Leśne kwiaty i pierwsze pocałunki

888 54 14
                                    

Lekcje dłużyły się w nieskończoność jednak, gdy zakończyły się Ania w przeciwieństwie do innych uczniów nie ruszyła szybko w stronę drzwi lecz powoli zbierała swoje rzeczy, bała się, że wpadnie w szatni na niewłaściwą osobę. Gilbert podszedł do pakującej się dziewczynki i stanął kawałek za nią.

— Tak pomyślałem... Może chciałabyś, żebym odprowadził Cię do domu? - Ania na początku nie zrozumiała, że pytanie jest skierowane do niej. Po chwili jednak odwróciła się w stronę chłopca i skinęła delikatnie głową, a na jej twarz wkradł się nikły uśmiech.

Naprawdę lubiła spędzać z nim czas lecz starała się nie robić tego na oczach Ruby. Gdy wychodzili ze szkoły, zauważyli Billy'ego rozmawiającego z Panną Stacy. On także ich zobaczył. Spojrzał na Anie oczami pełnymi gniewu. Gilbert położył dłoń na ramieniu przyjaciółki, zauważył, że dziewczynka spięła się na jego widok.

— Nie bój się, jestem obok. - powiedział szeptem, tak żeby tylko ona usłyszała choć nie było w ich pobliżu nikogo. Wszyscy jak najszybciej udali się do swoich domów, by móc cieszyć się weekendem. Ania próbowała udawać, że nie usłyszała Blythe'a jednak znów, brunet wywołał uśmiech i lekki rumieniec na jej twarzy.

Szli spokojnie leśną ścieżką, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Bardzo lubili swoje towarzystwo, cieszyli się każdą chwilą spędzoną razem. Mijali polane, która zimą nie była ciekawa, ale za to wiosną? Wiosną można było na niej podziwiać wszystkie barwy tęczy. Ania zerknęła kątem oka na Gilberta i gwałtownie skręciła w kierunku łąki. Chłopak przez chwile stał zdezorientowany lecz szybko dogonił towarzyszkę.

— Coś się stało? - zapytał, choć po Ani można było spodziewać się wszystkiego.
— Oczywiście! Prawie pominęłam tak piękne miejsce! Tylko spójrz na te kwiaty! Są ziemską wersją podniebnych gwiazd. Jest ich wiele i choć są podobne, drastycznie się od siebie różnią. Możemy chwile tu posiedzieć? - Ania spojrzała z uśmiechem na Blythe'a licząc, że ten przystąpi na jej propozycje.

Brunet skinął głową i usiedli na środku łąki obok samotnego drzewa. Siedzieli w milczeniu lecz była to przyjemna cisza, nie taka niezręczna. Chłopak oparł się o pień za nim i przymknął oczy wsłuchując się w piękny dźwięk, którego mógł by słuchać godzinami, w głos Ani.

— To jest takie piękne miejsce, wyrwane wprost z kart powieści. Jest takie romantyczne... - rudowłosa zdjęła z głowy kapelusik i założyła przed chwilą zapleciony wianek. Ania uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, cieszyć się przyrodą i podziwiać dzieła matki natury. - Mogłaby się tu odgrywać akcja jakiejś książki. Kochankowie spotykaliby się tu w nocy, żeby nikt nie odkrył ich miłości. Jednak pewnego dnia... - dziewczynka gwałtownie przerwała opowieść i stanęła za drzewem.
— Ej, nie rób takich dramatycznych przerw. - mówił powoli otwierając oczy i śmiejąc się z własnych słów. Spostrzegł, że nie ma koło niego autorki historii.
— Cicho Blythe! - powiedziała stanowczo lecz nie głośno.
— Co się stało Marcheweczko? - zapytał idąc do dziewczynki schowanej za drzewem.
— Ruby tam idzie. - Ania była śmiertelnie poważna.
— I co z tego? Myślałem, że się przyjaźnicie... - chłopak naprawdę nie zrozumiał zachowania Shirley.
— No właśnie w tym cały problem. - spojrzała Gilbertowi prosto w oczy, w których odkryła rozbawienie i niezrozumienie. Oh, jak Ci chłopcy nie wiele rozumieją...
— Chodź się przywitać! - Blythe złapał dziewczynę za nadgarstek i wyciągnął zza drzewa. Gdy znaleźli się w zasięgu wzroki Ruby pomachał jej, a dziewczynka wesoło odmachała, po chwili Ania powtórzyła niepewnie gest. Blondynka odeszła w swoją stronę, nie przejmując się dwójką nastolatków na łące.
— O Boże, już nie żyje! - powiedziała Ania i położyła się na ziemi wśród kolorowych kwiatów, gdy tylko przyjaciółka odeszła wystarczająco daleko, żeby nie widzieć rozpaczy Ani. Syn Jana położył się obok rudowłosej i dźgnął ją palcem w policzek. - Ał!
— Widzisz? Żyjesz. Jako przyszły lekarz muszę stwierdzić, że skoro reagujesz na ból, to żyjesz. - mówił ze śmiechem. Shirley spojrzała na niego zirytowana lecz po chwili także zaczęła się śmiać. Leżeli wśród kwiatów i wpatrywali się w płynące chmury.
— Podobało Ci się na statku? To musi być wspaniałe uczucie. - zapytała nagle dziewczynka nie odrywając wzroku od nieba. Gilberta lekko zdziwiło jej pytanie, przecież minęło dużo czasu od jego powrotu.
— Bardzo mi się podobało. Cieszę się, że mogłem zobaczyć tyle wspaniałych miejsc. - mówił szczęśliwy chłopiec. Podróż pozwoliła mu uporać się z rozpaczą jaka go dosięgnęła po śmierci ojca.
— To czemu wróciłeś? - zapytała opierając się na łokciach.
— Z tylko jednego powodu... - odpowiedział patrząc Ani w oczy. Wpatrywali się w siebie, nie potrafiąc oderwać wzroku od siebie. Gilbert zbliżył się lekko do rudowłosej...

🌻🌻🌻

Witajcie!
Spokojnie, na razie nie spodziewajcie się końca. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie haha

I jak wam do tej pory podoba się to opowiadanie? Macie jakieś rady, co mogłabym poprawić? Może czegoś daję za mało? Wydaję mi się, że jest za dużo dialogów, ale sama nie wiem...

Buziaki! 🌻

Jestem przy Tobie moja Marcheweczko Where stories live. Discover now