8 - Jaime

158 9 0
                                    

KRÓLEWSKA PRZYSTAŃ

Jaime kroczył nerwowo po swojej komnacie myśląc o minionych wydarzeniach. Mówiła, że nie słyszała co stało się tuż za drzwiami, o które była oparta, jednak Jaime jej nie wierzył. Kiedyś wypchnął brata Sansy przez otwór okienny aby chronić sekret jego i Cersei, a teraz nie robił nic. Jednak wiedział, że nic nie robi, bo nic nie może zrobić. Minęły prawie dwa tygodnie, a Sansa dalej pozostawała cicha w jego obecności. Zbliżające się królewskie wesele pogorszyło sytuację; teraz dodatkowo obawiał się, co dziewczyna może zrobić z taką informacją. Nie mając siły na dłuższe krążenie wokół pomieszczenia zdecydował się usiąść i zdjąć złotą dłoń, która ciążyła mu niemiłosiernie. Wypuścił powoli powietrze, usiłując wmówić sobie, że nie będzie musiał stawiać czoła konsekwencjom miłości. Wzdrygnął się. Rhaegar ze swoją rodziną ponieśli jej konsekwencje. Miłość Rhaegara zaważyła na losie jego dzieci oraz żony, którzy opuścili ten świat przed laty. Ostatnio często myślał o Targaryenach. Jednej nocy śnił o alternatywie, w której Rhaegar wygrał, a on służył w gwardii królewskiej. Był jednak zaprzysiężoną tarczą młodego, ciemnowłosego mężczyzny i młodej kobiety w stanie błogosławionym. Wydawało mu się, że rozpoznał ich tożsamości, ale gdy się obudził nie pamiętał już ich twarzy. Był przekonany, że nienawidzi snów o smoczej dynastii, a mimo to właśnie one czasami sprawiały, że czuł się szczęśliwszy. Nagle do jego uszu dobiegł stukot - ktoś pukał do drzwi. Zanim zdążył adekwatnie zareagować, po raz pierwszy od tygodnia stanął twarzą w twarz ze swoją żoną. Jej policzki zaczerwieniły się wściekle, gdy zauważyła, że tuż za nią podąża kurwa. Wyprostowała się.
- Panie, zostałam poinformowana, że przebywasz tu z bratem - wydukała.
- Jaime - poprawił ją - towarzyszył mi tego ranka, jednak teraz nie wiem, gdzie może być.
- Przepraszam, Jaime. Ja... zostawiłam tutaj narzutę i dopiero dzisiaj to sobie uświadomiłam.
Twarz dziewczyny lśniła żywą czerwienią a jej twarz wyrażała niepokój. Spojrzała gwałtownie na Shae.
- Rozumiem to, że nie chciałaś mnie widzieć - skomentował.
Podniósł brew. Jaime obserwował oczy swojej żony, gdy zauważyła jego kikut. Potem przeniosła wzrok na stolik, gdzie leżała proteza jego ręki.
- Nie, oczywiście że,
- Czy moja ręka ci przeszkadza, moja pani?
- Nie! - krzyknęła. Otworzyła szeroko oczy, zażenowana byciem przyłapaną. Shae chrząknęła i podeszła do swojej pani.
- Więc możemy wziąć narzutę, panie? - Lorathijka spytała niespodziewanie. Jej podniesiona brew była niemal jak wyzwanie na pojedynek. Zmrużył oczy i przytaknął, patrząc jak Shae podchodzi do materiału, który magicznie znalazł się na sofie. Sam sobie udowodnił, jak często przebywa w swoich komnatach. Sansa stała już w drzwiach, ciągle z zaczerwienioną twarzą. Gdy jej służąca do niej dotarła, obróciły się w zamiarze wyjścia, jednak zatrzymał je.
- Zaczekaj.
Ekspresja twarzy Sansy zastygła, kiedy powoli odwracała się do niego. Sam nie wiedział, czego od niej chciał, jednakże poczuł nagłą chęć zatrzymania jej przy sobie.
- Zjedz ze mną kolację - finalnie zadecydował - w końcu jesteś moją żoną.
Sansa polizała swoje usta, patrząc na swoją służkę oczekując wsparcia.
- Król zażądał mojej obecności podczas posiłku, który spożyjemy razem z jej miłością.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Miał świadomość, że ta dziewczyna go kiedyś wykończy. Przyrzekł zwrócić ją jej matce. Nie mógł tego zrobić, ale mógł chociaż próbować ją chronić. Brienne nie pozwoliłaby mu na to, aby dopuścił, by dziewczynie stała się krzywda. A jego kochana siostra i syn byli tego gwarancją.
- Król mi zakazał... Królowa matka powiedziała mi, że będziemy tam w trójkę.
- Sanso... Musisz mi mówić o takich rzeczach. Mój siostrzeniec... - zatrzymał się widząc reakcje Sansy - wiesz jaki on jest.
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Jest bohaterem Królewskiej Przystani. Naszym uwielbionym władcą. Cechuje się niezwykłą siłą, tak samo jak jego ojciec - odpowiedziała wyprostowując się. Jaime zamarzł. Może nie był tak inteligenty jak Tyrion, ale nie przeszkodziło mu to w zrozumieniu co miała na myśli. Albo po prostu był paranoikiem i oczekiwał, aż jego małżonka uderzy. Wmawiał sobie, że jest małą dziewczynką, dzieckiem, jednak nie przekonywało go to.
- A czy ty w to wierzysz?
- A ty nie?
Szelest spódnic towarzyszył jej figurze, gdy odwracała się w kierunku wyjścia. Shae podążając za nią odwróciła się jednak na chwilę, by posłać mu przepraszający wzrok. Mrugnięcie oka później zniknęła za framugą.
Opadł ciężko na krzesło, na którym siedział przed wizytą Sansy. Potarł oczy. Wiedział co powinien zrobić. Mruknął, gdy wstawał - prezentował się znośnie. Jego ubiór był akceptowalny na posiłek z jego żoną... i siostrą... i synem. Opuścił pokój. Służący umieszczali pochodnie na kamiennych ścianach, które aprobowały ich ciepłe światło. Blask wypełniający korytarze zamku przypominał mu o czasach, gdy czerwone ściany mieniły się zielenią. Nawet wtedy jego życiem rządziła Cersei. Kazała mu robić to, co uznała za dobre dla ich rodu, jeśli nie było to sprzeczne z jej personalnymi interesami. Nie zawsze się jej jednak słuchał. Z perspektywy czasu uważał to za trafny wybór; jego czyny były właściwe. Aczkolwiek czasami rozmyślał, co by było gdyby pożeglował na Smoczą Skałę z Rhaellą, albo przemycił Elię i jej dzieci poza obręb Stolicy. A co mogłoby się zdarzyć, jeśli nie byłby młody i głupi. Może nie kroczyłby donżonami Czerwonej Twierdzy, a przemierzał wschodnie ziemię chroniąc Matkę Smoków, jak została nazwana młoda Targaryenówna. Wziął głęboki oddech widząc szpetną gębę Meryna Tranta u wejścia do królewskich apartamentów.
- Ser Merynie - skrzywił się. Nigdy nie próbował kryć niesmaku w stosunku do rycerza, który nie zasługiwał na ten tytuł.
- Lord Jaime - odpowiedział.
- Wpuść mnie.
Trant zaśmiał mu się w twarz.
- Jego miłość nie życzy sobie gości.
Zazgrzytał zębami. Mężczyzna działał mu na nerwy. Zdecydował jednak, że nie obchodzi go Trant; jest od niego wyżej. Utorował sobie drogę mocnym popchnięciem i wszedł do komnaty, nie przejmując się krzyczącym rycerzem, a także trojgiem zaskoczonych twarzy. Uśmiechnął się.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekł, gdy wysuwał sobie krzesło, aby zająć miejsce przy stole.
- Nie zostałeś zaproszony - głos Joffreya rozszedł się po obszernej komnacie.
Jaime zmrużył oczy i odwrócił się do służby, od której szybko otrzymał kielich z winem. Pociągnął łyk.
- Moja żona była. Towarzyszę jej wszędzie - odpowiedział.
Joffrey posłał mu drwiący uśmiech. Cersei dawała mu jasno znać, że nie imponuje jej jego zachowanie, a Sansa... Cóż, Sansa była po prostu przerażona. Zauważył, że okryła swoje ramiona narzutą, jednak na jej szyi nie lśniło nic więcej niż pustka. Nie odważyła się założyć naszyjnika.
- Tak więc rozmawiamy na temat mojego nadchodzącego ślubu. Zostanie zaserwowane 77 potraw, nie oczekuję jednak spróbowania od dam dworu wszystkich. Powinny się pilnować, aby nie stać się tłuste i brzydkie - Joffrey spojrzał się na Sansę. Dziewczyna spuściła wzrok.
- Jestem pewna, że nie czeka cię brzydka i tłusta żona, synu. Twoja narzeczona jest szczupłą, małą różyczką - głos zabrała Cersei. Król uśmiechnął się w sposób, który skłaniał Jaime'go do odruchu wymiotnego.
- Tak, niezwykle się cieszę, że to jednak ona będzie moją żoną. Niektórzy nie mają tyle szczęścia - zgodził się.
Jaime spojrzał na Sansę. Widział już przecież, co jest pod jej suknią. Prawie nic nie jadła i to nie tylko tego wieczoru. Była tak samo drobna jak Margaery Tyrell, a najpewniej nawet bardziej.
- Tak, niektórzy ludzie kończą z żonami takimi jak kobiety Freyów. Na szczęście, na dworze nie ma tłustych i brzydkich dam.
Gdy Jaime mówił, Sansa zaczerwieniła się. Nie zasługiwała na taką farsę, wystarczająco już przeszła. Obserwował jak przyniesiono dodatkowy talerz i nakładano na niego jedzenie.
- Więc - Joffrey ponownie się odezwał - czy twoja żona jest już w ciąży? Nie potrafię sobie wyobrazić jej jako pasjonującej kochanki, rozumiem że to mogło być trudne.
Rudowłosa wychyliła pół kielicha wina za jednym zamachem, jednak zakrztusiła się jego ilością, co wywołało zdegustowane spojrzenia ze strony jej byłego narzeczonego i jego matki.
- Uznam to za zaprzeczenie.
- Możesz to uznać za cokolwiek zechcesz. Nie sądzę, aby to było czyjeś zmartwienie, jeśli nie moje oraz mojej żony - słowa bliźniaka uderzyły w Cersei.
- On jest Twoim królem, wszystko jest jego zmartwieniem - zagrzmiała.
A szkoda, bo nie powinien nim być, zapragnął powiedzieć. Jest okrutny, a także złośliwy. Jest esencją zła wyciągniętą z jeszcze większego zła, jego matki.
- Nie wszystko - odrzekł, mając nadzieję, że siostra zrozumie ukryte znaczenie.
- Jestem królem! - krzyknął Joffrey. Jaime uśmiechnął się jednak, przywołując coś, co zwykł mówić jego ojciec.
- Mężczyzna, która musi mówić "jestem królem" nim nie jest - zacytował. 
- Wynoś się! Nie potrzebuję kaleki w mojej obecności! - krzyknął nastoletni król.
- Z największa chęcią - powiedział, po czym pociągnął swoją żonę w kierunku drzwi.
- Nie pozwoliłem jej wyjść! - wrzask Joffreya niósł się po korytarzu towarzysząc krokom pary.
Westchnął głośno. Wyglądało na to, że każdy przeżyty przez niego dzień musiał kończyć się wyciąganiem Sansy ze szponów familii Lannisterów. Przygryzła wargę czując jego spojrzenie.
- Jaime - Sansa próbowała rozpocząć rozmowę, ale ignorował ją dopóty nie dotarli do jego komnat. Zatrzasnął za nimi drzwi tuż po tym, jak dotarli do pomieszczenia.
- Mówiłem ci, żebyś tam więcej nie szła. Nie bez powiedzenia mi - warknął patrząc jej się w oczy. Zadrżała.
- Kara, którą obarczy mnie król jest z pewnością większa, niż ta którą mógłbyś na mnie nałożyć, panie.
Unikała jego wzroku. Jej oczy były nieruchomo skupione na rzeźbionym filarze znajdującym się parę kroków za nim.
Odwrócił się do niej plecami. Finalnie zdecydował się usiąść na sofie. Po chwili Sansa dołączyła do niego oddychając głośno.
- Jesteśmy małżeństwem, ponieważ twój ojciec uznał, że ród Lannisterów potrzebuje dziedzica - wyszeptała.
Podniósł gwałtownie głowę.
- Co?
- Moja... Moja miesięczna krew... Nie krwawiłam odkąd... - przerwała.
Otworzył szerzej oczy. To nie mogło się stać. Robiliśmy to tylko raz. O, bogowie.
- Czy byłaś u maestera?
Nie oczekiwał tego. Zaskoczyło go to, że sama do niego przyszła. Pieprzone piekło. Pokręciła głową.
- Wielki Maester Pycelle mnie... niepokoi. Nie chciałam go odwiedzać. Rozmawiałam z moją poboczną. Zgodziła się, że ja mogę być...
Nie wiedział co powiedzieć. Jedyne dzieci jakie kiedykolwiek miał to dzieci jego siostry - nigdy nie mógł być dla nich ojcem, pozostawał w cieniu Roberta Baratheona jako biały płaszcz. Uświadomił sobie, że najprawdopodobniej właśnie to było powodem, dla którego dziewczyna zakrztusiła się winem tego wieczoru.
- Czy jesteś nieszczęśliwy?
Zmarszczył brwi. Dlaczego ona o to pyta też nie wiedział. Nie obchodziło ją, czy się cieszy czy nie.
- Nie wiem jaki jestem - spojrzał się na nią - A ty? Czy jesteś nie szczęśliwa?
Zastygła w bezruchu.
- Również nie wiem.
Przeniosła się na krzesło stojące naprzeciw sofy. Siedzieli tak przez dłuższy czas. Myśl o dziecku, które mogło już rozwijać się w jej brzuchu towarzyszyło im obojgu.

II WILCZA JAMA II SANSA STARK X JAIME LANNISTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz