_time does not heal_

39 0 0
                                    


    Zdarzały się takie wieczory, kiedy zasypiał natychmiast po przyłożeniu zmęczonej głowy do poduszki. Wieczory, gdy złe sny dawały mu chwilę oddechu atakując mieszkającego w mieszkaniu za ścianą brodatego sąsiada albo jego psa Bobby'ego - uroczy siedmioletni kundelek. Takimi nocami uśmiechał się przez sen uśmiechem anioła, szczerym i niezmąconym, o którym dzień dawno temu zapomniał. Lee Juyeon spał i marzył, aby rano obudzić się we śnie. 

Codziennie rano z łóżka zrywały go kłujące promienie seulskiego słońca i codziennie rano pozwalał im przez pierwsze pare sekund gorącą pieszczotą łaskotać swoje wygniecione, zaspane policzki. Zima, wiosna, lato, jesień. Trzy lata, trzy miesiące i siedem dni temu stały się one pustymi, nic nieznaczącymi nazwami w próżni wymienianymi jedynie po to, żeby ludzie mogli usidlić rok. 
Trzydziestoletni Juyeon czas odmierzał snem. Gdy spał - śnił i żył, gdy się budził- odpływał do świata który nigdy go nie chciał, a obecnie i vice versa. Mógłby nawet w tej sekundzie nadejść koniec świata, a on prawdopodobnie jednie uśmiechnąłby się przed siebie i poprosił sąsiadkę z góry aby podgłośniła muzykę. 

Wielu jego znajomych mogłoby stwierdzić, że w życiu emerytowanego muzyka tak właściwie nic się nie zmieniło. Ten "ich" Juyeon był tym samym Juyeonem który sprawiał że arena drżała od krzyku młodych i trochę starszych fanów. Był tym samym Juyeonem, który potykał się na prostej drodze, który ubóstwiał czekoladę, który śmiał się z nieśmiesznych dowcipów i płakał ze strachu podczas oglądania horrorów. Jak zawsze z uśmiechem podpisywał zlęknionym, teraz już dorosłym dziewczynkom dawne albumy, z uroczymi minami pozował do zdjęć i potrafił dać kwiatka spotkanej przypadkowo na ulicy staruszce. Tak. Lee Juyeon wciąż żył w swojej dawnej skorupie jakby nigdy nic się nie zmieniło. 

Trzy lata, trzy miesiące i siedem dni temu zmieniło się wszystko. 

Trzy lata, trzy miesiące i siedem dni temu zgasło słońce i jego prywatny świat pogrążył się w wiecznej ciemności, którą widział jedynie on sam. Regularnie co miesiąc odwiedzał panią Kim, okulistkę w mocno podeszłym wieku i regularnie co miesiąc pani Kim zapewniała go, że z jego wzrokiem wcale nie jest gorzej. A jednak Lee Juyeon ślepł z dnia na dzień i słowa poczciwej kobiety nic nie mogły na to poradzić.

Najpierw przestał rozróżniać ludzi. 

Witał się z przyjaciółmi głuchym zlepkiem liter, które nie przypominały żadnych znanych imion. Wpatrywał się w twarze i w żadnej z nich nie umiał dostrzec tego, co każda twarz powinna posiadać. Lee Juyeon nie widział smukłych miedzianych oczu, rozchylonych w dumnym milczeniu ust ani wyblakłych zarumienionych odmową policzków. A przecież umiałby namalować je wszystkie z pamięci.

Póżniej przestał rozróżniać barwy.

W jego wierszach czerwony, żółty i zielony rozpływały się w jedną bezbarwną maź, gubiąc go w swojej wyrazistości. Doradzał Changminowi co do koloru ścian w pokoju jego syna nie rozumiejąc wypowiadanych przez siebie słów za jasny, zbyt błękitny

Chwilę później obrazy w telewizji, zdjęcia w telefonie czy artykuły w codziennej prasie przestały mieć dla niego jakiekolwiek sensowne znaczenie, chociaż wciąż oglądał telewizję, wciąż robił sobie zdjęcia i wciąż czytał każdego ranka nowinki w dzienniku. 

Lee Juyeon wewnątrz był jednym wielkim bałaganem, który przed wydostaniem się na wolność chroniła jedynie cienka, lekko przydymiona koreańska skóra. 

                                                    ^                      ^                   ^

Codziennym wieczornym rytuałem była ponowna analiza Tamtego Dnia.
Kładł się wtedy na łóżku, które nie było wcale miękkie i okrywał kocem, który dawno temu stracił fakturę i całe ciepło, a potem zamykał oczy i wracał myślami do uśmiechu, którego nic nie było w stanie wymazać z jego pamięci.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 25, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

⇢ʟᴇ sᴏʟᴇɪʟ⇠「𝒿𝓊𝓃𝓎𝓊」Where stories live. Discover now