Rozdział 3

2.2K 145 97
                                    


Kiedy się ocknęłam, w me uszy nie wdarł się wielojęzyczny gwar, a bryza znad pobliskiego basenu nie rosiła mego odzianego w strój kąpielowy ciała. Leżałam na łóżku w swoim hotelowym pokoju. Sypialnię spowijał mrok, lecz nie było całkiem ciemno. Ktoś pozasłaniał wszystkie okna, zostawił jednak zaświeconą lampkę w rogu pokoju. Jedyne dźwięki, jakie słyszałam, to brzęczenie klimatyzacji oraz szum prysznica dobiegający z przylegającej do pomieszczenia prywatnej łazieneczki. Czułam się lekko skonfundowana.

- Mamo? – zawołałam niepewnie.

Nie wiedziałam, dlaczego miałaby się kąpać u mnie, skoro miała własny pokój. Na myśl przychodziło mi tylko jedno wyjaśnienie – musiało dojść u niej do jakiejś awarii.

Nie doczekałam się odpowiedzi, więc po chwili powtórzyłam pytanie nieco głośniej. Niestety to drugie zawołanie również pozostało bez odzewu. Doszłam zatem do wniosku, że matka albo mnie nie słyszy, albo stało się coś niedobrego i rodzicielka leży na podłodze w kałuży krwi rozmywanej przez gorącą wodę wypływającą z nieruchomej słuchawki prysznica. Ta druga możliwość tak mną wstrząsnęła, że postanowiłam czym prędzej pognać do toalety, aby sprawdzić, czy wszystko z matulą okej. W chwili, w której zaczęłam wdrażać tę myśl w życie, szum wody ustał. Zatrzymałam się na brzegu łóżka i głośno odetchnęłam z ulgą. Zza ściany dało się słyszeć standardowe dźwięki, jakie generuje człowiek zaraz po kąpieli: szmer ręcznika trącego o ciało, szuranie laczkami po podłodze, otwieranie i zamykanie opakowań kosmetyków. W końcu, jakieś dwie minuty później, do odgłosów tych dołączyło skrzypnięcie zawiasów w drzwiach do łazienki.

- Dlaczego przyszłaś się myć do mnie? – zapytałam, zanim się jeszcze wychyliła zza węgła. Nie było w tym pytaniu wyrzutu, jeśli już, to taki udawany. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że mnie odwiedziła, bo to oznaczało, że musiała wybaczyć mi moje bezczelne zachowanie znad basenu.

- Słucham? – usłyszałam w odpowiedzi i zamarłam.

Głos nie należał do mojej matki. Co więcej, nie był kobiecy, a pytanie zadano po angielsku. Już miałam wydrzeć się na całe gardło i skoczyć do okna, żeby przez nie uciec, kiedy zza ściany wyłonił się on – mój boski barman, odziany jedynie w biały, puchaty ręcznik zawieszony na biodrach, hotelowe kapcie w tym samym kolorze oraz szeroki uśmiech, przy bieli którego dwa pozostałe elementy wydawały się szare. Widok półnagiego Włocha odebrał mi całkowicie rozum. Zamiast wrzeszczeć i zwiewać w popłochu, siedziałam z wywalonym językiem i wgapiałam się w jego wyrzeźbione ciało. Sześciopak na brzuchu mężczyzny prezentował się tak, że gdyby zrobić mu zdjęcie i wrzucić na okładkę jakiegoś gorącego romansu, top dziesięć w empiku byłoby murowane. Klatkę piersiową miał tak dokładnie wydepilowaną, że gdyby zagrał w reklamie Gillette z Robertem Lewandowskim, ten drugi mógłby mu co najwyżej podawać ręcznik. Do tego dochodziły: szerokie bary, umięśnione ręce oraz łydki, które zdecydowanie wskazywały na to, że pan barman nie zapominał na siłowni o dniu nóg.

- Może pani powtórzyć? – Włoch ponownie zwrócił się do mnie po angielsku. – Nie zrozumiałem, co pani powiedziała.

Może i bym sobie przypomniała, jakie pytanie zadałam mu dosłownie chwilę temu, ale aby tego dokonać, nie mogłoby się wydarzyć to, co stało się pół sekundy później – ręcznik okalający biodra barmana zsunął się i wylądował na podłodze. Włoch stał teraz przede mną tak, jak go Pan Bóg stworzył. Brzuch, klatka, ręce, nogi – wszystko to momentalnie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Moje oczy widziały w tym momencie tylko jedno – ogromne przyrodzenie, z gatunku tych, dla których w powieściach erotycznych używa się słów berło czy maczuga. Dotychczas tej wielkości stworzenia widywałam jedynie na filmach „przyrodniczych", teraz miałam jeden okaz dosłownie jakieś dwa metry przed sobą. Gruba żyła ciągnąca się przez całą jego długość pulsowała miarowo, a wiszące pod nim potężne jądra bujały się delikatnie w rytm oddechu mężczyzny. Nie zdążyłam mrugnąć dwa razy, a pod majtkami od mojego stroju kąpielowego zawrzało. Każda kobieta na moim miejscu zareagowałaby identycznie. Ba, obstawiam, że znalazłoby się paru facetów, którzy mogliby nieoczekiwanie zmienić orientację w obliczu takiego majestatu. Nic więc dziwnego, że dopiero po dłuższej chwili zaczęłam zwracać uwagę na kolejne słowa, wypowiadane przez właściciela rzeczonego potwora.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Where stories live. Discover now