10- Diary

116 9 5
                                    

Jeongguk

-Nie chcę. Zabierz to!- Jimin ciągle niespokojnie wiercił się na kanapie lub uciekał na podłogę, żeby schować się za moimi plecami. Zupełnie jakbym był jego przenośną siedzącą kryjówką.

Przekonanie go, że potrzebuje tego zastrzyku graniczyło chyba z cudem. Cała nasza trójka już traciła nadzieję, siły i pomysły po prawdopodobnie setnej próbie przynajmniej unieruchomienia go bez robienia krzywdy.

-Jeongguk, zrób coś, bo zaraz zwariuję!- Hoseok z frustracji niemal rwał sobie włosy z głowy, a nam z Emmą już dawno opadły ręce. Co prawda wspominała nam o fobii przed igłami, ale liczyliśmy, że tego również pozbył się jego mózg, tak samo jak wspomnień. Niestety spotkała nas niemiła niespodzianka, a jedynym, co przychodziło mi teraz do głowy, poza ganianiem Jimina po całym salonie aż ktoś padnie z wycieńczenia, było potraktowanie go jak siedmiolatka. Tylko słodycze nie robiły na nim żadnego wrażenia, tak samo jak kolorowe naszywki z dinozaurami, więc nie był tak prosty w obsłudze jak kilkulatek. 

-Jimin, kochanie, to nie będzie bolało. Popatrz, Jeongguka nie boli- zaraz po tym poczułem jak igła przebija się przez tkanki otaczające moje ramię, więc w odruchu wywołanym bólem złapałem się za nakłute miejsce i syknąłem, co chyba nie do końca przekonało szatyna co do prawdziwości słów Emmy. Ja za to zgromiłem blondynkę spojrzeniem, ale nawet nie pytałem za co to było, bo doskonale znałem odpowiedź. Ale czy naprawdę musiała się mścić za wczorajszy wieczór? Przecież to nie było nic złego...

-Emma!- w mojej obronie stanął Hoseok, który nie spodziewał się takiego ruchu po lekarce, jednak szybko uspokoiła naszą dwójkę zarzekając się, że w tej strzykawce znajdowała się jedynie odrobina soli fizjologicznej, tak samo jak w połowie tych porozkładanych na stoliku kawowym, które swoją drogą ani trochę nie tworzyły przyjaznej atmosfery, ale musiały być pod ręką.

Niestety to nie rozwiązywało naszego problemu odnośnie Jimina, który zmartwiony moim stanem zdrowia kurczowo obejmował uszkodzoną rękę.

-Jiminnie, proszę cię, to będzie tylko chwila. Nie dasz rady?- westchnąłem zrezygnowany, naprawdę gotów zrobić wszystko, byle tylko mieć już całą tę procedurę za sobą.

-Nie dam.

-A gdybym dał ci coś w nagrodę?

-A co takiego?- od razu ciemne, zainteresowane spojrzenie przeniosło się z mikroskopijnej ranki na moje oczy, a chłodne ciało przysunęło się jeszcze odrobinę. Czułem też na sobie palący wzrok Emmy, więc presja, ciążąca nad wyborem odpowiednio atrakcyjnej i jednocześnie spełniającej wymogi nadzoru rodzicielskiego oferty, była dwa albo nawet i trzy razy większa. Musiałem wykazać się rozwagą, ale z racji na to, że kończył mi się czas, zwyczajnie spanikowałem.

-Niespodzianka. Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz.- kiedy dotarło do mnie co palnąłem, miałem ochotę palnąć również sam siebie w twarz. Przecież tak naprawdę nie miałem żadnego pomysłu. Ale przekupstwo było już chyba naszą ostatnią deską ratunku.

A kiedy po niezadowolonych pomrukach zauważyłem, że szatyn wciska dłoń w moją rękę i z zaciśniętymi oczami odwraca głowę w przeciwną stronę, aż nie mogłem uwierzyć. Po tak długim czasie miałem wrażenie, że to tylko jakaś fatamorgana, która dopadła mnie z wycieńczenia umysłowego, ale wnioskując po minach dwuosobowego personelu medycznego, to działo się naprawdę. 

Nie mogliśmy stracić nawet sekundy, dlatego ustawiłem rękę Jimina w odpowiedniej pozycji, trzymając nadgarstek, żeby nie uciekł kończyną ze strachu i jednocześnie gładząc pokrzepiająco wierzch jego dłoni palcami. Spomiędzy ściśniętych nerwowo ust uciekło ciche stęknięcie, gdy igła przebiła skórę, ale zaledwie dziesięć sekund później niewielka ranka została sprawnie opatrzona przez całkiem już doświadczone ręce Hoseoka.

FLESH & BONES// JikookWhere stories live. Discover now