Rozdział siódmy

2 0 0
                                    

Dancing in the moonlight

Jason znalazł się w ogrodzie wykonanym w stylu angielskim. Ogromne krzewy ocieniały ścieżkę prowadzącą w mrok. Właściciele willi nie zdecydowali się na oświetlenie ogromnych terenów zielonych.  Jedynie rozproszone światło reflektorów czasami, razem z urwanymi nutami muzyki, wpadało do ogrodu. Było tam nienaturalnie cicho. Delikatny wiatr powoli poruszał gałęziami roślin tworząc miraże i oszukując oczy. Zimny dreszcz przefrunął przez kręgosłup chłopaka. Uwielbiał takie miejsca, niosące tajemnicę, grozę i niesamowity klimat. W powietrzu unosił się kontrastujący z tą grozą zapach kwiatów. 

Jason ruszył ścieżką w głąb ogrodu. Księżyc w pełni dawał dość światła, by móc bez obaw stawiać kroki wśród kamieni na drodze i wystających korzeni. Miejsce wydawało się labiryntem, ale dostrzegł ruch w pobliżu czegoś, co wyglądało na fontannę. Domyślił się, że to Cassie. Ruszył tam szybkim krokiem. Dziewczyna nie ruszyła się. Siedziała na murku fontanny, powoli zniekształcając taflę wody powolnymi ruchami dłoni. 

- Puk, puk. - szepnął cicho Jason, powoli zbliżając się. - Mogę usiąść?

Cassie obejrzała się powoli. Odgarnęła włosy z czoła i odparła:

- Jeśli chcesz. Czego tu szukasz.

- Ciebie, złotko.

- Ale dlaczego? Czego ty ode mnie chcesz? Zawsze tak się dosiadasz do losowych dziewczyn i za nimi ganiasz?

- Nie pamiętasz mnie?

- A powinnam?

- Supermarket? Zaproszenie na randkę...

- To byłeś ty? Och... dlaczego ja?

- Odpowiedź jest prosta. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. A im więcej o tobie wiem, tym bardziej się w tym utwierdzam.

- Nie wiem co mam nawet odpowiedzieć.

- Nie musisz. Po prostu usiądę obok ciebie i pooglądamy odbicie księżyca w fontannie. 

- A nie możemy po prostu księżyca?

- Cii, to nie to samo. Cichutko. Kontempluj chwilę. - Po tych słowach wygodnie rozparł się na murku (na ile to było możliwe) i objął Cassie. Przez chwilę się wierciła, ale po chwili poczuł, że się w niego wtula. Zamruczał cicho i zaczął patrzeć na odbicia gwiazd. Po raz pierwszy od dawna poczuł, że odnalazł własną drogę. Nie żałował odrzucenia Jessiki. Było idealnie. 

I cicho.

*****

Przesiedzieli razem tak jakiś czas. Dość dłuższy. Czuł jej delikatną obecność, jej ciepło na własnej piersi. Tanie perfumy docierały do jego nosa niosąc kwiatową woń. Szmer powietrza z jej oddechu czuł na swojej szyi. Popatrzył jej w oczy. Widział odbicie jej duszy. 

- Przejdziemy się? - zapytał.

- Z chęcią.

Wstali. Złapali się za ręce w jakimś prostym odruchu. Ruszyli powoli ścieżką w głąb ogrodu. Wymieniali ze sobą po drodze drobne uwagi. Krążyli wokół swoich osobowości, zachwycając się tym, co odkrywali. A nad nimi wisiał księżyc w pełni. 

*****

Carmen znalazła go już długo po świcie. Leżał oparty o pień drzewa niedaleko małego stawu. Na jego kolanach oparła głowę śpiąca Cassie. Ubrania i fryzurę miał w nieładzie. Postanowiła nie przeszkadzać w śnie. Szumiało jej jeszcze w głowie od nadmiaru alkoholu. Nienawidziła tego stanu kiedy zaczynał się pojawiać kac. Odeszła kawałek od pary i oparła się o inne drzewo, z lekkim uśmieszkiem na ustach. Cieszył ją sukces brata, zwłaszcza że ona nie mogła nigdy odnaleźć swojego jedynego. Sen szybko ją ogarnął.

Ja, JasonWhere stories live. Discover now