Rozdział 1 Tragedia #1

72 17 18
                                    

Ziemia rozstąpiła się na pół.
Wychnięta, dusz już nie mieści.
Dziś można iść tylko na górę lub w dół.
Nie nosi już nic na swej powierzchni.

- Aaach! - Alicja wydała z siebie przestraszony pisk, poczuwszy nagle dotknięcie w bark.

Spojrzała do góry, skąd pochodziła odpowiedzialna za nie ręka.

- Twoja zmiana - odezwał się stamtąd wysoki, przyjacielski głos.

Dziewczyna, na te słowa, zamknęła zeszyt, zostawiając między kartkami ołówek i wstała, naprzeciwko oznajmującej te słowa osoby.

20 sierpnia 2024r; 3 miesiące od wybuchu konfliktu.

Stała pod ścianą, o którą przed chwilą opierała się, siedząc wygodnie na podłodze. Podrapała się piętą w czarnym bucie po łydce, okrywanej przez luźne spodnie moro. Czarna bluzka zlewała się z czarną maską na usta z filtrem, tymczasowo swobodnie zwisającą pod podbródkiem. Zielone oczy dziewczyny upodabniały się idealnie z przeważającym odcieniem spodni. Jakby skrawki materiału ulokowały się na jej twarzy. Lub jakby tęczówki rozlały się po bawełnie. Już z daleka można było rozpoznać jej włosy. Blond, rozpuszczone, opadały lub stroszyły się na różne strony, jako mocno skręcone kosmyki.

- Czemu tutaj siedziałaś, przez cały ten czas? - spytała przyjacielsko dziewczyna przed nią. - Nie wolałaś...

- Tu mi się dobrze pisało - Alicja odpowiedziała miło, przerywając jej niedokończoną frazę. Jej usta na chwilę drgnęły w uśmiechu, na zachmurzonej twarzy.

- To też... - usłyszała nieco niepewny, zasmucony głos - Alicja, tutaj mamy tylu członków inteligencji, filozofów, artystów... Jesteś ważna i masz taką delikatną duszę. Też dlatego nie chcę żeby coś ci się stało. Jest tak wiele sposobów, na które można walczyć, nie wystawiając się od razu na wystrzał. Przecież nie wszyscy musicie ginąć.

Nastolatka, mówiąca to, patrzyła troskliwie swoimi szarymi oczami. Jej pofarbowane na różowo, niemal całkowicie wypłowiałe włosy, ledwo muskały jej barki. W głównej mierze były szare, przy tym ich przebijające się, jaskrawe kosmyki były niczym głęboka radość, w najtrudniejszych chwilach.

Jej blondwłosa rozmówczyni minęła ją powolnym krokiem, zmierzając w stronę masywnych, brązowych drzwi.

- Amelia, mamy wojnę. Nie mogłoby mi się ,,nic nie stać". To tak, jakby mnie tutaj nie było. Jakbym nie zjednoczyła się z wami, nie walczyła. Jakbym od początku nie żyła - mówiła zdecydowanie, przepuszczając przez siebie nuty smutku. - Mam delikatną duszę, ale i mocne serce. I umysł, który nie pozwala mi stać bezpiecznie.

Amelia zatrzymała swój łagodny wzrok głęboko w niej. W popiele jej oczu przejrzało się słońce, bardzo krótkim zerknięciem. Nastolatka spóściła głowę. Na jej twarz wszedł wyraz zamyślenia.

- Kurwa mać, serio coraz częściej wychodzą mi rymy przypadkiem! - krzyknęła Alicja, totalnie wesołym tonem. - To aż dziwne. Sorka, miałam przy tobie za bardzo nie przeklinać.

Dziewczyna rzuciła szarookiej przyjacielski uśmiech, po czym zniknęła za drzwiami.

Po przejściu, znalazła się w niewielkim, okrągłym pomieszczeniu, przypominającym piętro wieży. Ściany były tak samo skalnie brązowe jak przed wejściem, jedynie ilość zwisających po nich roślin zmalała. Pod otwieranymi oknami, aktualnie zakrytymi w większości metalowym zabezpieczeniem, znajdowały się dwa wojskowe teleskopy. Pod nimi natomiast karabiny, których lufy wystawały przez ścianę na powietrze.

Alicja podeszła do jednego przyrządu i przyłożyła oko do szkła.

- Gdyby sonary mogły wykrywać tak popierdolone rzeczy... - mruknęła niechętnie, choć na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

Apokalpisa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz