rozdział szesnasty

135 7 1
                                    


- Jak wyglądam? - zapytała odwracając się od lustra i obracając wokół własnej osi, by zaprezentować mi swoją suknię.

Złote frędzle na dole jej sukienki zatrząsały się wraz z jej radosnym ruchem, migocząc w białym świetle jej toaletki. Bransoletki na jej nadgarstkach dzwoniły głośno obijając o siebie, podobnie jak diamentowe opaski na głowie.

- Jak z bajki - uśmiechnąłem się.

Jej uśmiech zniknął gdy podeszła do mnie wtulając swoją twarz w moją klatkę piersiową.

- Widzę przecież po twoich oczach, że nie chcesz iść. Dużo pracujesz, powinieneś odpocząć a ja cię tak zachęcałam byśmy tam poszli.

Westchnąłem ciężko. Mój entuzjazm co do tego wyjścia gasł z minuty na minutę, ale nie mógłbym jej teraz powiedzieć, że nie chcę ruszać się z domu. 

- Najbardziej mi szkoda tego, że nie możemy zabrać ze sobą dzieciaków - pocałowałem ją w czoło - Ale my też potrzebujemy trochę rozrywki. Jeszcze trochę, a zaczniesz uważać, że żyję tylko pracą.

- Poniekąd Jay, tak jest - westchnęła głośno - Ale zapewniasz nam wszystko co najlepsze, więc nie moglibyśmy nie być tobie wdzięczni. Z resztą, nie robisz tego tylko dla pieniędzy - spojrzała mi w oczy - Pomagasz ludziom. To jest ważne.

Uśmiechnąłem się do niej gładząc ją po jej krótkich rudych włosach.

- Wszyscy będą tobą zachwyceni - zacząłem by zmienić temat - nawet nie będą pytać kim jestem.

Kobieta zaśmiała się radośnie ukazując przy tym głębokie dołeczki w policzkach. 

- Myślisz, że będę pasować tam w tym stroju? - odsunęła się ode mnie podchodząc znów do lustra poprawiając przy tym swoją sukienkę.

- Myślę, że nie będziesz miała sobie równych.

Na powrót zbliżyła się do mnie, poprawiając kołnierz mojej białej koszuli który wystawał tuż znad ciemnego smokingu.

- Widziałeś siebie w lustrze? - westchnęła - Zawsze widzę jak kobiety się za tobą oglądają.

- Obserwują ciebie i próbują być równie piękne i dystyngowane - uśmiechnąłem się całując ją w czubek głowy.

- Gdyby się dowiedzieli, że pochodzę z wsi gdzie wypasałam owce, chyba zmieniłyby zdanie - uśmiechnęła się słabo znów odwracając się do lustra by pogładzić swój okrągły brzuch - Jesteśmy gotowi. Możemy ruszać. 



Blask fleszy był oślepiający, a ogólny harmider doprowadzał mnie do bólu głowy. Słyszałem jak wykrzykują moje nazwisko bym odwrócił się w stronę ich aparatu, a ja uśmiechałem się słabo, czując powoli, że to był błąd by się tu pojawić. Skupiska ludzi od lat były nie moją bajką oraz stały się niezmiernie uporczywe, gdy stałem się nieco bardziej rozpoznawalny. Każdy coś ode mnie chciał, każdy chciał skupić moja uwagę na sobie. Czasami chciałem być po prostu zwykły, niewidzialny. Tak jak niegdyś byłem. Nikt nie przywiązywał do mnie większej uwagi, nikt nie pytał po raz milionowy jak się mam. Ta anonimowość była darem, nie przekleństwem jak niegdyś myślałem. 
Mocnym szarpnięciem rudowłosa piękność pociągnęła mnie na bok, zabierając z tego korytarza fotografów. Mrugnąłem kilka razy, by mój wzrok wrócił do normalności i zdałem sobie sprawę, że kobieta obok mnie intensywnie lustruje moją twarz. 

- Wszystko okej? - zapytała cicho pochylając się w stronę mojego ucha.

Zdałem sobie sprawę, jak bardzo nie próbowałem zatuszować swoją mową ciała tego, jak bardzo nie chciałem tutaj być. Delikatnie rozluźniłem spięte barki i starałem się rzucić w niej stronę jak najmocniejszy uśmiech potrafiłem.

never let go || leonardo dicaprio || titanicWo Geschichten leben. Entdecke jetzt