- Nieważne, jesteście idiotami jeśli tak postąpiliście – przewróciła oczami kobieta, opierając się o oparcie kanapy. – Ale przynajmniej mam nadzieję, że wiecie gdzie obecnie przebywa. – popatrzyła na trójkę Avengersów, odpowiedziała jej cisza. – No bez jaj, tacy z was odważni bohaterowie, że nawet nie daliście jej jakiegoś chipa.

- Barnes ją zna – odpowiedział na swoją obronę Stark.

     Nat popatrzyła na wspomnianego mężczyznę jakby czekając na odpowiedź, gdzie obiekt ich rozmów się obecnie znajduje.

- Nie wiem gdzie jest. – odpowiedział Bucky, a Natasha uderzyła ręką o twarz.

- Nie mam siły do was, ale jak się czegoś dowiecie to wiecie gdzie mnie szukać. – kobieta wstała i skierowała się do siłowni, gdzie spędzała swoje ostatnie tygodnie ciężko trenując.

- Przypomnijmy kto wpadł na jakże wspaniały pomysł powiedzenia o tym Nat. – powiedział Stark wskazując na Steva, który tylko przewrócił oczami.

- Im więcej osób o tym wie, tym jest większa szansa powodzenia w znalezieniu jej- rzekł na swoją obronę kapitan. – Tony, nie sądzisz, że powinniśmy o tym powiedzieć wszystkim?

- Dobra, ale omińmy młodego. – powiedział Stark po chwili.

- Peter może się przydać, jak każdy. – Steve wstał z kanapy i skierował się do kuchni po wodę.

- No chyba sobie ze mnie żartujesz w tym momencie, Peter Parker to przyjazny Spiderman z sąsiedztwa, nie będę narażać jego życia w misji, która może być naszą ostatnią. – Stark poszedł w ślady Steva.

- Nie jesteś jego ojcem Tony, nie zapominaj o tym.

- Ale mógłbym, więc dla jego dobra zamknij twarz. – Bucky słysząc to prychnął ze śmiechu. – Koniec tematu, młody zostaje tam gdzie jest, czyli w domu. 

Hail Hell // Bucky Barnes (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now