Rozdział VI

161 10 14
                                    

Jennifer wyciągnęła ze swojego plecaka swoją butelkę z zawartością w środku - woda gazowana. Odkręciła nakrętkę, odłożyła ją gdzieś, a następnie wzięła porządny łyk wody. Tego jej było trzeba. Była bardzo zmęczona i spocona od tych wydarzeń, które wydarzyły się kilka minut temu. Musiała nabrać energii, by iść dalej. Pogoda nie zmieniła się. Cały czas padał ten okropny deszcz.

- Spokojnie, Jennifer, opanuj się. Wdech i wydech. - mówiła sama do siebie. Dalej przeżywała śmierć swojej przyjaciółki, ale teraz już mniej. Króliczka z powrotem włożyła butelkę do swojego plecaka, wstała i szła dalej. Po co się zatrzymywać?

Wokół niej znajdowały się różnego rodzaju tropikalne rośliny i drzewa. Żadnej osoby. Żadnej duszy. Słychać było tylko odgłos deszczu i porywistego wiatru. Ten wygląd był koszmarny. Dodatkowo ta pogoda. Z pewnością chciałaby jak najszybciej znaleźć Judy lub przynajmniej kogoś, kto pomoże jej. Chciała się wydostać z tego miejsca. Miała jakąś nadzieję, że to tylko głupi koszmar. Małą nadzieję. Mimo to, nie podawała się. Nie chciała się zatrzymywać.

Kilka minut później, znalazła jakiś mały drewniany dom wśród gęstej zieleni. Wyglądał na zaniedbany, ale liczyła na to, że będzie w środku jakaś osoba, która z pewności pomoże jej przynajmniej w wydostaniu się z Las Padas. Bez zastanowienia, zapukała do drzwi. Drzwi się otworzyły, a po drugiej stronie stała łasica niskiego wzrostu. Miała na sobie sweter koloru ciemnej zieleni oraz dżinsy.

- Dzień dobry. - zaczeła króliczka. - Nazywam się Jennifer Hopps. Szukam schronienia. Mogłabym spędzić noc u pana? - myślała nad tym, czy na pewno dobrze robi. Nie zna pana, ale nie miała innego wyboru. Potrzebowała przewodnika po Las Padas. Nie wiedziała, co łasica odpowie. Mogła się spodziewać wszystkich możliwych rzeczy.

- Dzień dobry, panno Jennifer. Więc szukasz noclegu? Myślę, że nie ma żadnego problemu, by mogła pani przenocować w moim mieszkaniu. Zapraszam do środka. Tam porozmawiamy o szczegółach. - przesunął się w bok, by Hopps mogła wejść do wnętrza. Weszła do środka.

Wnętrze było odrobinę lepsze w przeciwieństwie do zewnętrzna domu. Na drewnianej podłodze leżał zielony dywan. Po drugiej stronie pokoju znajdowała się kuchnia. Z kolei, na środku parteru znajdował się mały salon. W skrócie, stolik, kominek i zielona kanapa. Nad kominkiem wisiała strzelba. Wyglądała na starą, ale może działa? Nie wiadomo.

- Jak sądzisz? - spytał.

- Jest przytulnie. - powiedziała krótko Jennifer.

- Chciałabyś coś do jedzenia? - ponownie spytał. Hopps pamiętała o jakimś pożywieniu, który cały czas miała w plecaku.

- Co ma, pan, w lodówce? - odpowiedziała pytaniem.

Podszedł do lodówki i otworzył ją. Rozglądał się za czymś dla króliczki.

- Są marchewki. - wyjął z lodówki trzy sztuki marchewek.

- Dziękuję, jedna mi wystarczy.

Po jakimś czasie, Jennifer i łasica byli na kanapie. Na stoliku leżał pusty talerz z okruszkami po marchewkach.

- Więc jesteś siostrą słynnej Judy Hopps, tak? - spytał.

- Tak, panie Zack. Czemu taki fajny facet, jak pan, siedzi w takich miejscach?

- Ja? Nie mam dość pieniędzy, by się przeprowadzić. Poza tym, ten dom dostałem w spadku po moich przodkach, nie mam ochoty go opuszczać.

- Rozumiem, więc, gdzie mogę się przespać?

- Na górze jest mój pokój i toaleta. Niestety moje łóżko jest jednoosobowe, więc pozostaje dla pani kanapa. - wskazał na miejsce, na którym się znajdowali.

- Lepsze to, niż spanie na podłodze.

{} {} {}

Tymczasem Judy i Nick przeszukiwali cele dla 'niegrzecznych osób'. Pomieszczenie, tak jak wszystkie inne, było w ciemnych kolorach, tematyka pomieszczenia dodawała mroku. Hopps była zdenerwowana, nie chciała, by coś się stało z jej siostrą.

- Spokojnie, Karotka, znajdziemy twoją młodą. - chciał uspokoić króliczkę.

- Wiem, ale martwię się o nią.

- W którym wieku jest twoja Jennifer?

- Około 16 lat? - bardziej stwierdziła niż spytała.

- Skoro jest w tym wieku, to z pewnością da sobie radę.

- Wiem, że ćwiczy sztukę szermierki, ale boję się, że w tym przypadku jej to nie wystarczy.

-Na pewno nie jest głupia, jak ty.

- Ej, wcale nie pomagasz! - wbiła łokieć w jego rękę.

- Po prostu myślę, że przecież nie zrobi nic głupiego, ma rozum.

- Masz rację, Nick, za bardzo się o nią martwię.

- Brawo ty.

- Brawo ja.

Funkcjonariusze weszli do pokoju przesłuchań. Ściany zamiast być białe, były szare; biurko podobnie jak te z innych pomieszczeń, było totalnie zaniedbane. Krzesła były porozrzucane w różnych miejscach pokoju. Ściana z wymiarami wzrostów była rozmazana, prawie nic nie było widać. Podłoga była lepka, jakby ktoś rozlał kawę i nie posprzątał po sobie.

Na biurku leżała jakaś kartka, Judy podniosła ją i spojrzała na zawartość kartki papieru. Fotografia przedstawiała listy gończe trzech morderców: jakiegoś kojota, wilka i jakąś łasicę.

Po dwudziestu minutach przeszukiwań, opuścili komisariat. Niczego nie znaleźli, poza tą fotografią z sali przesłuchań. Nick poszedł za budynek, Judy zdziwiona poszła za nim. Na tyłach komisariatu stał czerwony jeep.

- Wow. - skomentowała ten widok.

- W przeciwieństwie do ciebie, ja nie wyruszam do pracy pieszo.

- Szczwany lisek.

- Głupi królik. - wszedł na miejsce kierowcy, zaś Judy na miejsce pasażera. Wyjechali z parkingu należącego do komisariatu „Zootopia Police Department".

Zootopia: Where Everyone Can Die ✔️Where stories live. Discover now