Rozdział 18

4.5K 176 26
                                    


Snape nie wiedział czy był bardziej wściekły, czy przerażony. Jedyne, o czym mógł teraz myśleć, to Potter. W momencie, gdy otworzył drzwi od swoich komnat i zobaczył roztrzęsionego trzecioklasistę należącego do jego Domu, już wiedział. Wystarczyło jedno przelotne spojrzenie na szyję chłopca. W chaotycznych i niejasnych wyjaśnieniach dziecka pojawiły się nazwiska: Granger, Weasley i Potter. To ostatnie sprawiło, że kolana się pod nim ugięły. Tak, przemknęło mu przez myśl, to naprawdę musi być jakieś pieprzone fatum. Złoty Chłopiec Gryffindoru wraz ze swoją świtą kolejny raz wpakował się w poważne kłopoty. Tylko, że tym razem dotyczyły one nie tylko jego.

Snape zacisnął usta w cienką linię. Sytuacja naprawdę nie przedstawiała się najlepiej. Cały plan szlag trafił. Chłopak musiał zniknąć. Najlepiej, gdyby dyrektor natychmiast wysłał go gdzieś w bezpieczne miejsce, o ile takie istniało. Jednak najpierw musiał znaleźć dzieciaka, a to nie było takie proste. Dwie godziny poświęcił na przeszukanie zamku. Jednak po Potterze nie było śladu.

— Cholera — zaklął cicho, kierując się do swoich lochów. Bieganie po całej szkole nie miało najmniejszego sensu, a pomoc duchów także na nic się zdała. — Przecież nie rozpłynął się w powietrzu. — wymamrotał do siebie z irytacją.

Mistrz Eliksirów wąskim korytarzem skierował się do swoich kwater. Nie miał wyjścia, musiał skontaktować się Albusem, a czas działał jedynie na ich niekorzyść. Nawet nie chciał myśleć, co się stanie, gdy Czarny Pan o wszystkim się dowie. Sama świadomość gniewu mrocznego czarodzieja mroziła krew w jego żyłach. Podszedł do ściany i niecierpliwie wyszeptał hasło do swoich kwater. Natychmiast pojawiły się drzwi. Otworzył je i wszedł do komnaty.

Znieruchomiał.

W fotelu siedział Potter. Na ten widok poczuł, jak jego serce przepełniła ulga. Jednak tylko na chwilę, gdyż to uczucie zostało zastąpione gniewem, który nagle w nim zapłonął.

— Potter, co ty, na Merlina, sobie wyobrażasz? Przeszukałem cały zamek. Nie możesz tak po prostu... — Zanim skończył został pchnięty z dość dużą siłą na ścianę i jego ręce zostały unieruchomione zaklęciem wiążącym. Czarne źrenice Snape'a spojrzały na Gryfona z gniewem i zaskoczeniem równocześnie. — Co ty do cholery wyprawiasz? — warknął, gdy chłopak powoli wstał z fotela i przybliżył się do niego.

Harry oparł dłoń o ścianę i nachylił się w kierunku twarzy mężczyzny. Snape, czy tego chciał, czy nie, wstrzymał oddech. W zielonych oczach dostrzegł chłód i niepokojący spokój.

— Nie mam ochoty być dłużej pionkiem w tej wojnie. Zamierzam to zakończyć. Zabierzesz mnie do Voldemorta. 

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Chcesz, abym cię zabrał do Czarnego Pana?

— Tak.

— Oszalałeś?! Nie zrobię tego, to samobójstwo!

— Jeżeli pan mi nie pomoże, to znajdę inny sposób, aby się do niego dostać.

— Potter... — Snape zawahał się i zacisnął usta w cienką linię. — Nawet, jeżeli bym się zgodził na ten niedorzeczny pomysł, to nie wiem, gdzie przebywa. Musi mnie wezwać. — dodał lodowato, ale w jego głosie dosłyszalna była nuta frustracji.

Harry zmarszczył brwi w zastanowieniu i po chwili się uśmiechnął.

— To nie problem. Zostaw to mnie.

Skradzione ChwileWhere stories live. Discover now