Rozdział 15

488 40 12
                                    

Chory drań. Tylko tyle mógł powiedzieć o pieprzonym Tomie Riddle'u, który od razu postanowił wykonać cios poniżej pasa Harry'ego.

Gdy ten — dokładnie dwa tygodnie temu — skończył rozmawiać z mężczyzną, od razu zauważył, że coś jest nie tak. Bo przecież Tom nie raczył mu powiedzieć, jak się z nim porozumieć przez połączenie bliznowe. A żeby tego było mało, ciążyła na nim umowa, która z dnia na dzień bardziej obciążała Harry'ego. To przy goleniu nagle zjeżdżał różdżką na rękę, aby dosłownie się pociąć, to wzywał wbrew swojej woli fiolki. I tak właśnie plany jego ucieczki zostały udaremnione. Więc w dużym skrócie można było powiedzieć, że i tak zginie, tylko jeszcze przysłuży się do zniszczenia całego świata czarodziejów. Nie chciał wiedzieć, na co Voldemortowi jego krew, ale nic dobrego to nie było. Tak więc musiał przyznać, że albo on jest idiotą, albo Tom jest geniuszem. Choć może to kwestia tego i tego.

Przez równe czternaście dni więc chcąc nie chcąc przeczesywał bibliotekę Blacków. Rano chodził do pracy (postanowił jednak dawać znaki życia), żeby wieczorem palić w kominku listami od Ginny i czytać nielegalne tomy. I teraz, kiedy nie spał od dobrych kilku dni, w końcu znalazł odpowiedź na swoje pytania. Miał wrażenie, że ten skurwiel celowo jeszcze zakopał tak ten jeden, cieniutki tom, który skrywał całą potrzebną Harry'emu wiedzę, aby ten jeszcze bardziej się pogrążał.

Nie mógł przecież nazwać tego inaczej — zamiast szybko się uporać z problemem, ten dawał się torturować, i nic nie mógł z tym zrobić. To było jak powolne, ale bardzo bolesne opadanie, aby na końcu zamiast odnaleźć spokój, to spotkać się z samym Panem Piekła, czyli Riddlem.

Otworzył księgę na właściwej, wcześniej zaznaczonej stronie, aby mieć dobry widok. Prostym machnięciem dłoni przywołał do siebie fiolkę i mały sztylecik, chcąc przejść do całego rytuału. Rozsadzało go zarówno jakieś dziwne podekscytowanie, ale przede wszystkim strach. I choć nie wiedział, co wydarzy się, gdy wywoła bliznowe połączenie to podejrzewał, że nie będzie to nic przyjemnego. Czy Tom będzie mógł go zabić w jego własnej głowie? Czy przygotował dla niego jakieś powolne, bolesne tortury? Jednak z drugiej strony czy to miałoby jakikolwiek sens po tym, jak zmusił Harry'ego do wymyślania tego wszystkiego samodzielnie? No bo przecież mógłby to zrobić już wcześniej.

Otrząsając się z przemyśleń, pewnym ruchem naciął swoją rękę. Ignorując ból, patrzył na spływającą szkarłatną strużkę. Jak zahipnotyzowany przyglądał się temu widokowi, który przypominał mu, że jest śmiertelny. Że gdyby tylko ktoś chciał, mógłby wbić sztylet w jego brzuch, aby chwilę później stał się martwy. Życie było takie kruche i ulotne, a on nie potrafił docenić tego daru.

Szybko strząsnął krew do małej fiolki, a następnie ją zatkał, potem niedbale zasklepiając ranę swoją różdżką. Nie znał się na czarach leczniczych, dlatego spodziewał się, że zostanie mu brzydka blizna. Niemniej jednak zignorował to, łapiąc za książkę trzęsącymi dłońmi. Czuł, jak wnętrzności skręcają mu się ze stresu bardziej niż wtedy, kiedy zdawał aurorskie kursy.

Niewiele się zastanawiał, bo gdyby zaczął, to by zrezygnował. Dlatego też szybko wypowiedział łacińskie formułki, które konieczne były do złapania się połączenia w jego duszy.

Bo to mroczne połączenie owijało całe jego ciało, cały umysł i całą duszę. Był jakby bratem Voldemorta, można powiedzieć, że jego dobrym bliźniakiem. Jego przeciwieństwem, które albo zostanie przez Toma zniszczone, albo samo go zabije.

Krążył w ciemności. To było uczucie podobne do aportacji, ale trwające o wiele dłużej. Musiał zaczekać na odpowiedź Czarnego Pana, który akurat mógł wybrać, czy chce się zobaczyć z Harrym, czy też nie.

Połączeni | TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz